Marloe to marka zegarkowa, którą kojarzę już od jakiegoś czasu. Różne modele pojawiały się na zegarkowych grupach w mediach społecznościowych i nie ukrywam, przykuły moją uwagę charakterystycznym, a jednocześnie atrakcyjnym designem.
Co ciekawe, można chyba też zaryzykować twierdzenie, że marka ta, mimo, iż bardzo młoda, wypracowała swój charakterystyczny, rozpoznawalny styl. Twórcy firmy twierdzą, że tworzone przez nich zegarki powstają przez odpowiedni czas - nie szybko, a dobrze, właściwie.
„Potrzeba inspiracji, kunsztu i cierpliwości, aby stworzyć piękny zegarek mechaniczny. Tymi wartościami kierujemy się we wszystkim, co robimy, od skrupulatnych badań projektowych po dożywotnią obsługę klienta. Kiedy po raz pierwszy rozpakujesz swój zegarek Marloe i poczujesz, jak jego serce bije w Twojej dłoni, myślimy, że zgodzisz się, że warto na niego czekać. Wiemy, jak cenny jest czas. Wiemy, jak szybko może przepłynąć i jak łatwo może się rozdrobnić. W epoce, w której wszystko jest natychmiastowe i jednorazowe, chcemy stworzyć coś trwałego: zegarek Marloe to nie tylko odmierzanie czasu, ale także jego dobre spędzanie”.
Od siebie powiem, że rzeczywiście rozpakowywanie zegarka Marloe to taka trochę uczta. Oczywiście - super zegarki premium, na wyższym poziomie, są opakowane nieraz wręcz „kosmicznie”, ale przy rozpakowywaniu Marloe to wygląda również bardzo sympatycznie, atrakcyjnie. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że to zegarki wyceniane naprawdę korzystnie.
Rozczarowująca rzeczywistość
Zegarek Marloe prezentujemy po raz pierwszy, więc może kilka słów na początek o tej marce, choć historia firmy nie jest zbyt długa.
W 2015 roku, będąc typem dociekliwym - jak sam o sobie twierdzi, Oliver Goffe, założyciel firmy, postanowił wymienić rozładowaną baterię w swoim dość drogim, markowym zegarku.
Kiedy jednak go otworzył, odkrył nieco rozczarowującą rzeczywistość.
Wpatrywał się w pustą przestrzeń z rozczarowującym, „plastikowym” mechanizmem kwarcowym w środku. Zegarek wydawał się bezduszny i Oliver był pewien, że może zrobić coś lepszego. To lekkie uczucie rozczarowania dotknęło chyba niejednego z nas, szczególnie właśnie w przypadku zegarków kwarcowych, gdzie okazywało się, że w czasem pięknej, kosztownej obudowie znajdujemy niewielki, bardzo prosty, masowo produkowany i dla wielu bezduszny mechanizm. Oliver zaczął szukać partnera i wkrótce spotkał Gordona, projektanta przemysłowego, który podzielał jego pasję do robienia rzeczy we „właściwy sposób”.
Oliver i Gordon zgodzili się co do planu stworzenia dobrze zaprojektowanego, pięknie wyglądającego zegarka z mechanicznym, bijącym sercem, w cenie, która będzie atrakcyjna.
W ciągu 12 miesięcy sprzedano pierwszy zegarek mechaniczny Marloe i narodziła się firma Marloe Watch Company. Od tego czasu rozwija się i ewoluuje. Właściciele są dumni z reputacji, jaką zbudowali w brytyjskim przemyśle zegarkowym. Jak się okazuje nie tylko.
Nazwa firmy jest inspirowana rodzinnym miastem Olivera, Marlow nad brzegiem Tamizy, tuż za rogiem siedziby w Sonning Common. Firma tworzy zegarki w bardzo małych seriach, maksymalnie do 1 000 sztuk, i są one indywidualnie numerowane, co jest dla wielu atrakcyjnym bonusem. Inspiracją dla powstawania poszczególnych modeli są konkretne historie związane z różnymi osiągnięciami. Patrząc na stronę producenta trudno się oprzeć wrażeniu, że ta fascynacja obejmuje w największej mierze motoryzację. To jednak także inspiracja lotnictwem czy inżynierią morską, a nawet podróżami w kosmos.
