W listopadzie 1880 roku na łamach czasopisma „Kłosy” ukazał się artykuł pióra Józefa Ignacego Kraszewskiego zatytułowany Zegarmistrzostwo polskie w Genewie. Pisarz wspomniał w nim nie tylko o słynnym Antonim Patku, lecz również o spółce należącej do Wincentego Gostkowskiego i jego syna Laurenta – czyli, po polsku, Wawrzyńca. Kim był ów Gostkowski? Co łączyło go z Patkiem? I jak potoczyły się losy założonej przez niego manufaktury zegarmistrzowskiej?
Te pytania długo pozostawały bez odpowiedzi. Warto wreszcie opowiedzieć tę historię – o człowieku, który z mazowieckiego dworu dotarł aż do serca genewskiego rzemiosła, pozostając przez lata w cieniu sławniejszego wspólnika.
Początki
Wincenty Gostkowski herbu Junosza urodził się 29 marca 1807 roku w niewielkiej wsi Przeździecko-Grzymki, położonej około 25 kilometrów od Ostrowi Mazowieckiej. Wieś liczyła zaledwie kilka domów, ale rodzina Gostkowskich – Wawrzyniec i Marianna z domu Lewicka – należała do miejscowej drobnej szlachty.
Dzięki badaniom genealogicznym Małgorzaty Jastrzębskiej-Glapy, dalekiej krewnej Wincentego, wiemy dziś sporo o jego dzieciństwie. Ojciec, Wawrzyniec, pełnił w latach 1812–1820 funkcję wójta gminy. Rodzina mieszkała w obszernym, dobrze utrzymanym domu otoczonym sadem i zabudowaniami gospodarczymi. Choć utrzymanie takiego dworu w burzliwych czasach nie było łatwe, Gostkowscy potrafili zachować godny poziom życia.

Zdjęcie 1: Herb Junosza, którym posługiwała się rodzina Gostkowskich
Na przełomie XVIII i XIX wieku ziemie te przeszły spod władzy pruskiej do Księstwa Warszawskiego. Okres pruskiego zaboru przyniósł z jednej strony modernizację rolnictwa, z drugiej – drastyczne podatki, które doprowadziły wielu właścicieli do zadłużenia. Gdy w 1807 roku Napoleon utworzył Księstwo Warszawskie, blokada handlowa z Anglią spowodowała gwałtowny spadek cen zboża, a wraz z nim – kryzys gospodarczy.
W takich warunkach dorastał Wincenty, ucząc się od ojca zaradności i gospodarności. Jak się później okaże, właśnie owa umiejętność racjonalnego zarządzania pieniędzmi otworzy mu drogę do sukcesu za granicą.
Rodzina przywiązywała dużą wagę do edukacji. Wincenty rozpoczął naukę w szkole parafialnej w Andrzejewie, następnie uczęszczał do Szkoły Wojewódzkiej w Łomży – jednej z dwunastu tego typu w całym Królestwie Polskim. Świadectwo tej szkoły dawało prawo do podjęcia studiów uniwersyteckich. W 1828 roku młody Gostkowski został studentem Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.

Zdjęcie 2: Spis studentów Uniwersytetu Warszawskiego. Wśród akademików widoczne nazwisko Wincentego Gostkowskiego
Studia przerwał mu wybuch powstania listopadowego. W nocy z 29 na 30 listopada 1830 roku młodzi podchorążowie wzniecili zryw przeciwko rosyjskiemu panowaniu. Gostkowski, podobnie jak wielu jego rówieśników, z entuzjazmem wstąpił w szeregi powstańców.
Już w grudniu 1830 roku znalazł się w Gwardii Akademickiej – formacji złożonej głównie ze studentów Uniwersytetu Warszawskiego, której zadaniem była ochrona władz powstańczych. Wkrótce przeszedł do 6. Pułku Piechoty Liniowej, gdzie służył jako podoficer.

Zdjęcie 3: Żołnierze 6. Pułku Piechoty Liniowej
Za odwagę w boju został 9 marca 1831 roku odznaczony Srebrnym Krzyżem Orderu Virtuti Militari, a w lipcu awansowano go do stopnia kapitana i mianowano audytorem – sędzią wojskowym – w 20. Pułku Piechoty Liniowej.
Emigracja i pierwsze lata na obczyźnie
Po upadku powstania, jesienią 1831 roku, tysiące polskich żołnierzy i działaczy politycznych zmuszonych było opuścić kraj. Tak narodziła się Wielka Emigracja – nie tylko ucieczka przed represjami, ale także próba zachowania ducha narodowego. Wielu, w tym Gostkowski, wierzyło, że wyjazd jest tymczasowy, a wolna Polska odrodzi się przy sprzyjającej koniunkturze europejskiej.
Gostkowski wraz z 20. Pułkiem Piechoty przedostał się do Austrii, następnie przez Prusy do Francji. Tam władze skierowały polskich emigrantów do tzw. zakładów – obozów przejściowych, w których życie upływało w biedzie i izolacji. Rząd francuski zapewniał im tylko niewielki zasiłek. Większość powstańców nie podejmowała pracy, wierząc, że rychło wrócą do kraju.
Wincenty nie podzielał tej bierności. W 1833 roku uzyskał pozwolenie na opuszczenie zakładu w Bourges i wyjechał do Marsylii, a stamtąd do Tuluzy. Tam wznowił studia prawnicze, które ukończył w 1836 roku – jako jeden z pierwszych polistopadowych emigrantów, którym udało się zdobyć dyplom. Zachował się dokument z archiwum Tuluzy potwierdzający jego przyjęcie na studia drugiego stopnia: Roku 1834, dnia 15 kwietnia, pan Wincenty Gostkowski, urodzony w Grzymkach w Polsce, 24 marca 1807 roku, na podstawie dziesięciu zapisów, świadectw obecności na zajęciach oraz dyplomu licencjata prawa [...] został przyjęty czterema białymi kulami.
Słowem dopowiedzenia - system „białych kul” oznaczał ocenę bardzo dobrą – biała kula była głosem „za”, czarna – „przeciw”. Zapis ten dowodzi zaradności Gostkowskiego i jego niezłomności w dążeniu do wyznaczonych celów, mimo wszelkich przeciwności losu.

