Klubowe Warsztaty zegarmistrzowskie 22 kwietnia 2017
Jeszcze w lutym Eugeniusz Szwed – wiceprezes Klubu Miłośników Zegarów i Zegarków na dzień 22 kwietnia wyznaczył termin kolejnych klubowych Warsztatów zegarmistrzowskich, a na początku marca podał już ich dość szczegółowy plan.
Wiadomo było, że organizatorem i gospodarzem miejsca będzie doskonale znany w gronie klubowiczów Damian Roncoszek, który dogrywając perfekcyjnie wszystkie szczegóły, przygotował warsztaty, w których, zgodnie z informacją na forum chęć uczestnictwa zgłosiło ponad 20 osób.
Już obserwacje z drogi dojazdowej wróżyły wyjątkowe przeżycia. Kolega Janek jadąc na tylnej kanapie samochodu w rozmowie telefonicznej przekazywał: „… słuchaj, jadę z osobą, która spotykała się z Zajdlerem (Ludwik Zajdler – autor książki Dzieje zegara – przyp. autor), oraz „starym Przypkowskim” (Tadeusz Przypkowski), kiedy pod rządami Jerzego Jasiuka (Dyrektor Muzeum Techniki w Warszawie) przygotowywała wystawę „Anatomia czasu” (wystawa w Muzeum Techniki 1979 roku)…”
Dalej było jeszcze ciekawiej!
Oficjalny początek Warsztatów - zbiórka w holu hotelu Trojak nastąpiła w sobotę 23 kwietnia o godzinie 9.00, choć część uczestników zawitała do tegoż hotelu jeszcze w piątek wieczorem.
Na miejscu można było się zorientować, że frekwencja dopisała, bo grono dorosłych klubowiczów liczyło już ponad 25 osób, a kolejne osoby zapowiadały dołączenie na poszczególnych etapach Warsztatów.
Już na wstępie Damian rozdaje torebki z informatorami przekazane przez Urząd Miasta Mysłowice. No to wiemy, gdzie jesteśmy – dziękujemy!
Eugeniusz Szwed przywitał wszystkich obecnych w holu, przedstawił krótko informację co będzie się w tym dniu działo i serdecznie podziękował Damianowi za przygotowanie wszystkiego.
Dalej było zebranie wpisów w egzemplarzu albumu klubowego przewidzianym jako podziękowanie dla pana Franciszka Wieganda, wspólne zdjęcie i… zaczynamy!
Pierwszym miejscem, do którego uczestnicy doszli krótkim spacerkiem były: Centrum Pożarnictwa z największym w Europie Centralnym Muzeum Pożarnictwa, oraz Muzeum Miasta Mysłowice.
Na parterze były sikawki, wozy, bojowe, dojazdowe… fantastycznie!
Doskonałe muzeum, a ponad 300. letnia (najstarsza w Polsce) sikawka z klasztoru Cystersów musiała zaskoczyć każdego zwiedzającego nie obeznanego w temacie historii pożarnictwa.
Szkoda, że na podziwianie eksponatów z tego muzeum mieliśmy przewidziane tylko 25 minut. Szkoda, ale z drugiej strony wiedzieliśmy dlaczego. Plan spotkania był po prostu dość napięty.
W Muzeum miasta Mysłowice przywitał nas pan Marek – przewodnik po muzeum z krwi i kości, a z duszy Mysłowiczanin i miłośnik historii tego rejonu. Widać było, że ma niezwykłą wiedzę o tej materii i ma też wielką potrzebę podzielenia się nią z nami. Trójkąt Trzech Cesarzy, historia terenu, Ślązacy, kopalnie, emigracje i okres II Wojny Światowej.
Niewiele czasu potrzebował pan Marek, by nas zainteresować, ale chcąc jeszcze więcej przekazać musiałby mieć nas na dłużej. Niestety był w swoich wywodach przez organizatorów skracany.