Marka Marloe swojej ofercie ma zegarki, które są projektowane oczywiście w Wielkiej Brytanii, ale produkowane i składane w innych miejscach świata. Także w Szwajcarii, co można wnioskować po określeniu Swiss Made na wielu modelach.
Brytyjczyk o sportowym zacięciu
Zegarek, który recenzuję, to jednocześnie egzemplarz będący moją własnością.
Dostałem go w prezencie od przyjaciela z okazji „okrągłego” jubileuszu. Zegarek przyjechał do mnie prosto z Wielkiej Brytanii i właśnie dzięki temu miałem przyjemność - wspomnianego na wstępie - osobistego rozpakowywania pudełka z nim w środku.
Zaczynało się od bardzo bezpiecznego kartonu, z wytłoczkami chroniącymi właściwe pudełko. Po chwili pojawiło się to właściwe pudełko. Kartonowe, solidne i estetyczne.
Po zdjęciu wieczka, ukazują się kolejne warstwy.
Wszystko zaczyna się od książeczki, która przybliżała historię zegarka, a konkretnie inspiracji właśnie, związanej z jego powstaniem. Dopiero niżej, po zdjęciu książeczki i estetyczne zabezpieczającej warstwy, nad zegarkiem ukazał się robiący bardzo atrakcyjne pierwsze wrażenie docelowy bohater, mój prezent, czyli zegarek Marloe Coniston Black Edition.
To model z serii, która nie pochodzi ze Szwajcarii. Muszę powiedzieć, że model który został wybrany, wraz z jego genezą powstania, jest w moim odczuciu strzałem w dziesiątkę, bo ja od zawsze fascynowałem się motoryzacją, swego czasu pasjonowałam się także biciem rekordów prędkości, a okazuje się, że kolekcja Coniston Automatic została stworzona we współpracy z organizacją Campbell Family Heritage Trust, a tantiemy ze sprzedaży każdego zegarka są przeznaczane na konserwację i utrzymanie pojazdów Bluebird, a także na celebrowanie i utrzymywanie dziedzictwa rodziny Campbell, znanej z dążenia do osiągania najwyższych prędkości na lądzie i na wodzie.
Samochody czy też pojazdy Bluebird zapisały się bardzo mocnymi zgłoskami w historii motoryzacji i bicia rekordów prędkości. Zegarek odnosi się do modelu Bluebird CN 7 z 1956 roku, który rozwinął prędkość 630 km/h i jest jednym ze wspaniałych eksponatów w Muzeum Transportu w Coventry. Będąc tam kilkakrotnie, stałem wpatrując się w niego jak przysłowione „ciele w malowane wrota”. Pojazd nie do końca spełnił pokładane w nim nadzieje, bo liczono na przekraczanie prędkości 800 km/h, ale imponujące 710 km/h, które udało mu się osiągnąć, jest również imponujące.
Wehikuły Bluebird pędziły również po wodzie, a jednym z miejsc, gdzie jeszcze przed II Wojną Światową miały miejsce próby bicia rekordów, było jezioro Coniston, które dało nazwę temu konkretnie modelowi marki Marloe.
Potrafi zaskoczyć detalami
Przejdźmy więc do naszego bohatera.
Zacznę od tego, że recenzowany zegarek zachwyca detalami. Mogłoby się wydawać, że w tej atrakcyjnej cenie, takie podejście zdarza się nieczęsto. Jednak wiele microbrandów, tak jak i Marloe, potrafi w tym względzie zaskoczyć. Tutaj mamy model przygotowany i wyprodukowany z dbałością o szczegóły, co dało w efekcie bardzo wysoką jakość wykonania widoczną już na pierwszy rzut oka.
Marloe Coniston Auto Black Edition to sportowy zegarek mechaniczny, który jest dość specyficzny - ma nieoczywisty wygląd, ale od pierwszego spojrzenia może się podobać.