Zdjęcie 4: Wyciąg z akt uniwersyteckich Gostkowskiego odnaleziony w archiwum w Tuluzie
W Tuluzie zaangażował się też w życie emigracyjne. Wraz z Eustachym Żurawlewiczem kierował lokalną gminą polską. Był jednym z sygnatariuszy Aktu z roku 1834 przeciw Adamowi Czartoryskiemu, w którym młodzi demokraci potępiali arystokratyczny model przywództwa emigracji. W 1839 roku współtworzył z kolei list dziękczynny do angielskiego lorda Dudleya Coutts Stuarta – wspierającego polistopadowych emigrantów polonofila. Ten zresztą jeszcze pojawi się w naszej opowieści.
Gostkowski pozostawał także w kontakcie ze środowiskami masońskimi i liberalnymi – podobnie jak wielu ówczesnych emigrantów. Należał do loży L’Union Sincère, która wspierała młodych Polaków na obczyźnie, oferując im sieć kontaktów i pomoc materialną.
Z czasem, być może z inspiracji zawiązanych w loży kontaktów, Wincenty zaczął interesować się handlem. Józef Ignacy Kraszewski pisał później o nim: Po opuszczeniu kraju w r. 1831 łożył on był egzamin prawniczy i miał się poświęcić zawodowi adwokackiemu, gdy okoliczności pchnęły go na pole handlu. Tu mu się tak poszczęściło, że po kilku latach rozporządzał już pokaźnym kapitałem.
Nie wiemy, czym dokładnie handlował – archiwa Tuluzy nie zachowały o tym wzmianek – ale musiał działać skutecznie, skoro wkrótce znalazł się w kręgu ludzi zamożnych i dobrze sytuowanych.
W tym samym czasie w Genewie rozwijała się firma Patek & Czapek, założona przez Antoniego Patka i Franciszka Czapka – również uczestników powstania listopadowego.

Zdjęcie 5: Jeden z zegarków wyprodukowanych przez spółkę Patek, Czapek et Cie
Ich współpraca jednak szybko się rozpadła. W kwietniu 1845 roku ogłoszono rozwiązanie spółki, o czym pisał „Dziennik Narodowy”: Proszeni jesteśmy o doniesienie polskiej publiczności, iż dawne stowarzyszenie PP. Patka i Czapka w Genewie na wyrabianie zegarków, zostało rozwiązane [...].
W Genewie. Patek Philippe et Cie
W kwietniu 1845 roku, gdy Antoni Patek zakończył współpracę z Franciszkiem Czapkiem, jego przedsiębiorstwo znalazło się w trudnym położeniu. Kraszewski pisał później: W tak trudnych okolicznościach śp. Patek udał się o pomoc do towarzysza lat młodocianych i przyjaciela swojego serdecznego, p. Wincentego Gostkowskiego, który wtenczas we Francyi przebywał. Patek wezwał go listem do głębi wzruszającym, by bezzwłocznie przybył do Genewy i ratował pieniędzmi i doświadczoną radą chylący się ku upadkowi zakład.

Zdjęcie 6: Antoni Patek, Wincenty oraz Wawrzyniec (jego syn) Gostkowscy na litografii pt. "Polskim zegarmistrzom w Genewie"
Wersja ta, choć poruszająca, prawdopodobnie jest zmitologizowana. Nie ma dowodów, by Patek i Gostkowski znali się wcześniej. Bardziej prawdopodobne, że Patek, szukając nowego inwestora, zwrócił uwagę na bogatego, zaradnego i doświadczonego w biznesie rodaka, o którym słyszał od znajomych.

Zdjęcie 7: Antoni Patek
W liście z 1842 roku do Walerego Wielogłowskiego Patek pytał zresztą: „Racz się nawiasowo zapytać w Tuluzie, jaki jest człowiek Gostkowski, który tam mieszkał lat kilka…” – co wskazuje, że dopiero próbował go poznać. W papierach Gostkowskiego znalazł się nawet francuski odpis datowanego na 1844 rok listu (prawdopodobnie tego samego, o którym wspominał Kraszewski), w którym Patek starał się zachęcić go do przyjazdu do Szwajcarii:
Kochany Wincenty!
Twój list nie zawiera wprawdzie odpowiedzi w pełni satysfakcjonującej w sprawie mojej propozycji, jednak przynosi mi wiele radości. Odnalazłem w nim bowiem dowód, że twe serce jest przepełnione tymi samymi uczuciami, jakie ja żywię wobec ciebie. Niech Bóg mnie uchroni przed tym, bym miał być dla ciebie przyczyną jakiegokolwiek poświęcenia. Nie opuszczaj miejsca, w którym jest ci dobrze, gdzie masz prawo być, gdzie wielu cię zna, ceni i szanuje. Tam jesteś otoczony przyjaźnią i uznaniem; tutaj również znalazłbyś życzliwość, choć w innym otoczeniu.
A jednak, mój drogi Wincenty, jeśli nadejdą dla ciebie trudne dni, jeśli w Tuluzie spotka cię przykrość lub nagły żal przytłoczy twoje serce; jeśli w chwili próby zabraknie ci kogoś, na kim mógłbyś polegać – wówczas przybądź do mnie. Znajdziesz tu serce i ramiona gotowe cię przy-jąć, a także moich bliskich, którzy z pewnością cię cenią i szanują. Mam przeczucie, że nadejdzie dzień, w którym się zjednoczymy! Bóg da, aby stało się to jak najprędzej. Jeśli tylko będzie to zgodne z twoim dobrem. Jeśli zdecydujesz się przybyć, daj mi znać, abym mógł przygotować dla ciebie mieszkanie. Napisz wkrótce – może przyniesiesz mi dobre wieści.
Antoni
Zabiegi Patka okazały się skuteczne. W maju 1845 roku jego nowymi wspólnikami zostali Adrien Philippe – młody francuski zegarmistrz, jeden z wynalazców systemu naciągowonastawczego z koronką – oraz Gostkowski, który zajął się finansami i rachunkowością firmy. W „Dzienniku Narodowym” ukazało się wówczas ogłoszenie: Chcąc zupełnie odpowiedzieć powszechnemu zaufaniu i wznieść naszą rękodzielnię do najwyższego stopnia doskonałości; skończywszy układ z P. Czapek w dniu 1 maja br., zaprosiliśmy na wspólnika P. Andrzeja Philippe’a [...] Drugim wspólnikiem naszym, trudniącym się rachunkowością, jest P. Wincenty Gostkowski.

