W zegarkowym świecie kalendarz w ciągu roku kręci się wokół kilku imprez, na które wielu entuzjastów czeka jak dzieci na Święta Bożego Narodzenia. Jedną z nich jest Dubai Watch Week (DWW) - choć odbywa się co dwa lata, miejsce i atmosfera tej imprezy sprawiają, że kolekcjonerzy odliczają dni do kolejnej edycji.
Ja odkryłem tę imprezę w 2024 roku, oglądając relację jednego z twórców na YouTube. Momentalnie postanowiłem udać się na nią przy najbliższej okazji. Taka pojawiła się w tym roku. W tej serii artykułów zrelacjonuję Wam wyjazd i swoje wrażenia z imprezy. Na wstępie zaznaczę, że na moją relację składać się będzie kilka artykułów ponieważ ilość materiału jaki udało mi się zebrać na targach jest dość spora.
Dlatego w tym i kolejnych artykułach znajdziesz:
• Relacje z odwiedzin wybranych manufaktur,
• Ogólne wrażenia z imprezy i porównanie DWW do Watches and Wonders,
• Szczegółowe zestawienie kosztów wyjazdu na DWW vs W&W,
• Praktyczne wskazówki dla osób planujących wyjazd na kolejne edycje.
Zapraszam do zaglądania i czekania na kolejne części, bo warto!
Pierwsze wrażenia - logistyka i organizacja targów
Zarówno targi, jak i sam Dubaj odwiedziłem po raz pierwszy. A że zabrałem żonę to trzeba było znaleźć balans między targami a zwiedzaniem. Z tego powodu skupiłem się przede wszystkim na producentach zegarków, których nie miałem okazji odwiedzić podczas - relacjonowanych na ZiP - Watches & Wonders 2025 w Genewie. Resztę - tylko jeśli czas pozwolił.

Targi odbywają się przez cały tydzień, od godziny 10:30 do późnej nocy. Obszarowo nie były ogromne i w mojej opinii w trzy pełne dni można zwiedzić wszystko.
Strefa targowa ulokowana jest tuż przy malowniczej scenerii Burj Khalifa, a wstęp jest darmowy (po rejestracji na stronie).
Strefy tematyczne
Na targi składały się duże, odrębne wystawy takich marek jak Rolex, Audemars Piguet, Chopard, Van Cleef and Arpels czy Ferdinand Berthoud, a także hala Brand Exhibition, gdzie swoje mniejsze stanowiska miało wiele znamienitych marek. Były też części nie wystawowe, jak House of Horology, MasterClass, Collectors Lounge czy loże prasowe i kawiarnie.

