Czy to wakacje czy długi weekend, wycieczka rowerowa czy rejs jachtem po Mazurach, na takie wypady zwykle zabierałem G-Shocka. Bo wytrzymały, kolorowy, a do tego ewentualne spotkanie z twardymi przedmiotami „nie boli” tak bardzo, jak w przypadku droższego zegarka.
W ubiegłym, 2022 roku marka Citizen zapowiedziała nową serię zegarków NJ015, nazwaną „Tsuyosa”, w trzech kolorach (w tym dwóch bardzo żywych), a teraz, w 2023 roku, dołożyła jeszcze 3. W ciemno złożyłem zamówienie na „jedynie słuszny”, jadowicie żółty wariant i odebrałem go w marcu.
Zegarek wpisuje się w obowiązujący obecnie w branży zegarmistrzowskiej trend projektowy bazujący na ostrych liniach i żywych kolorach, a konkurować ma o serca i dusze klientów z Tissot’em PRX. Nie spodziewałem się, że powiem to kiedykolwiek o Citizenie, ale właśnie zrobił… modowy zegarek.
Citizen, który - w mojej opinii – tworzył produkty raczej dla tradycjonalistów, nagle puścił wodze fantazji i poszedł mocno w kolory. I to takie kolory, które zdecydowanie mogą się podobać.
Co więcej, te omawiane dziś zegarki japońskiego producenta dość mocno przypominają kolorystycznie Rolexa Oyster Perpetual 41mm z 2021, oznaczonego referencją 126000. To chyba dobrze dla Citizena, którego z pewnej odległości można wziąć za Rolexa. Nawiązań do Rolexa jest zresztą znacznie więcej.
Wielkość w sam raz dla sportowego zegarka
Wracając jednak do samego zegarka, Citizen Tsuyosa wyposażono w ten sam mechanizm, co większość budżetowych modeli Citizena, czyli 8210. Tyle, że w przypadku Tsuyosy ma on funkcję stop sekundy, czyli możliwość zatrzymania sekundnika – docenimy to przy dokładnym nastawianiu wskazań czasu.
Od najbardziej budżetowych modeli (poza kolorami oczywiście) różni się zastosowaniem szkła szafirowego chroniącego tarczę, oraz częściowo transparentnego dekla ukazującego mechanizm przez szafirowe – a jakże – szkło.
Zegarek jest nieprzesadnie duży, koperta o średnicy 40 mm to w sam raz dla sportowego modelu. Nie jest ani za mały, ani za wielki, rzekłbym, że taki „w punkt”.
Koperta ma nieco beczułkowaty kształt z ostrymi liniami i wertykalnym szczotkowaniem, od góry zwieńczona jest wąską, polerowaną lunetą na którym osadzone jest wspomniane płaskie szafirowe szkło, z naklejoną lupą nad okienkiem datownika.
Boki koperty są polerowane, spód zamyka okrągły, zakręcany dekiel przez który można oglądać mechanizm zegarka. Boczne linie koperty płynnie przechodzą w obrys bransolety, co sprawia znakomite wrażenie wizualne. Poprzez umieszczenie koronki na godzinie 4., oraz częściowe „schowanie” jej w obrysie koperty uzyskano wrażenie smukłości i lekkości zegarka.
Patrząc na Tsuyosę widzimy, że góra koperty jest ścięta w kierunku zintegrowanej bransolety, co bardzo przypomina koperty Roayal Oak’a, ale jeszcze bardziej kształt koperty Rolexa Oysterquartz Perpetual Calendar z 1987 roku. Wskazówki też są podobne, lupa do „podglądania” daty również.
Przemyślana i spójna koncepcja
Tarcza wykończona jest szlifem słonecznym, indeksy godzinowe są nakładane i wypełnione substancją fluorescencyjną, przy czym indeksy na godzinach 6. i 12. są zdublowane.
Klasyczne okienko datownika umieszczono na godzinie 3.
Jak już wspominałem, odczyt daty wspomaga naklejona na szkle lupa. Proste wskazówki typu baton również są wypełnione luminową. Tarcza jest bardzo czytelna, zarówno w dzień jak i w nocy.
Wszystko sprawia wrażenie przemyślanej i spójnej koncepcji. Jest to naprawdę ładny zegarek, i nawet jeśli częściowo naśladuje modele konkurencji, to Citizen nadał mu własny, oryginalny styl.
Wróćmy jeszcze na moment do mechanizmu. Łożyskowany na 21 kamieniach kaliber 8210 to sprawdzona w „bojach” jednostka, która pracuje z częstotliwością 3Hz (raczej typową w tej klasie zegarków), oraz ma funkcje zatrzymania sekundnika i szybką korektę daty. Jak zwykle w produktach marki Citizen jest to mechanizm „in-house”, i - jakkolwiek mogłoby to brzmieć dziwnie - tak właśnie jest. Trochę żałuję, że Citizen nie rozwija tego mechanizmu w kierunku dłuższej rezerwy chodu, jak np. grupa Swatch ze swoimi Powermatic’ami, bo takie np. 60 godzin byłoby naprawdę przyjemną opcją.
Jeśli chodzi o dokładność chodu to szału nie ma, ale tragedii też nie – 9 sekund to maksymalna zaobserwowana przeze mnie dobowa odchyłka.