Zdjęcie 8: Adrien Philippe
Wkrótce po objęciu funkcji wspólnika Gostkowski osiadł na stałe w Genewie. 30 czerwca 1847 roku poślubił dwudziestoletnią Francuzkę, Marie Antoinette de Rabaudy, córkę kapitana marynarki wojennej. Świadkami na ślubie byli Patek i Philippe – symboliczny znak zacieśnienia więzi między wspólnikami. Co ciekawe, małżonka Wincentego była bliską kuzynką żony Antoniego Patka.
Małżeństwo okazało się udane: Wincenty i Maria doczekali się siedmiorga dzieci, w tym trzech synów – Laurenta (Wawrzyńca), Michela i Charlesa Daniela – którzy później również zostali zegarmistrzami (choć tylko ten pierwszy pozostał w zawodzie).
W 1857 roku, jak podaje Rapport des Bureaux chargés d’examiner les requêtes en naturalisation, Wincenty wystarał się o szwajcarską naturalizację. Był to wśród emigrantów krok odważ-ny, czasem nawet potępiany – wielu uważało naturalizację za zdradę sprawy narodowej. Szwajcaria jednak stanowiła w tym względzie wyjątek: kraj dynamicznie rozwijający się oferował utalentowanym i wykształconym przybyszom szerokie możliwości działania, a zarazem gwarantował względny spokój dzięki swojej neutralności oraz liberalnym zasadom. Wymagał jednak od nowych obywateli umiejętności dostosowania się do miejscowych norm społecznych i kulturowych – ceny, jaką należało zapłacić za stabilność i nowe perspektywy. Podobnie jak Gostkowski postąpili m.in. Antoni Patek, słynny polski inżynier i towarzysz Gostkowskiego z pól bitewnych Aleksander Stryjeński, a także nieformalny przywódca polskiej diaspory nad Lemanem – Henryk Nakwaski.

Zdjęcie 9: Widok na Genewę w połowie XIX wieku
Okres współpracy Gostkowskiego z Patkiem i Philippem zbiegł się z największymi sukcesami firmy Patek et Cie. Patek, energiczny i zorganizowany niczym wojskowy, potrafił przekształcić niewielkie atelier w uznaną manufakturę. Gostkowski dbał o stronę finansową przedsięwzięcia, Philippe rozwijał innowacje techniczne.
W 1845 roku manufaktura Patka otrzymała prestiżowe zamówienie: Polonia emigracyjna postanowiła uhonorować lorda Dudleya Stuarta – angielskiego przyjaciela sprawy polskiej – specjalnym zegarkiem pamiątkowym. Na liście subskrybentów „Dziennika Narodowego” figurowali obaj wspólnicy – Patek i Gostkowski – którzy wpłacili po dziesięć franków na realizację projektu. Efekt ich pracy przeszedł oczekiwania: czasomierz wykonany dla Stuarta prasa określiła mianem dzieła sztuki, a jego prezentacja przyniosła spółce międzynarodową sławę.

Zdjęcie 10: Zegarek przekazany lordowi Dudleyowi wedle rysunku Antoniego Oleszczyńskiego
Kolejnym kamieniem milowym była Wystawa Przemysłu Wszystkich Narodów w 1851 roku w Londynie – pierwsza światowa wystawa przemysłowa, która zgromadziła ponad sześć milionów odwiedzających. Wśród gości znalazła się sama królowa Wiktoria.
Na stoisku Patka, Philippa i Gostkowskiego królowa zakupiła zegarek wykonany z 18-karatowego złota, pokryty błękitną emalią w technice żłobkowej. Dziś owy czasomierz można podziwiać w muzeum Patek Philippe w Genewie. To właśnie po tej wystawie spółka zaczęła zyskiwać klientów z całej Europy. Gostkowski, choć pozostawał w cieniu Patka i utalentowanego francuza, miał ogromny udział w finansowej stabilności firmy.

Zdjęcie 11: Zaprezentowane podczas wystawy przemysłowej w Londynie zegarki wyprodukowane przez spółkę Antoniego Patka.
Podpisana w 1845 roku umowa wspólników była wielokrotnie modyfikowana. W 1848 roku rozszerzono uprawnienia Wincentego, który w czasie kryzysu gospodarczego zasilił firmę znacznym zastrzykiem kapitału. Jednak w latach 60. sytuacja się odwróciła – to Philippe zyskał większe wpływy, zaś Gostkowski był stopniowo marginalizowany. Konflikt zakończył się głośnym w mieście sporem, który znalazł swój finał w sądzie.
„Mémoire de M. Gostkowski”
Spór między Gostkowskim a jego wspólnikami możemy odtworzyć dzięki mało znanej publikacji jego autorstwa, zatytułowanej Mémoire de M. Gostkowski, dans son procès contre MM. Patek et Philippe, wydanej w 1878 roku. Z liczącego czterdzieści stron dokumentu wyłania się obraz długoletniego konfliktu. Był to spór o charakterze zarówno osobistym, jak i finansowym, który stopniowo doprowadził do marginalizacji Gostkowskiego w firmie, mimo jego znaczącego wkładu w jej utrzymanie i rozwój.