W Masterclass można było np. własnoręcznie, pod okiem doświadczonego zegarmistrza, rozebrać zegarek czy naoliwić podzespoły -- dość ciekawe doświadczenie dla entuzjastów niebędących na co dzień zegarmistrzami. Liczba miejsc na takie warsztaty była ograniczona i wyczerpała się na długo przed targami.
Oprócz obcowania z markami można było zaplanować inne aktywności, którymi śmiało można wypełnić grafik od rana do późnych godzin wieczornych. Tak czy inaczej dla pasjonatów zegarmistrzostwa - prawdziwa uczta i moc wrażeń! Mnie, z uwagi na harmonogram lotów, do dyspozycji pozostały zaledwie dwa dni. Starałem się więc skupić głównie na Brand Exhibition, gdyż tam było najwięcej interesujących mnie marek.
Zapraszamy na wspólny spacer, oto krótkie wideo z tego miejsca:
Dubai Watch Week vs Watches and Wonders - główne różnice
Mając na świeżo w pamięci kwietniową wizytę na Watches and Wonders siłą rzeczy, podświadomie zacząłem porównywać DWW do W&W. Już od pierwszych godzin zauważyć można kilka istotnych różnic.
Mniej tłumów, więcej swobody
Po pierwsze - znacznie mniej tłumów i brak kolejek do wejścia mimo że impreza była bezpłatna. Dubai Watch Week to wydarzenie mniejsze, o słabszej frekwencji, dzięki czemu można swobodnie zaplanować czas na zwiedzanie.
B2C zamiast B2B - impreza dla entuzjastów
Po drugie - kluczowa różnica tkwi w charakterze wydarzenia. Watches & Wonders to przede wszystkim impreza B2B, gdzie w centrum są interesy między producentami a dystrybutorami, dostawcami i dealerami. Dubai Watch Week to impreza B2C, gdzie oficjalnie robienie biznesu jest zabronione (choć oczywiście deale mogą dochodzić do skutku, ale nie „na widoku"). Dlatego Dubai Watch Week jest znacznie bardziej spotkaniem entuzjastów zegarków, a W&W kongresem dla biznesu.
Relaks zamiast dystansu
Zakaz robienia interesów ma o tyle istotne znaczenie, że w odpowiedni sposób nastraja wystawców. Podczas W&W wielokrotnie miałem wrażenie, że wchodząc do stanowiska wystawcy jestem poddawany ocenie, czy mogę być potencjalnym klientem marki - oceniano ubiór, zegarek, pytano o kolekcję.
W Dubaju natomiast odniosłem wrażenie, że tylko dwie marki utrzymywały taki dystans wobec odwiedzających: F.P. Journe i A. Lange & Söhne. Oczywiście nie wymieniam tu Audemars Piguet, bo o nich powszechnie wiadomo, że zawsze mają dystans do potencjalnie zainteresowanych - co zresztą potwierdzili, nie wystawiając niczego do przymiarki „zwykłym śmiertelnikom".
Niemniej obsługa większości brandów była zrelaksowana i skracała dystans. Myślę, że zwykłemu kolekcjonerowi rzadko zdarza się osobiście i swobodnie porozmawiać z Karimem Voutilainenem, Rogerem W. Smithem, braćmi Meylan, Konstantinem Chaykinem, Ludovicem Ballouardem, Pascalem Raffy z Bovet, CEO Schwarz Etienne, dyrektorem kreatywnym z Laurent Ferrier czy szefem butików Ulysse Nardin. Tu taka możliwość stała się rzeczywistością. I często nie trzeba było specjalnych zapisów -- wystarczyło podejść z marszu do stoiska, uśmiechnąć się i zagadać.
Co ciekawe, same „wristshoty" kolekcjonerów przyprawiały o zawrót głowy -- nie często widzi się osoby z dwoma Journeami na obydwu rękach czy kilkoma odmianami Rolexów Daytona od łokcia w dół. Nie wspomnę nawet o bardziej egzotycznych czasomierzach jak MB&F Space Pirate, Vianney Halter Deep Space czy Devon Tread. To, co miałem okazję zobaczyć przyrównać mogę tylko do zegarkowego odpowiednika zjazdu fanów Gwiezdnych Wojen, gdzie każdy przebiera się w opracowany w najdrobniejszych szczegółach cosplay swojej ulubionej postaci. Zdecydowanie czułem się jak ryba w wodzie!
Atmosfera Dubai Watch Week, czyli pasja przede wszystkim
I to właśnie podobało mi się na Dubai Watch Week najbardziej - chodziło przede wszystkim o rozmowy na temat pasji i potrzymanie choć przez chwilę tego, co jeszcze niedawno widzieliśmy tylko w artykułach reklamowych. Każdy brand miał coś do przymiarki - od najbardziej charakterystycznych modeli zegarków rozpalających kolekcjonerów w ostatnich latach po absolutne nowości.
Ba! Nawet sami kolekcjonerzy bez problemu wymieniali się zegarkami, aby zebrać doświadczenia nosząc choć przez chwilę coś innego - ja wybrałem swój „fun watch", czyli CW Bel Canto z purpurową tarczą, który wielokrotnie z zaciekawieniem lądował na czyimś nadgarstku. Mi z kolei udało się przymierzyć czyjeś Bulgari Octo Finissimo Sejima Edition, z czego się niezmiernie cieszę, gdyż choruję na ten zegarek od dawna, a nie miałem nigdy okazji go przymierzyć. Tutaj nikt nikomu nie odmawiał przymiarki i to było wspaniałe.
Przyjąłem więc za cel, aby przyjąć na własny zegarek jak najwięcej. Zacząłem od marki, którą już dawno chciałem poznać na żywo, ale nie miałem okazji - De Bethune.
1. De Bethune
Jak zawsze na początek, zaczęliśmy oczywiście od ciekawej rozmowy o ich manufakturze i pasji do zegarków, aby następnie przejść do przymiarek.
DB29 Kind of Two Jumping GMT - dwa zegarki w jednym
Wystartowali z „grubej rury", serwując DB29 Kind of Two Jumping GMT (ref. DBK2V1). Ten model to wariacja modelu z 2021 roku, gdzie marka De Bethune podeszła w bardzo ciekawy sposób do realizacji wskazania drugiej strefy czasowej... dając w zasadzie dwa zegarki w jednym.
Oto jak zegarek ten wygląda na żywo:
Jak widać, z jednej strony mamy tarczę w stylu DB28XS z charakterystycznym deltoidem i najlżejszym na świecie tourbillonem, a przekręcając ją możemy nastawić drugą strefę czasową na tarczy w stylu modelu DB29, osadzonej w mocno breguetowskim stylu. Zegarek ma mechanizm DB2517 typu „dead beat" z przynajmniej sześcioma patentami oraz słynny „spring-loaded lug system", dzięki czemu mimo sporych wymiarów tarczy nosi się wygodnie nawet na mniejszych nadgarstkach. Ze względu na to, że mamy tu dwa tak bardzo różne zegarki w jednym, był to chyba mój faworyt całych targów.
DB25 Perpetual Sky - wieczny kalendarz z nocnym niebem
Dalej miałem okazję przymierzyć DB25 Perpetual Sky (ref. DB25SQPV2) z mechanizmem kaliber DB2005V3 - model przypominający Starry Varius.