Jako, że w trakcie prezentacji była dyskusja o zwycięskich polskich powstaniach narodowych, to trzeba także tutaj podać jej merytorykę. Jak zauważył pan Marek, często pada stwierdzenie, że jedynym zwycięskim polskim powstaniem było Powstanie Wielkopolskie. To nieprawda. Bez zwycięskich Powstań Śląskich inaczej ułożyłyby się granice, inaczej wyglądałaby gospodarka II Rzeczypospolitej!
Wydaje się, że bez tej przekazanej przez pana Marka wiedzy o historii terenu, nie można było zrozumieć jaką wartość miał podziwiany przez nas, centralnie w muzeum eksponowany Mysłowicki Zegar Strefowy.
Sens istnienia tego zegara warunkowała historia miejsca, a dzięki odtworzeniu jego otoczenia w sposób zbliżony do naturalnego dla niego przez dziesiątki lat – w witrynie zakładu zegarmistrzowskiego, niezwykłą była także wartość wrażenia estetycznego.
O merytoryczny aspekt przekazu zadbali gospodarze, ale też inni obecni na sali. Toż w naszym gronie poza Damianem Roncoszkiem byli: Adam Mroziuk – znawca Beckera i tego zegara, oraz Gerard Sacherski – kolejny Mysłowiczanin, kolekcjoner zegarów i zegarków, zasłużony dla miasta, zegara strefowego, oraz cichy współorganizator naszej wyprawy. To oni opowiadali o losach i restauracji zegara, oraz odpowiadali na pytania klubowiczów.
Zbieramy się, czas zwiedzać kolejne śląskie specjalności. Każdy z uczestników otrzymuje na pożegnanie album - "Mysłowice. Historia Miasta". To doskonały upominek od dyrekcji Muzeum i firmy Alex Lukas – dziękujemy!!!
Przed muzeum czeka już, specjalnie wynajęty dla nas autobus.
Jedziemy na Nikiszowiec. „To tutaj, lub na drugim podobnym osiedlu kręcone są wszystkie historyczne filmy o Śląsku, także te o Śląskich Powstaniach” – już w autobusie informują nas „lokalsi”.
Przez okna widać ceglaną, charakterystyczną zabudowę osiedla, a my wjeżdżamy w same jego centrum – zatrzymujemy się przy kościele p.w. Świętej Anny. Tutaj, przy pulpicie na którym znajduje się makieta miejsca oczekują na nas przedstawiciele Stowarzyszenia „Razem dla Nikiszowca” - Wojciech Brzózka i Elżbieta Zacher. To osoby, które przedstawią nam historię tego wyjątkowego osiedla.
Pani przewodnik opowiada w sposób tak ciekawy, że właściwie nie trzeba pytać, czy tutaj właśnie się urodziła. Kolejność zabudowy, przeznaczenie konkretnych budynków. „Tutaj szkoła, szpital tam, areszt, apteka, lokale urzędników kopalni…”, „Gdzie była pracownia zegarmistrza?”.
Tego jednak nie wiadomo.
W trakcie prelekcji kolejne grupy (bo razem nie można było) wchodzą na wieżę kościelną podziwiać panoramę dookoła kościoła i zegar. To mechanizm Carl Weiss. Dziś zatrzymany, ale do niedawna chodził. Teraz czeka na naprawę.
Na wieżę ruszamy wąskimi schodami z jednej strony kościoła, potem przejście przez chór i kolejnymi z drugiej strony budynku. Wiadomo – idziemy wysoko.
Niesamowite wrażenie sprawia przejście do wieży kościelnej – droga wiedzie kładką między sklepieniem a dachem kościoła!
Prowadzi nas Gerard – to on tutaj jest u siebie, to on to wejście zorganizował. Dziękujemy!!!
Czas na posiłek! Przerwa. Tak, była potrzebna. Łączymy ją ze zwiedzaniem Szybu Bończyk, czyli najpierw posiłek w restauracji przy szybie i potem zwiedzanie.
Menu gości dość monotonne. Na początek „Wodzionka” (nie mylić z „WodziAnką”) – zupa, która może być doskonałym przykładem oszczędności i zaradności śląskich pań domu. Śląskich rolad, śląskich klusek i modrej kapusty chyba nikomu nie trzeba przedstawiać.