Stalowa koperta ma 41 mm średnicy, a jej powierzchnie są w całości polerowane. Ma kształt dysku, z którego ucha wyprowadzone są z wyraźnymi odcięciami. Mają one dość nowoczesny kształt i są skierowane ukośnie ku dołowi.
Ciekawym elementem jest luneta, która wieńczy kopertę od góry. Patrząc na nią na wprost widzimy wąski pierścień okalający szkło, ale boczna część jest bardzo efektownie ryflowana, co dodaje zegarkowi charakteru i stanowi dość rzadko spotykany element, jeżeli chodzi o zegarkowe wzornictwo. W mojej ocenie, w przypadku tego zegarka firmy Marloe udało się osiągnąć bardzo fajną symbiozę między polerowanymi powierzchniami, wyrazistymi, ostrymi liniami, ryflowanym wzorem. Udało się to łącząc klasyczny, tradycyjny wzór z nowoczesnym wykonaniem i wykończeniem.
Warto też w tym miejscu zaznaczyć, że model ten wydaje się być nieco większy niż jest w rzeczywistości, bo 41 mm oznacza „nieprzerośnięty” zegarek, choć może nieco większy niż wynikałoby to z trwającej mody na powrót do rozmiarów sprzed lat.
Choć właśnie ta wąska luneta i to, co widzimy pod szkłem, czyli tarcza, optycznie powiększona pierścieniem, o którym za chwilę, dają odbiór taki, że zegarek odczuwamy jako nieco większy, niż jest naprawdę, ale tylko optycznie, bo jeżeli chodzi o fizyczne dopasowanie to tutaj nie powinno być kłopotu, nawet z niezbyt szerokimi nadgarstkami.
Boki koperty tworzą jedną płaszczyznę z pionowym bokiem dość wysokiej lunety, choć z innymi oczywiście fakturami powierzchni. Po stronie spodu mamy powierzchnię ukośną, również polerowaną, która zwęża się tworząc kołnierz, w którym tworzy miejsce na wkręcany, stalowy dekiel zegarka. Tworzy go ukośnie ułożona, polerowana powierzchnia z nacięciami na klucz, a dalej widzimy element tworzący pierścień, na którym wygrawerowano podstawowe informacje o tym modelu zegarka.
Ciekawostką, i to bardzo atrakcyjnie wyglądającą, a zarazem fajnym zabiegiem stylistycznym jednocześnie, jest ta część już przykryta szkłem, które ukazuje nam mechanizm zegarka.
Mechanizm – kolejne zaskoczenie
I tu kolejne zaskoczenie.
Mechanizm to japońska Miyota 8N24. Mimo, iż nie jest widoczna od strony tarczy, to okazuje się, że jest tu w wersji przygotowanej do zegarków szkieletowanych właśnie i można byłoby uznać, że nie ma to sensu, ale prawda jest taka, że dzięki temu, patrząc na ten mechanizm od strony dekla mamy całkiem fajny i nietypowy widok.
Tym bardziej, że wszystkie elementy mają powłokę w kolorze złota, co prezentuje się naprawdę atrakcyjnie. Mechanizm ten oferuje podstawowe wskazanie czasu: godziny, minuty i sekundy.
Fabrycznie nie ma datownika, czyli koronkę odciągamy tylko do jednej pozycji. Oczywiście mechanizm ma opcję dokręcania oraz funkcję stop sekundy. Pracuje z częstotliwością 21 600 wahnięć balansu na godzinę, a łożyskowany jest na 21 kamieniach. Rezerwa chodu to przyzwoite 42 godziny. Co ciekawe, mechanizm ten mimo, iż nie jest jakoś kunsztownie zdobiony, to jego szkieletowanie i złocisty kolor powodują, iż - jak już wspominałem - całkiem przyjemnie się na niego patrzy.
A skoro wspomniałem o koronce, to warto też przy niej zatrzymać się na chwilę, bo ma bardzo fajny kształt. Jest węższa przy kopercie i nieco rozszerza ku końcowi w płynny sposób.