Również nowość z tego roku, gdzie oprócz wiecznego kalendarza dodany został piękny, sferyczny wskaźnik faz Księżyca z palonym na niebiesko tytanem wskazującym ciemną stronę. Całość osadzona jest na tarczy imitującej gwieździste niebo, gdzie drobinki złota zatopione w tytanie pełnią rolę gwiazd.
Skorzystałem z okazji, aby porównać go z modelem Starry Varius (ref. DB25VxsRV2) w żółtym złocie z piękną tarczą w kolorze burgundowym i z mechanizmem DB2005. Przyznaję - złoto z burgundem robi wrażenie.

Fajnie było te zegarki w końcu zobaczyć na żywo.
DB28 Tourbillon z diamentami i DB28XS Kind of Blue
Czekając, aż asystentka przyniesie DB28XP, miałem okazję przymierzyć wysadzany diamentami model DB28 Tourbillon (ref. DB28TJRN) z mechanizmem DB2019. Przyznaję, że na żywo jego wykonanie budzi podziw, mimo, że nie gustuję w zegarkach „iced down". Nie często zdarza się zobaczyć na żywo zegarek, który ma diamenty nawet na uchach i sprzączce od paska.


Na koniec miałem okazję przymierzyć DB28XS Kind of Blue Tourbillon (ref. DB28XSTB), mniejszą wersję modelu z serii rozpoczętej w 2016 roku. Ten zegarek z mechanizmem DB2009V5 to kolejna nowość De Bethune z tego roku.
Zawsze chciałem doświadczyć, jak wygląda na żywo palony na niebiesko i polerowany diamentową pastą tytan. Nie zawiodłem się! To naprawdę świetny zegarek, który ma dodatkowo bardzo ciekawą właściwość - z uwagi na fakt, że tytan jest niebieski w wyniku obróbki cieplnej w określonej temperaturze (jeden z patentów marki De Bethune) a nie w wyniku pokrywania warstwą niebieskiego PVD czy farby, jak ma to miejsce u innych producentów, w bardzo łatwy sposób można usunąć z niego wszystkie rysy. Wystarczy przesłać go do De Bethune, gdzie tytan zostanie ponownie wypalony i wypolerowany - dzięki czemu żadne rysy nie będą widoczne, a zegarek wyglądać będzie znów jak nowy!