Wszystkie nastawy dokonywane są za pomocą koronki umieszczonej na godzinie 4., która jest w znacznej części schowana we wgłębieniu w kopercie. W mojej opinii jest to zabieg tyle dobry dla stylistyki zegarka, bo nie zaburza kształtu koperty, co niedobry dla wygody użytkowania, ponieważ osoby o większych palcach będą miały problem z obsługą koronki. Nie ma róży bez kolców.
Świetnie układa się na nadgarstku
Zintegrowana z kopertą bransoleta jest bardzo wygodna, ogniwa świetnie układają się na nadgarstku, a dodatkowo nic nie uwiera i nie odstaje. Jest dość elastyczna, dzięki nieco większym szczelinom między ogniwami i przez to wydaje się lekka, choć może sprawiać wrażenie „mało solidnej”. Jej regulacji dokonuje się w bardzo łatwy sposób, wybijane piny pozwalają na samodzielną regulację z wykorzystaniem prostych narzędzi.
Do jakości wykonania absolutnie nie mam żadnych zastrzeżeń. Wszystkie wspomniane elementy są na bardzo dobrym poziomie, może tylko zapięcie bransolety mogłoby być nieco solidniejsze, co wpłynęłoby na jeszcze lepszy odbiór całości.
W codziennym użytkowaniu szybko zapomina się, że zegarek ten jest na ręku - jest na tyle nieduży, że nie „wędruje” po nadgarstku jak cięższe modele, a dzięki niewielkiej grubości koperty mieści się bez trudu pod mankietem.
Choć przy tej kolorystyce – kto chciałby go chować pod mankietem?
Ilekroć na niego spoglądam mam poczucie znakomicie wydanych pieniędzy, daje mi niekłamaną radość z jego posiadania. To taki zegarek, który sprawia, że idąc ulicą macie nadzieję, że ktoś zapyta Was o godzinę i będziecie mieli okazję na niego spojrzeć. Wiem, że niestety tego typu sytuacje są coraz rzadsze w dzisiejszych czasach, mi się jednak od czasu do czasu zdarzają… tak z raz na kwartał.
Nowa klasa zegarków – Funwatch
Uważam, że za kwotę, jaką trzeba zapłacić za Citizena Tsuyosa, trudno obecnie jest dostać coś równie dobrze wykonanego i równie ładnego. Już to mówiłem, ale powtórzę, że w mojej opinii marka Citizen jest mistrzem w produkcji zegarków mechanicznych o dobrej jakości wykonania za rozsądne pieniądze. Do tego zawsze dostajemy zegarek z mechanizmem „in-house”, a to jest już wartość sama w sobie.
Dla niektórych użytkowników mankamentem może też być wodoszczelność na poziomie zaledwie 50 metrów, ale zwróćmy uwagę, że tyle samo ma… IWC Portugieser Yacht Club.
Słowo „Tsuyosa” w języku japońskim oznacza siłę, choć dla mnie nie jest to pierwsze skojarzenie jakie przychodzi mi na myśl, kiedy patrzę na ten zegarek. Biorąc pod uwagę odważną kolorystykę oraz przeznaczenie tego modelu (tego i podobnych modeli konkurencji) mam wrażenie, że właśnie powstaje w branży nowa klasa zegarków – Funwatch, bo dla mnie to najlepsza definicja tego rodzaju zegarków. Są solidne, wygodne w użytkowaniu na co dzień, oraz dają sporo frajdy z ich posiadania.
Tarcza, w żółtej wersji kolorystycznej ozdobiona szlifem słonecznym przywodzi na myśl słońce, lato i wakacje, a w turkusowej – ciepłe, południowe morze, czyli wszystko to, co jest najbardziej „fun”. Zresztą – jak dla mnie – wszystkie wersje poza czarną wypadają znakomicie. Nie chodzi wcale o to, że czarna nie jest ładna, po prostu nie pasuje do reszty, nie wpisuje się w koncepcję tego czasomierza.
Natomiast niezależnie od tego, który wariant kolorystyczny wybierzecie, to nigdy nie będzie zegarek, który pozostanie niezauważony. I to jest chyba w ogóle taki kierunek we współczesnym zegarmistrzostwie, żeby poszukać nieco innego klienta i nieco innego zastosowania dla oferowanych produktów, ponieważ podstawowa funkcja zegarka już się nieco zdewaluowała, gdyż czas możemy sprawdzić w telefonie, z którym większość z nas się nie rozstaje.
Trzeba pójść zatem w kierunku lifestyle’u, pozyskać klientów, którzy nie kupują zegarka dla mechanizmu, marki czy historii jaka za nim stoi ale po prostu jako produkt wpisujący się w ich styl życia.
Citizen Tsuyosa – ocena po kilku miesiącach użytkowania
Citizen Tsuyosa pewnie nie jest porywającym dziełem sztuki zegarmistrzowskiej, ale jest to świetnie zaprojektowany i bardzo dobrze wykonany zegarek, który „cieszy oko” i może się podobać. Zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę cenę, jaką przyjdzie nam za niego zapłacić, czyli mniej niż 1 500 złotych.
Dla mnie to znakomity kompan moich wakacyjnych i weekendowych wypadów, chociaż przyznam, że gdybym miał ponownie wybierać zdecydowałbym się chyba na wersję „Tiffany” z turkusowym cyferblatem. No dobrze, kupiłbym obie.
Kierunek w którym idzie Citizen jest jak najbardziej OK.
Tak trzymać, Obywatelu!
Ten model zegarka, oraz jego różne wersje kolorystyczne, opisujemy w artykule tu: Citizen Tsuyosa Automatic. Fenomen w gamie zegarków japońskiego producenta.