Taki był wybór większości z gości.
Smacznie? Smacznie!
Budynki Szybu Bończyk w którym dzisiaj urządzono sale bankietowe powstały w drugie dekadzie dwudziestego wieku i był elementem Kopalni Węgla Kamiennego Mysłowice. Po zamknięciu kopalni pilnowany, potem sprzedany, zaniedbany i rozkradziony.
Ten obiekt może być przykładem niewyobrażalnego zniszczenia zabytku przemysłowego, ale teraz jest też dobrym przykładem rewitalizacji takiego zabytku. Właścicielem obiektu jest Maciej Sikora – przyjaciel Damiana Roncoszka. To tutaj Damian organizuje lokalne spotkania zegarkomaniaków.
Więcej o Szybie Bończyk na stronie internetowej: https://www.szybbonczyk.pl/start/poznaj-szyb-bonczyk
Jedziemy do Tarnowskich Gór, a czas w autobusie jedni traktują jako okazję do kolejnych rozmów, inni jako popołudniową sjestę. Wszystkim było jednak radośnie na duchu.
Jesteśmy na miejscu. W progu witają nas Franciszek Wiegand, do niedawna prowadzący w swoim domu zakład zegarmistrzowski. Towarzyszy mu pracownik – prawa ręka mistrza – pan Paweł Maruszczyk.
Zanim wejdziemy zwiedzać, zostajemy zaproszeni do pomieszczeń piwnicznych, gdzie można pozostawić okrycie i poczęstować się przygotowaną przekąską i kawą.
Pan Franciszek przymierza się do udostępnienia części lokalu jako muzeum zegarów i zegarmistrzostwa. To dzięki temu eksponaty są tak dobrze zaprezentowane.
Na ścianach powieszone są zegary – regulatory precyzyjne – słynny już wyrób pana Wieganda, w szafce modele wychwytów (Janek zaingerował by tourbillon ponownie działał poprawnie), na stołach narzędzia i maszyny, także zegarki – przykład pracy konstruktora i zegarmistrza.
Jest gablota z dyplomami, choć jak przekazuje pan Franciszek, to co jest pokazane, to co wykonuje, czyni z potrzeby serca i zapotrzebowania klientów, a nie dla dyplomów.
W centrum pomieszczenia stoi zegar - miniatura zegara wieżowego.
Cudo!
Precyzyjna robota, magnetyzujący ruch oscylacyjny wahadła - fantastyczny efekt wizualny. Cyklicznie wyzwalany ruch przekładni chodu świadczy o napędzie pośrednim wahadła. Tak! Widać to także po ruchu wskazówki minutowej.
Majstresztyk!
Podziękowania w imieniu Klubu i uczestników warsztatów składa Eugeniusz Szwed, a wszyscy obecni potwierdzają to brawami. Uśmiechnięty pan Franciszek też dziękuje za nasze odwiedziny. Widać, że sprawiły mu one dużą radość.
Jeszcze okolicznościowe zdjęcie przed frontem budynku i jedziemy.
Nie, jeszcze nie, bo kilku klubowiczów zawzięcie dyskutuje z panem Franciszkiem. Panowie, czas wracać do autobusu!
Pod hotelem Trojak oficjalne zakończenie warsztatów, ale prawie wszyscy udają się do restauracji na kolację. Tam, w specjalnej, wydzielonej sali znowu jest pokazywanie zegarów i zegarków, czyli… codzienność zegarkomaniaków.
Postarała się restauracja Dwór Bismarcka – warto docenić!
Tutaj jeszcze raz przekazujemy Damianowi nasze wielkie podziękowania.
Dziękujemy!!!
Władysław Meller
* jako ilustracje do opracowania w części wykorzystano zdjęcia uczestników warsztatów opublikowane na forum dyskusyjnym Klubu Miłośników Zegarów i Zegarków
O warsztatach ukazały się też następujące publikacje w mediach - TUTAJ
0 Komentarzy
Średnia 0.00