Myślę więc, że osobom mającym alergię na rysy ten zegarek może dostarczyć argumentów, dlaczego warto rozważyć De Bethune jako kandydata na „świętego Graala".
W trakcie mojego przymierzania zaczęła tworzyć się kolejka, więc po rozmowie postanowiłem pożegnać swojego gospodarza, aby umożliwić innym nacieszenie się chwilą obcowania z marką. Po przymiarkach przeszedłem jeszcze obok stoiska, aby spojrzeć na zegarki wystawione w gablotach, i poszedłem do następnej zacnej manufaktury - MB&F.
2. MB&F
Marka MB&F miała swoje stanowisko zaraz obok De Bethune. MB&F pokazało w tym roku kolejną wariację jednego ze swoich najbardziej odjechanych zegarków, czyli model HM11 Art Deco (ref. 11.TL.RG.C) w tytanie z trójwymiarowym mechanizmem „in-house”. Jest to wariacja modelu zaprezentowanego przez tę manufakturę 2 lata temu.
Według zamysłu twórcy zegarek swoim stylem nawiązywać ma do architektury Art Deco, która swój rozkwit przeżywała w latach 20. i 30. XX wieku. Ale w mojej ocenie co innego jest w nim najfajniejsze, otóż model ten w swoich czterech komorach oprócz standardowej godziny, koronki i wskazania rezerwy chodu ma bowiem też mechaniczny wskaźnik temperatury otoczenia - podany zarówno w Celsjuszach, jak i w Fahrenheitach!

Ta ostatnia komplikacja jest szczególnie trudna do wykonania w zegarkach naręcznych, gdyż w przypadku niektórych modeli z podobnym wskazaniem, pomiar temperatury otoczenia potrafi być zaburzany przez temperaturę ręki noszącego.
Dlatego od razu zapytałem „jak uporali się z tym problemem?".
Okazało się, że z pomocą przychodzi architektura zegarka, gdzie czujnik zawieszony jest dość daleko od ręki, uniemożliwiając bezpośredni kontakt zegarka ze skórą. To eliminuje błąd wskazania, co potwierdzili doświadczalnie. Zakres pomiaru termometru też jest imponujący, bo od -20 do 60° Celsjusza i 0 do 140° Fahrenheita!
„How cool is that?!"
Ale oczywiście MB&F nie byłoby sobą, gdyby nie dodało kolejnego „easter egga" i nie zrobiło z pozoru prostej czynności nakręcania mechanizmu czymś bardziej efektownym - otóż przekręcając to całe „ufo" w poszukiwaniu komory z komplikacją, którą chcemy ustawić do widoku, jednocześnie nakręcamy sprężynę napędową, czyli zwiększamy rezerwę chodu! Każdy obrót o 45° dodaje 72 minuty rezerwy aż do imponujących 96h! „How cool is that?!"
Warto zobaczyć krótkie wideo prezentujące nakręcanie tego cuda:
Wisienką na torcie jest centralnie osadzony „latający tourbillon", schowany za wielkim szkłem szafirowym.
MB&F HM11 Art Deco był jednym z tych modeli, który chciał zobaczyć dosłownie każdy, gdyż można go porównać do najnowszych aut Pagani lub Koenigsegga - być może trudno byłoby go używać na co dzień, ale każdy chciałby się chociaż przejechać. To jeden z tych zegarków, wobec którego nikt nie jest obojętny.
Wyjątkowy pokaz możliwości ze strony Maksa Büssera i jego teamu!
Legacy Machine 101 EVO
Dalej w moim zegarkowym menu DWW 2025 pojawiło się Legacy Machine 101 EVO z piękną tarczą w kolorze łososiowym. W tej kolorystyce jest to nowość zaprezentowana w tym roku na Geneva Watch Days.