Zdjęcie 12: Eduard Koehn
W początkowym okresie działalności współpraca przebiegała harmonijnie. Gostkowski odpowiadał za kapitał i administrację, Patek zajmował się relacjami z klientami oraz wizerunkiem przedsiębiorstwa, natomiast Philippe pełnił funkcję głównego konstruktora i innowatora technicznego. Z czasem jednak proporcje zaangażowania uległy przesunięciu: ciężar pracy i odpowiedzialności coraz bardziej spoczywał na Gostkowskim, podczas gdy jego partnerzy – zwłaszcza Philippe – zaczęli odnosić korzyści z jego wysiłków przy ograniczonym własnym wkładzie.
W latach czterdziestych XIX wieku firma stanęła w obliczu poważnych trudności finansowych. Najpierw wynikały one z braku kapitału, a następnie z rewolucji 1848 roku, która doprowadziła do załamania handlu w całej Europie. W obu przypadkach to Wincenty finansował działalność przedsiębiorstwa z własnych środków, pokrywając długi, utrzymując warsztaty i wypłacając pensje pracownikom. Przedstawione później w sądzie bilanse wskazywały, że jego łączny wkład przekroczył sto tysięcy franków, podczas gdy pozostali wspólnicy nie wnieśli prawie żadnego kapitału. Patek był zadłużony, a Philippe, mimo wysokich kompetencji technicznych, nie dysponował żadnymi funduszami. Firma przetrwała wyłącznie dzięki zaangażowaniu finansowemu Gostkowskiego.
Sytuacja uległa zmianie, gdy przedsiębiorstwo zaczęło generować znaczące zyski. Wówczas relacje między wspólnikami uległy wyraźnemu pogorszeniu. Około 1860 roku, w okresie pogarszającego się stanu zdrowia Antoniego Patka, miał on – według relacji Gostkowskiego – zaproponować usunięcie Philippe’a ze spółki, zarzucając mu niekompetencję. Gostkowski od-rzucił ten pomysł, uznając go za sprzeczny z zasadami uczciwości. Po powrocie Philippe’a doszło jednak do odwrócenia sojuszy: Philippe zdołał przekonać Patka do współdziałania przeciwko Gostkowskiemu.
Nowy projekt umowy spółki przewidywał dla Gostkowskiego jedynie symboliczny udział, nieproporcjonalny do jego rzeczywistego wkładu. Po jego sprzeciwie rozpoczęła się seria działań o charakterze presji i zastraszania. Do jego żony kierowano listy ostrzegające, że upór męża może doprowadzić rodzinę do bankructwa; proponowano ugody w zamian za rezygnację z praw do przedsiębiorstwa. Odmowa Gostkowskiego skutkowała kolejnymi pozwami sądowy-mi.
W toku postępowania Gostkowski wielokrotnie proponował arbitraż, czyli przekazanie sporu do rozstrzygnięcia niezależnym osobom o niekwestionowanym autorytecie. Patek oraz Philippe konsekwentnie odrzucali tę możliwość, mimo że rozwiązanie to sugerował również przewodniczący sądu handlowego w Genewie. Jednocześnie w spółce przeprowadzono zmiany o pozorach legalności: zatrudniono kilku nowych „wspólników”, w tym Eduarda Kohna, faktycznie podporządkowanych Patkowi i Philippe’owi. Działania te skutecznie ograniczyły wpływ Gostkowskiego na funkcjonowanie przedsiębiorstwa.
Kulminacja konfliktu nastąpiła, gdy Patek i Philippe doprowadzili do licytacji firmy. Formalnie ogłoszono sprzedaż udziałów „najwyższemu oferentowi”, jednak warunki przetargu skonstruowano tak, by jedynymi realnymi uczestnikami mogli być oni sami. Gostkowski, chcąc wziąć udział w licytacji, został zobowiązany przez sąd – na wniosek swoich przeciwników – do wpłacenia kaucji w wysokości miliona franków, co czyniło jego udział niemożliwym. Przedsiębiorstwo wyceniono znacznie poniżej jego rzeczywistej wartości, a sama licytacja umożliwiła Patkowi i Philippe’owi przejęcie pełnej kontroli nad firmą.
Po nieudanych próbach zaskarżenia decyzji Gostkowski zgodził się na nową ugodę, przekonany, że jej treść odpowiada wcześniejszym ustaleniom. Dopiero później odkrył, że dokument został zmieniony – pozbawiono go prawa do udziałów i zysków, pozostawiając jedynie formalny status dawnego wspólnika bez wpływu na zarządzanie przedsiębiorstwem. W swoich wspomnieniach określał to jako świadome i zaplanowane oszustwo, dokonane w momencie jego największej słabości.
Gostkowski oskarżał Patka i Philippe’a nie tylko o złamanie umów, lecz także o naruszenie zasad lojalności i etyki zawodowej. W jego ocenie działali wspólnie, by nadać bezprawnym działaniom pozory legalności – poprzez tworzenie fikcyjnych kontraktów, utrudnianie dostępu do ksiąg rachunkowych i manipulowanie treścią dokumentów.
Proces zakończył się częściowym sukcesem Gostkowskiego. Choć nie odzyskał miejsca w zarządzie spółki, sąd uznał jego prawo do jednej trzeciej majątku przedsiębiorstwa Patek Philippe & Cie – w tym do jego narzędzi, renomy oraz części dochodów. Wyrok potwierdził jego status współzałożyciela i współwłaściciela, lecz nie rekompensował poniesionych strat finansowych ani osobistych.
Wawrzyniec Gostkowski
Po odejściu ze spółki Gostkowski skoncentrował się na rodzinie. Udzielał się społecznie w środowisku polonijnym, pomagał potrzebującym rodakom, zaś jego mieszkanie było miejscem spotkań artystów i dawnych towarzyszy broni. Nie przestał jednak marzyć o stworzeniu własnej manufaktury – tym razem rodzinnej, z udziałem synów, m.in. wspomnianego już Laurenta.
Urodzony w 1849 roku Wawrzyniec uczył się zegarmistrzostwa pod okiem Henryka Majewskiego, jednego z najwybitniejszych polskich mistrzów działających w Genewie. Po latach praktyki, wspierany finansowo przez ojca, postanowił rozpocząć własną działalność.