Na jej bocznej powierzchni są nacięcia ułożone ukośnie, a część czołowa jest wykończona bardzo misternie. Mamy do czynienia z zagłębieniem, które ma matowe, piaskowane wykończenie dające efektowne tło dla wystającej, lśniącej litery „M”.
Podsumowując wszelkie walory koperty i jej wymiary dodam jeszcze, że zegarek waży 62 g, a całą kopertę wykonano tak, że klasę wodoszczelności ustalono na poziomie do 100 m.
Przeszklenie dekla to szkło mineralne, natomiast szkło górne, czyli, to które osłania tarczę jest szkłem szafirowym, które ma nałożoną z obu stron powłokę antyrefleksyjną. To bardzo dobrze widać kiedy uzyskujemy lubiany przez wielu efekt „braku szkła”, ustawiając zegarek pod odpowiednim kątem.
A cóż ciekawego zobaczymy dzięki temu efektowi?
Tarcza zegarka, kolejny mocny punkt
Tarcza tego zegarka to w mojej ocenie jego kolejny, mocny punkt, okraszony ciekawymi detalami.
Na zewnętrznej krawędzi jest widoczny pierścień, pod szkłem. To dość masywny element. Tworzą go dwie powierzchnie. Równoległa do tarczy, gdzie nadrukowano indeksy godzinowe jako niewielkie cyfry arabskie. Druga, ukośna powierzchnia to miejsce, gdzie nadrukowana została skala minutowa.
Centralną część tarczy zajmuje okrągła, matowa powierzchnia w kolorze czarnym, z oznaczeniem samej krawędzi, która jest nieco jaśniejsza i jakby odrobinę grubsza.
Od wspomnianego pierścienia oddziela ją element, który określiłbym jako „fosa”. Tworzy ją zagłębiony lekko okrąg w białym kolorze, który pokryty jest w całości masą luminescencyjną.
Nie muszę opowiadać, jak efektownie wygląda to w ciemności.
Oczywiście możecie to zobaczyć na zamieszczonych zdjęciach.
Na tej luminescencyjne „fosie” zaczynają się także nakładane indeksy godzinowe w postaci podłużnych, fazowanych i polerowanych elementów, które wchodzą głęboko w główną powierzchnię. Pod godziną 12. nadrukowano nazwę firmy, bardzo precyzyjną czcionką w jasnym, kremowym kolorze. Po przeciwnej stronie jest nadrukowana informacja Black Edition.
Ciekawym elementem wpływającym na odbiór i charakter tego zegarka są ażurowane wskazówki, o atrakcyjnym wzorze, które mi osobiście kojarzą się z ramionami kierownic dawnych sportowych samochodów. Oczywiście dodać trzeba, że ażurowane miejsca na wskazówkach, w godzinowej dwa ostatnie segmenty, a w minutowej trzy ostatnie, są wypełnione masą świecącą w takim samym oczywiście kolorze jak pierścień.
W ciemności masa jarzy się fajnie wyglądającym niebieskim światłem.
Poza atrakcyjnym widokiem mamy także zapewnioną doskonałą czytelność.
Kolejny element to sekundnik - jest on polakierowany na taki kolor, jaki użyto do skali godzinowej na pierścieniu. Producent opisuje to jako „wyblakły kolor brązowy”. Ciekawym elementem jest też trójkącik stanowiący grot wskazówki sekundowej, oraz okrąg wokół otworu na oś i punkt w stylu lizaka, jako przeciwwaga. Wszystkie te zabiegi dały nam taką wielowarstwową tarczę , przy której mamy poczucie głębi, do tego ciekawe podejście w kwestii luminescencji i naprawdę bardzo atrakcyjne wskazówki minutowa i godzinowa, dają nam cyferblat, a w zasadzie cały zegarek o sportowym zacięciu, który bez problemu kojarzymy z motoryzacją, raczej tą dawną, oraz świetne odniesieni do dziedzictwa rodziny Campbell.