EVO oznacza tu, że zegarek dostosowany jest do bardziej wymagających warunków noszenia: posiada zakręcaną koronkę, dzięki której ma klasę wodoszczelności 80 metrów, oraz system tłumienia wstrząsów w postaci tzw. FlexRing zamontowanego wewnątrz, między mechanizmem i kopertą. Według zapewnień przedstawiciela marki, można w tym zegarku uprawiać sport rekreacyjnie. Zegarek od góry zdobi oczywiście pięknie wyeksponowany, hipnotyzujący balans zawieszony na mostku wypolerowanym na wysoki połysk, natomiast o piękno jego mechanicznego serca zadbał sam Kari Voutilainen.
Spójrzcie poniżej. Sam nie wiem, którą stronę ogląda się lepiej!

Co ciekawe, ten zegarek został zaprezentowany w tym roku w dwóch wersjach tarczy - tę w kolorze łososiowym oraz drugą, która zmienia kolor w zależności od padania na nią światła - z zielonego na niebieski, co jest efektem procesu CVD, czyli metody nanoszenia cienkich powłok poprawiających właściwości materiału poprzez reakcję chemiczną gazów w wysokiej temperaturze. Miałem okazję szybko rzucić na niego okiem, ale niestety zegarek wędrował akurat do przymiarki do kogoś innego.
Legacy Machine Perpetual EVO (ref. 07.TR.BU)
Następnie pojawił się również model Legacy Machine Perpetual EVO (ref. 07.TR.BU). Zegarek ten ma te same właściwości, co „zwykłe" EVO, tyle, że tu dodana jest funkcja wiecznego kalendarza, który regulowany jest poprzez „mechaniczny procesor" stworzony przez uznanego irlandzkiego zegarmistrza Stephena McDonnella. Z tego też powodu jego imię zdobi przeszklony tył tego zegarka.

Legacy Machine Perpetual EVO zarzuca się często zbyt duży „bałagan” na tarczy, jednak mi się podoba.
Na koniec miałem okazję poobcować z kolejnym, nowym modelem, będącym częścią oferty na 20-lecie manufaktury. To przeszklony zegarek Special Project One, w różowym złocie, z kopertę o średnicy 38 mm, czyli dość mały, jak na standardy MB&F.