Zdjęcie 13: Widok na siedzibę spółki L. W. Gostkowski et Cie
Niektóre źródła podają, że firmę założył już w 1876 roku, jednak w archiwach Genewy brak dokumentów potwierdzających tę datę. Pierwszy oficjalny wpis o spółce L. W. Gostkowski po-chodzi z 27 lipca 1883 roku. Jak zapisano w rejestrze handlowym i w „Schweizerisches Handelsamtsblatt”: 27 lipca. Kierownikiem domu L. W. Gostkowski w Genewie jest Laurent W. Gostkowski z Genewy, tam zamieszkały. Rodzaj działalności – zegarmistrzostwo precyzyjne. Siedziba spółki mieści się przy 13, Rue Levrier.
Wcześniej Wawrzyniec po prostu jako początkujący zegarmistrz – uczeń Majewskiego. Jako niezależny handlowiec-zegarmistrz (fr. marchand d’horlogerie) Gostkowski wymieniany jest dopiero w 1880 roku.
W 1878 roku Paryż stał się areną jednej z najważniejszych światowych wystaw przemysłowych – Exposition Universelle des Nouvelles Technologies. Zgromadziła ona 16 milionów odwiedzających, prezentując m.in. telefon Bella, alfabet Braille’a i… głowę przyszłej Statuy Wolności.

Zdjęcie 14: Głowa Statuy Wolności zaprezentowana na międzynarodowych targach w Paryżu w 1878 roku
Wawrzyniec, występując jeszcze jako uczeń Majewskiego, przywiózł do stolicy Francji kolekcję chronometrów oraz zegarków z wiecznym kalendarzem, repetycją minutową i wskazaniem faz Księżyca. W katalogu wystawców przy jego nazwisku widniał adres warsztatu Majewskiego – rue de Mont-Blanc. Wystawa okazała się wielkim sukcesem. „Kurier Polski” donosił później: Wszystkie niemal ostatnie wystawy europejskie dowiodły tego, chociaż na nich ziomków naszych szukać było potrzeba i odgrzebywać z pośrodka cudzoziemców, w których klasyfikacja narodowości ich zagrzebała. Nie było prawie działu i nie było państwa w którem by imienia i pracy polskiej nie dało się odszukać. Do tych imion, we wszystkich niemal gałęziach przemysłu, należało na Wystawie Paryzkiej w 1878 roku, zasłużone, choć dotąd mniej głośne, imię L. W. Gostkowskich na polu zegarmistrzowstwa kunsztownego i do najwyższej posuniętego doskonałości. Pisma Wychodzące w Warszawie, Krakowie, Lwowie, Poznaniu donosiły naówczas o chlubnem odznaczeniu się tej firmy naszej, która jakkolwiek już dawna, dziwnem zrządzeniem okoliczności dotąd u nas daleko była mniej znaną i głośną niżeli na to zasługuje. I dalej: Dosyć jest na pochwałę L. Gostkowskiego przypomnieć, że na Wystawie Paryzkiej 1878 roku, gdzie wyroby zegarmistrzowskie całego świata o lepszą walczyły, zdaniem najsurowszych znawców przyznany mu został medal pierwszej klasy.

Zdjęcie 15: Jeden z zegarków wyprodukowanych w atelier Gostkowskich
Wieści o sukcesie młodego Gostkowskiego szybko rozeszły się po Europie. I tak, lwowski „Tydzień literacki” przytaczał artykuł z „Journal de Genève”: Między wyrobami zegarmistrzostwa, które mają być wysłane na wystawę paryską, te, które noszą znak pana Wawrzyńca Gostkowskiego, zasługują na szczególną wzmiankę [...] Pan Gostkowski jest uczniem p. Majewskiego, który otrzymał niedawno wielką honorową nagrodę.

Zdjęcie 16: Jeden z zegarków wyprodukowanych w atelier Gostkowskich
Co warto odnotować, do najwybitniejszych zegarmistrzów Genewy obok Gostkowskiego zaliczano wówczas również niejakiego Bandurskiego – innego Polaka działającego nad Lemanem. Po latach, Wincenty pisał z dumą do Józefa Ignacego Kraszewskiego:
W tak smutnych przejściach pociechą i nadzieją był dla mnie syn mój Wawrzyniec, którego od dzieciństwa starałem się sposobić pod dyrekcją zdatnych mistrzów, na zdolnego artystę w sztuce zegarmistrzowskiej, i który, dzięki opatrzności i swej usilnej pracy zdołał pokonać wszelkie trudności uwieńczone najpomyślniejszym skutkiem. Jakoż na wystawie całego świata w Paryżu w 1878 r. sędziowie przysięgli, oceniając doskonałość jego wyrobów zegarmistrzowskich przy-znali mu w nagrodę – medal pierwszej klassy, a następnie brał on udział w świetnej wystawie publiczney w Melbourne. Ale to co więcej jeszcze tu dowodzi jego artystycznego talentu, to ho-nor którego dostąpił, przez przypuszczenie jego wyrobów zegarmistrzowskich na wystawę sztuk pięknych w Genewie. Jest bowiem godnem uwagi, że sędziowie przypuścili na tę wystawę tylko zegarki pochodzące z pracowni mego syna, uznając je za wyroby posiadające wszelkie warunki wymagań artystycznych, żaden bowiem inny fabrykant zegarków nie był przypuszczony dotychczas do udziału w wystawie sztuk pięknych, pierwszy i jedyny który dostąpił tego zaszczytu jest Laurent Gostkowski, zatytułowany w katalogu urzędowym: constructeur d`horlogerie de Haute precision, który to katalog na dowód tu dołączam Panu dobrodziejowi.

Zdjęcie 17: Jeden z zegarków wyprodukowanych w atelier Gostkowskich
Szczególnie interesujący jest podjęty w cytowanym liście wątek Australii. Wystawa publiczna w Melbourne trwała od października 1880 roku do kwietnia roku następnego i przyciągnęła ponad 1,3 miliona zwiedzających. Mimo odległości, do Melbourne przybyły delegacje z niemal wszystkich zakątków świata. Szwajcarzy nie pozostawali w tyle – zaprezentowali się wspólnie, pod jednym narodowym szyldem.