Nie jestem znawcą szybkich łodzi motorowych, ale kierownica z takimi ramionami pewnie równie dobrze pasowałaby nie tylko do sportowego samochodu o czym wspominałem, ale jako koło sterowe łodzi, która mknęłaby po jeziorze Coniston. Dzięki kontrastowemu zestawieniu zegarek jest bardzo dobrze czytelny w dobrych warunkach oświetlenia, a w ciemności - jak wspomniałem - całą „robotę” załatwia nam luminescencja.
Kiedy patrzymy na ten zegarek widzimy klasyczną, ale nowoczesna kopertę i tarczę w odcieniach aż po kolor niebieski, który jest wynikiem działania powłok antyrefleksyjnych.
Pasek typu rally
Zegarek, który ja dostałem, do nadgarstka mocowany jest dzięki paskowi typu rally, wykonanemu z czarnej skóry z jasnymi przeszyciami wykonanymi dość grubą nicią.
Zapięcie to klasyczna klamra z pinem. Pasek jest istotnie pogrubiony w częściach odchodzących od uch. Zaimplementowano w nich system szybkiego i bez narzędziowego demontażu.
Całość prezentuje się naprawdę świetnie, czujemy ducha prędkości, kiedy na niego patrzymy. Jako, że to mój zegarek, to używam go już dość długo i intensywnie. Dzięki temu mogę i nawet muszę powiedzieć, że po pierwsze - jest bardzo komfortowy w użytkowaniu, po drugie - do bardzo wielu stylizacji łatwo go dopasować, i to nie tylko wyglądem, ale także rozmiarami.
Choć tu przypomnę - optycznie wydaje się być większy niż jest w rzeczywistości.
Marloe Coniston Black Edition – podsumowanie, ocena i cena
Zegarek mimo, iż jego budowa bazuje na dość klasycznych kanonach, jest dość nietypowy, wyróżniający się. Dla wielu osób staje się intrygujący, budzący zainteresowanie, co jest przyjemne dla posiadacza. Jego tarcza po naświetleniu wygląda zjawiskowo.
Nie przeczytałem na stronie firmy o jakiś specjalnych zabiegach regulacyjnych mechanizmu, ale mój egzemplarz przyśpiesza jedynie około 4 sekund na dobę, co jest bardzo dobrym wynikiem. Pewnie coś bardziej wiążącego powiedzieć będzie można po dłuższym czasie użytkowania, kiedy mechanizm popracuje dłużej.
Poza surowym wykończeniem mechanizmu, trudno jest się do czegoś przyczepić. Jakość wykonania Marloe Coniston Black Edition jest na wysokim poziomie, nie tylko biorąc pod uwagę atrakcyjną cenę, a mówimy tutaj zarówno o tarczy, wskazówkach, jak i o zegarkowej obudowie. Wszystkie elementy są doskonale spasowane i precyzyjnie wykonane, a zegarek jest naprawdę modelem o indywidualnym charakterze, wyróżniającym się z oferty rynkowej.
Brytyjskie pochodzenie stanowi taki kolejny, wyróżniające element.
Ja mam do tego zegarka oczywiście nieco emocjonalne podejście, ale jeśli ktoś zapytałby mnie o polecenie nietuzinkowego, nie pochodzącego z masowej produkcji zegarka, które mógłbym zaproponować i miałby jednocześnie być on w atrakcyjnym zakresie pod względem cenowym, to na dziś, ten model i inne zegarki firmy Marloe mógłbym proponować z czystym sumieniem, będąc przekonanym o zadowoleniu pytających. Ja jestem bardzo zadowolony.
Dzięki Marcin 😉
Plusy (+) | Minusy (-) |
+ atrakcyjne wzornictwo | - dość surowo wykończony mechanizm |
+ bardzo dobra jakość wykonania | |
+ dobra luminescencja | |
+ niezawodny, trwały mechanizm | |
+ skuteczna powłoka antyrefleksyjna | |
+ wysokiej jakości pasek | |
+ fajne opakowanie i cała otoczka modelu, z inspiracją włącznie |
Więcej publikacji tego typu znajdziesz tu: recenzje i testy zegarków.
0 Komentarzy
Średnia 5.00