Co ciekawe, jest to jeden z niewielu zegarków marki, który nie posiada specjalnych funkcji -- jest to zegarek „hour only". Całość wygląda jak konkurencja dla Corum Golden Bridge tylko w okrągłej wersji.
3. Bovet
Bovet to jedna z tych marek, której zegarki rzadko spotyka się na co dzień. Znani są z bardzo artystycznego wykonania, które niektórzy rozpatrują bardziej jako dzieła sztuki na nadgarstku a nie czasomierze. Dlatego nie przepuściłem okazji, aby odwiedzić ich stoisko.
Bardzo cieszył mnie fakt, że mogłem w końcu zobaczyć ich artystyczne modele, jak na przykład ten dwustronny, szkieletowany, pięknie przyozdobiony Bovet Fleurier Amadeo Virtuoso Tourbillon w różowym złocie z niebieską i zieloną tarczą.
A także model Fleurier Virtuoso VII w białym złocie (ref. ACQPR008).
3 w 1
Przyznam, że zegarki te są imponujące nie tylko ze względu na walory estetyczne lecz także ze względu na fakt, że mamy tu w zasadzie 3 w 1: oprócz faktu, że można je nosić dwustronnie, co daje w zasadzie dwa zegarki w jednej cenie, to po odpięciu paska i wyciągnięciu ringu można z nich jeszcze zrobić zegarek biurkowy! How cool is that?!
Widać to na krótkim wideo:
I choć codzienna użyteczność tego typu modeli jest raczej wąska, to… hej! Kto używa Pagani Huayra jako daily car?
Przyznam, że możliwość podziwiania pod lupą kunsztu wykończenia czy to kopert czy tarczy to moment nad którymi warto się zatrzymać. Dodatkowo, marka Bovet świętowała swój sukces w tym roku - ich worldtimerowi The Récital 30 udało się wygrać nagrodę GPHG 2025 w kategorii „Men's Complication". Naturalnym więc było, że mieli kilka egzemplarzy do pokazania odwiedzającym.
Mechanizm tego zegarka, oprócz pokazywania godziny w formacie Worldtimer, czyli w wielu miejscach na świecie na raz, został też wyposażony w komplikację konstrukcji mechanizmu umożliwiającą zmianę czasu z zimowego na letni przy pomocy pusherów - producent przewidział aż cztery opcje: UTC, AST, EAS i EWT. O tym, jak działa ten zegarek z mechanizm R30-70-001 z automatycznym naciągiem, składający się z 373 części, mówi przedstawiciel Bovet na poniższym video:
Do przymiarki dostępne były też najnowsze modele Récital 12 Malachite & Tiger's Eye oraz jubileuszowe modele z serii 19Thirty 10th Anniversary, ale kolejka do nich była tak duża, że uznałem, iż… pójdę dalej.
4. Atelier Wen
Nie tracąc czasu postanowiłem odwiedzić kolejną markę, tym razem bardziej „przyziemną" i dość znaną już na polskim rynku - Atelier Wen. Ta chińsko-francuska manufaktura oprócz znanych już modeli, takich jak np. Perception Piao z jasnoniebiską tarczą czy Perception Xia z tarczą łososiową, miała do zaprezentowania nowości, m.in. Inflection z dwiema różnymi opcjami tarczy i w pełni zintegrowaną bransoletą wykonaną z tantalu.
Dla przypomnienia, tantal to materiał ciężki i twardy ze względu na swoją gęstość, który rozpoznać można dzięki ciemnoszaremu odcieniowi w świetle pod odpowiednim kątem przechodzącemu w ciemny niebieski. Ale materiał ten jest jednocześnie niezwykle problematyczny - jego obróbka skrawaniem jest bardzo trudna, a uzyskanie wysokiego połysku stanowi jeszcze większe wyzwanie. Tę sztukę udało się opanować inżynierom z Atelier Wen, wygląda to naprawdę imponująco i „jakby luksusowo".
Mi dane było przymierzyć i podziwiać modele „the Mò„, z emaliowaną tarczą wykonaną dla Ateier Wen w zakładzie Kong Lingjun w Pekinie, a także model "The Yōu" z tarczą w kolorze zielonym fumé, wykończoną metodą ręcznego młotkowania, widoczny na wideo poniżej:
Obydwa zegarki to pokaz kunsztu i możliwości nie tylko od strony tarczy, ale i od strony mechanizmu, gdzie mamy misternie wykończony, scutsomizowany mechanizm kaliber Girard-Perregaux 03300, który dopełnia pięknie wykonany, artystyczny, złoty rotor.
Można zatem powiedzieć, że Chińczycy biorą na poważnie konkury ze szwajcarskimi producentami i zdają się nie iść na skróty! Po krótkiej rozmowie z jednym z twórców marki - Robinem Tallendierem, poszedłem dalej szukać wrażeń. Tak zawędrowałem do kolejnej zacnej manufaktury, jaką jest Laurent Ferrier.
Koniec części pierwszej. Dalsza część relacji z Dubai Watch Week 2025 w kolejnym artykule.
Więcej ciekawych informacji tego typu prezentujemy tu: wiadomości z branży zegarkowej.
Tomasz Królikowski









greenlogic.eu