Zdjęcie 18: Widok na pawilon szwajcarski podczas międzynarodowych targów w Australii
Z lektury oficjalnego katalogu wystawy dowiadujemy się, że wśród wystawców znaleźli się również Gostkowscy, wymienieni jako producenci zarówno prostych, jak i zaawansowanych zegarków, chronometrów oraz czasomierzy astronomicznych.
Przyjaźń z J. I. Kraszewskim
W 1883 roku Wawrzyniec, wspólnie z bratem Danielem i ojcem, założył w Genewie manufakturę przy ulicy Levrier 13. W liście Wincentego do Kraszewskiego czytamy: Syn mój Wawrzyniec, po otrzymaniu zaszczytnego uznania na wystawach publicznych, w towarzystwie swego brata Daniela [...] przedsięwzięli założyć na własny rachunek nową rękodzielnię zegarmistrzostwa w Genewie, ulica Levrier 13, pod firmą polską L. W. Gostkowski et Cie.

Zdjęcie 19: Prospekt reklamowy spółki L. W. Gostkowski et Cie
Gostkowscy zapowiadali, że będą pracować „sumiennie, po cenach umiarkowanych, z pełnym poszanowaniem sztuki zegarmistrzowskiej” i liczyli, że Polacy na emigracji wybiorą ich produkty zamiast zagranicznych. Oraz, co oczywiste – czasomierzy Patka.
W tym czasie, jak łatwo zauważyć, stary Gostkowski pozostawał w bliskim kontakcie z Józefem Ignacym Kraszewskim. Relacja między nimi była jednak nie tylko zawodowa, lecz i przyjacielska. Kiedy w 1883 roku Kraszewski został aresztowany w Berlinie pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Francji, Wincenty zaoferował wpłacenie kaucji w wysokości dwudziestu tysięcy franków. Jak donosiła „Nowa Reforma”: Fabryka zegarmistrzostwa polskiego w Genewie dowiedziawszy się o niepomyślnym stanie zdrowia Kraszewskiego w więzieniu, gotowa jest dać kaucyi dwadzieścia tysięcy franków, by chluba nasza, Kraszewski, odpowiadał z wolnej nogi. Gest ten odbił się szerokim echem w prasie polskiej i emigracyjnej.

Zdjęcie 20: Józef Ignacy Kraszewski przy pracy
Skąd w ogóle zainteresowanie Kraszewskiego rodziną Gostkowskich i wynikająca z tego obszerna korespondencja? Józef Ignacy Kraszewski był pisarzem, który dosłownie żył z pisania. W czasach, gdy większość autorów potrzebowała mecenasów, on utrzymywał się wyłącznie z własnej twórczości. Pisał codziennie, z żelazną dyscypliną, pozostawiając po sobie imponujący dorobek. Józef Ignacy Kraszewski był jednak nie tylko powieściopisarzem, ale też kronikarzem narodu – utrwalał codzienność, przemiany społeczne i obyczaje Polaków XIX wieku. Jego proza obejmowała świat dworków, miast i wsi, pokazując życie różnych warstw społecznych z reporterską wnikliwością i empatią. Nic więc dziwnego, że wielu rodaków, także emigrantów, zwracało się do niego z prośbą o opisanie ich historii na łamach współpracujących z nim czasopism.
Korespondencja Wincentego Gostkowskiego z Józefem Ignacym Kraszewskim z początku lat 80. XIX wieku odsłania jego nerwową walkę o dobre imię firmy. Wydaje się, że stary emigrant, mimo nieprzeciętnej energii, czuł się coraz bardziej osaczony przez dawnych wspólników z Genewy.

Zdjęcie 21: Fragment listu Gostkowskiego do Kraszewskiego
Na początku 1882 roku w dziennikach „Wiek”, „Kurierze Codziennym” i innych warszawskich periodykach pojawiła się reklama warszawskiego zegarmistrza Ferdynanda Woronieckiego, który oferował zegarki znanych marek – Tissot, Omega, Patek Philippe – a także Gostkowskich. Co ciekawe, informacje tę powielił w swojej publikacji pt. Zegarmistrzowie warszawscy XIX wieku Wiesław Głębocki – wybitny historyk i znawca tematu. Głębocki w swych badaniach posłużył się prawdopodobnie wspomnianymi przed momentem reklamami zakładu Woronieckiego, prowadzącego swoje atelier na Krakowskim Przedmieściu, przy ul. Czystej. Okazuje się, że Gostkowscy o rzekomej współpracy z warszawskim mistrzem nic nie wiedzieli. Oburzony Wincenty pisał w liście do Kraszewskiego: Dziś rano, wyexpedyowaliśmy Panu, dziennik warszawski zwany „Wiek”, z d. 2. stycznia, zawierający kompletny contrefacon modelu naszego chronometru w rysunku, takim, jaki był wystawiony na wystawie całego świata w Paryżu, a następnie na wystawie sztuk pięknych w Genewie, na którą jeden tylko Gostkowski dostąpił zaszczytu przypuszczenia. Ten rysunek chronometru, w tymże samym kształcie, jak tu wyżej wyrażony, zawierający: zodiak astronomiczny, zmiany xiężyca, dnie i miesiące etc., zbudowany własną ręką młodego artysty, nagrodzonego przez sąd przysięgłych wielkim medalem pierwszey klassy, ten model, został niedelikatnie podrobiony, skopiowany i przywłaszczony na swoją korzyść i wydrukowany w dzienniku „Wiek” ogłaszając, że można nabyć podobnych zegarków z fabryki Pa… zupełnie innej, nie mówiąc ani słowa o pracowni artystycznej Gostkowskiego.

Zdjęcie 22: Reklama składu Franciszka Woronieckiego
Gostkowski był przekonany, że za tym „szachrajstwem” stoi Eduard Kohn, ówczesny administrator firmy Patka, który – przypomnijmy – zajął jego miejsce w spółce. Nazywał go pogardliwie „Prusakiem”. Kilka dni później pisał dalej: Od kilku dni jestem bardzo zmęczony i skłopotany różnego rodzaju intrygami, których źródło jest ciągle w Genewie, w domu mych dawnych wspólników [...] Ci Panowie, a szczególniej wojujący ustawicznie Prusak, zrozumieli dobrze, że nasz dom złożony z trzech Polaków nie może być do gustu panom cudzoziemcom [...] pracują nad tem najusilniej, aby nas spiesznie i zgrabnie obmówić i zniszczyć.
Groził procesem: Trzeba koniecznie postarać się, aby ten Pan zegarmistrz był skazany przez Trybunał Warszawski [...] Inaczej my zginiemy jak muchy!
Ostatecznie do procesu nie doszło. W „Kurierze Warszawskim” z czerwca 1883 roku pojawiło się jedynie krótkie ostrzeżenie podpisane przez samego Gostkowskiego, które brzmiało niczym echo dawnych anonsów Patka: apel do klientów, by uważali na podróbki.
Trudno orzekać, czy Woroniecki rzeczywiście działał z inspiracji konkurencji. Prawdopodobniej po prostu wykorzystał reklamowy rysunek z rozesłanego po Polsce kilka miesięcy wcześniej prospektu Gostkowskich, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji. Wincenty, zmęczony i schorowany, widząc wszędzie spisek, reagował z nadmierną podejrzliwością.


Zdjęcie 23: Jeden z zegarków wyprodukowanych w atelier Gostkowskich
Widać, że po odejściu ze spółki Patka, Gostkowski popadł w stan przypominający manię prześladowczą. Obawiał się – słusznie czy nie, trudno dziś ocenić – że jego dawni wspólnicy nieustannie knują przeciwko niemu i jego dzieciom. W jego korespondencji pojawia się wiele podobnych sytuacji, jak ta opisana powyżej, gdy wokół błahej sprawy Wincenty tworzył złożoną teorię spiskową z właścicielami Patek Philippe w rolach głównych.
O konszachty z Philippem czy Kohnem oskarżał również Władysława Maleszewskiego, wydawcę „Biesiady Literackiej”, który zwlekał, a ostatecznie zrezygnował z publikacji kolejnego artykułu Kraszewskiego reklamującego genewskie atelier Gostkowskich. W liście Wincentego do pisarza z początku 1882 roku czytamy: Listu Pana Maleszewskiego nie rozumiemy dobrze. Nie pojmujemy dlaczego ciągle opóźnia zredagowany od dawna artykuł? Zdawałoby się, że to ktoś działający z rozkazu lub pod wpływem naszych nieprzyjaciół, a może i naszych konkurentów – cudzoziemców, którzy przez intrygi wszelkiego rodzaju doszli do zarządu naszej dawnej rękodzielni, dzięki przedwczesnej śmierci Patka i zbiegowi nadzwyczajnych okoliczności, które są opisane w moim pamiętniku owego czasu, a który jest znany dobrze szanownemu autorowi oczekiwanego artykułu.
Jak właściwie prosperowała spółka Gostkowskich? Czy w ogóle posiadała jakichś przedstawicieli handlowych w kraju?
L. W. Gostkowski et Cie
Jak już wspomnieliśmy, siedziba firmy mieściła się przy ulicy Levrier 13 w Genewie, w dzielnicy St. Gervais. Była to okazała kamienica, w której – wzorem innych atelier – projektowano, składano i naprawiano zegarki, wykorzystując elementy (tzw. ébauches) zamawiane u lokalnych mistrzów. Jak udało się ustalić, administratorem zakładu był początkowo niejaki Waryłkiewicz, jeden z Polaków osiadłych wówczas w Genewie.
Firma oferowała szeroki wachlarz produktów. W krakowskim dzienniku „Czas” z połowy 1883 roku ukazał się szczegółowy cennik wraz z listą dostępnych czasomierzy:
Z powodu 200-letniej rocznicy odsieczy Wiednia przez króla Jana III postanowiliśmy na pamiątkę tego wiekopomnego historycznego faktu, zniżyć cenę trzech gatunków najpraktyczniejszych zegarków, mianowicie:
1) Remontoar męski srebrny, duży, wielkości 19 linij, anker o 15 rubinach, półchronometr nakręcający się bez kluczyka, z ceny 200 franków ustanowionej w cenniku na 150 franków.
2) Remontoar męski, złoty, wielkości 19 linij, o 15 rubinach, anker, półchronometr, nakręcający się bez kluczyka z ceny 380 franków na 290 franków.
3) Remontoar damski, złoty, cylinder, o 10 rubinach nakręcający się bez kluczyka z ceny 250 franków na 190 franków. Na żądanie może być tylko monogram.
4) Chronograf, remontoar złoty, wielkości 19 linij 0 21 rubinach, ankier chronometr, „balancier compensateur” z oddzielną ½ sekundy w centrum, z ceny 700 franków zniża się na 580 franków.
5) Nowego systemu chronograf jak powyższy, lecz o 15 rubinach i pół-chronometr 390 franków.
6) W razie żądania zegarka w podwójnej kopercie do cen powyższych dopłaca się: do zegarka damskiego franków 20, do męskiego franków 50.
Zegarki srebrne wykonane są z najlepszego srebra, złote ze złota dukatowego, czyli próby 18 karatów; doskonały mechanizm i wysoka precyzya nie pozostawiają nic do życzenia. Każdy zegarek ozdobiony jest pięknem popiersiem Sobieskiego rytem artystycznie, z datą 1683-1883, lub na żądanie monogramem albo herbem. Do każdego zegarka dodaje się gustowne pudełko i świadectwo fabryki poręczające na 30 lat.
W odróżnieniu od spółki założonej kilkadziesiąt lat wcześniej przez Patka, Gostkowscy – paradoksalnie, biorąc pod uwagę perypetie z Woronieckim – zmagali się z brakiem większego zainteresowania ze strony rodzimych kupców.
Wincenty starał się temu zaradzić. Opublikował jeszcze jedno ogłoszenie, tym razem w paryskim „Kurierze Polskim”: Zaufanie wzrastające codziennie, jakiem Szanowna Publiczność nie przestaje zaszczycać naszej fabryki zegarków w Genewie, wkłada na nas obowiązek podwojenia usiłowań [...] Pragniemy wejść w stosunek z jednym z P. P. zegarmistrzów w każdem głównem mieście, udzielając mu przywilej wyłącznej sprzedaży naszych zegarków.


Zdjęcie 24: Jeden z zegarków wyprodukowanych w atelier Gostkowskich
Odzew jednak okazał się znikomy. Polski rynek był niewielki, a zegarki Gostkowskich – zbyt kosztowne dla większości kupców. Stary Gostkowski pisał później zrezygnowany: My wiedzieliśmy dobrze, że ceny i zegarki nasze są za drogie dla zegarmistrzów w Warszawie, ale posłaliśmy im nasze ceny, żeby znali existencyą naszego zakładu i byli przekonani, że wyższość na-szych wyrobów nie pozwala nam być w konkurencyi.
Firma skupiała się więc na odbieraniu zamówień w formie korespondencyjnej. Niektóre zegarki można było co prawda zobaczyć, a to za sprawą wspomnianego już Kraszewskiego, w redakcji krakowskiego „Czasu”. Był to jednak wyjątek od reguły.

Zdjęcie 25: Reklama firmy Gostkowskich odnaleziona w szwajcarskiej prasie
Do czasów współczesnych zachowało się raptem kilka zegarków sygnowanych nazwiskiem rodu z Grzymek. Żaden niestety nie znajduje się w zbiorach polskich muzeów. W 2024 roku, na jednej z aukcji sprzedano wyprodukowany jeszcze w 1877 roku, tj. w czasie działalności młodego Gostkowskiego pod okiem Majewskiego, chronometr.


Zdjęcie 26: Jeden z zegarków wyprodukowanych w atelier Gostkowskich
To okazały czasomierz kieszonkowy o średnicy około 58 mm i wadze 175 gramów, wykonany ze złota próby 18 karatów. Koperta typu à-goutte, o delikatnie wypukłych uszach, została starannie giloszowana, a jej dekiel zdobi emaliowany monogram „E. G.”. Zapewne inicjały właściciela. Wewnętrzna pokrywa jest bogato opisana, a całość w pełni sygnowana i ponumerowana numerem 2450. Czasomierz ten wyposażono w szereg zaawansowanych komplikacji: wieczny kalendarz, repetier minutowy oraz wskazanie faz Księżyca. Tarcza typu champlevé ozdobiona jest motywami kwiatowymi i zawiera niezwykle rzadki datownik retrograde. Wskazówki wykonano z różowego złota. Być może był to jeden z czasomierzy wystawionych rok później przez Wawrzyńca w Paryżu?
Zegarki spod szyldu Gostkowskich, w celu uchronienia przed fałszowaniem, były opatrzone specjalnym znakiem – puncą, tzw. poinçon de maître. Była ona ukryta w mechanizmie, pod jednym z mostków lub kół zębatych. Przedstawiała koziorożca wspinającego się ku sferze niebieskiej. Symbol pracowitości i doskonałości rzemiosła. Obok, w dole tarczy herbowej, widoczne były litery „L. G.” – od imienia i nazwiska Wawrzyńca.
Epilog
Wincenty Gostkowski zmarł w Genewie 29 października 1884 roku. Pochowano go na miejscowym cmentarzu Saint-Georges. Przez pół wieku droga tego człowieka była rzadkim wśród polistopadowej Polonii świadectwem ambicji i pracowitości.

Zdjęcie 27: Klepsydra informująca o śmierci Wincentego Gostkowskiego
Po śmierci ojca firma zaczęła chylić się ku upadkowi. Wawrzyniec, choć niewątpliwie uzdolniony technicznie, nie potrafił utrzymać rynkowej pozycji. Nie znał języka polskiego, co utrudniało mu kontakty z rodakami – a to właśnie do nich ojciec kierował patriotyczne apele handlowe. Firma została oficjalnie wyrejestrowana 20 lutego 1888 roku. W 1891 roku Wawrzyniec otworzył jeszcze atelier w Paryżu. W ogłoszeniu adresowanym do tamtejszej Polonii pisał: Pan Gostkowski przyjmuje do reparacji wszystkie gatunki zegarków [...] i podejmuje się obstalunków zegarków całkowicie fabrykowanych w Genewie [...] Uprasza się korespondować, o ile możności, w języku francuzkim.
To ostatnie znane ślady działalności rodziny Gostkowskich. Wkrótce potem ich nazwa zaczęła stopniowo znikać z rejestrów. W czasie, gdy przemysł zegarmistrzowski wchodził w okres największego rozkwitu, zdominowany przez takie marki jak Longines, Omega czy… Patek Philippe. Sam Wawrzyniec zmarł w Genewie w 1915 roku.
Historia Wincentego Gostkowskiego dobrze oddaje los wielu uczestników Wielkiej Emigracji – ludzi, którzy po upadku powstania musieli opuścić kraj i odnaleźć się w obcym świecie. Jedni popadali w bezczynność, inni – jak on – potrafili zacząć od nowa, z uporem budując swoje miejsce w rzeczywistości przemysłowej XIX wieku. Gostkowski nie trafił do podręczników historii, lecz sygnowane jego nazwiskiem zegarki – precyzyjne, eleganckie i wykonane z niezwykłą starannością – pozostają trwałym śladem jego ambicji, talentu oraz wiary w wartość rzemieślniczej doskonałości.
…
Tekst opracowany na podstawie mającej się ukazać w 2026 roku publikacji autora – Beniamina Czapli, poświęconej historii polskiego zegarmistrzostwa w Genewie.”
Więcej artykułów tego typu znajdziesz w dziale – wiedza o zegarkach.









greenlogic.eu