Zastukano do drzwi. Proszę - zawołałem i wstałem z pewną niechęcią od biurka, ponieważ właśnie zaczynałem poprawiać swój ostatni tekst.
- Dzień dobry – rzucił radośnie kurier, co zupełnie nie licowało z szarością świata za oknem.
- Dobry – odpowiedziałem, choć zupełnie nie pojmowałem, co w nim dobrego.
- Paczuszka zzz… Błonia - dokończył posłaniec spoglądając na etykietę – „Do zobaczenia!”. I już go nie było.
Położyłem na stole szare pudełko i zabrałem się do poszukiwania noża, który gdzieś tu przed chwilą widziałem. Jest! Rozciąłem zabezpieczające taśmy, sięgnąłem w głąb pudełka i wyciągnąłem z niego niewielkie zawiniątko. W pudełku zostało coś jeszcze, no tak, koperta, zielona z wizerunkiem wawelskiego smoka, nie tego spod Wawelu, ale tego z kreskówki.
Rozwinąłem małe, podłużne, miękkie opakowanie i wewnątrz znalazłem pudełko, z podobnym motywem co na kopercie. Z zielonego etui wysunąłem czarne pudełko ze złotymi napisami Błonie, ZODIAK, SMOK WAWELSKI oraz wizerunkiem samego Smoka Wawelskiego, a także ze spoglądającym zza rogu Don Pedro – szpiega z Krainy Deszczowców.
Zdążyłem podnieść wieczko, kiedy w progu stanął mój ośmioletni syn z wyraźnie zaciekawioną miną. – - Co tam masz? – zagadnął.
- Nic takiego, ze… - zanim zdążyłem dokończyć był już przy biurku.
- Ale ładny? Kupiłeś?
- Nie, dostałem do zrecenzowania. Wiesz, to jest zegarek z takiej kreskówki z mojego dzieciństwa…
- Wiem, wiem, pokazywałeś mi na Youtub’ie, zarąbisty! Zanim zdążyłem coś jeszcze powiedzieć zniknął jak Baltazar Gąbka, no może z tą różnicą, że wiedziałem, iż znajdę go przy Xboxie.
Zielony Smok
Zawsze wiedziałem, że smoki są zielone. Wiedziałem to intuicyjnie, chyba z legendy o Szewczyku Dratewce, bo na pewno nie z kreskówki. Dlaczego? Ponieważ, kiedy w dzieciństwie pasjonowałem się przygodami Wawelskiego Smoka, mieliśmy czarno-biały telewizor. Wszystkie trzynaście odcinków obejrzałem w napięciu drżąc o los wyprawy i kibicując Smokowi, który, chyba po raz pierwszy w polskiej literaturze i filmie, nie był czarnym charakterem, ale zielonym komandosem w czerwonym berecie (co oczywiście mogłem sobie tylko wyobrazić). Ostatnią cześć sagi - „Przygodę na Rodos” przeczytałem już jako nastolatek i Smoka Wawelskiego od tamtej chwili nie spotkałem… aż do dziś.
Pudełko z czarnym wieczkiem skrywa w swoim wnętrzu najprawdziwszego Wawelskiego Smoka, tak zielonego, jak to tylko możliwe, spoczywającego w „szytym na miarę” łożu o barwie królewskiego szkarłatu.
Jasnozielona, emaliowana tarcza z promieniście rozchodzącymi się, delikatnymi, białymi liniami, z których dwie, biegnące ku godzinom 11. i 1., przecięte są napisem ZODIAK – czyli oznaczeniem modelu zegarka Błonie, który posłużył jako baza dla stworzenia tej bardzo restrykcyjnie limitowanej edycji.
Trzeba bowiem Wam wiedzieć, iż jedynie 200 Smoków Wawelskich opuściło Błoński gród.
Z tarczą czy na tarczy?
Cztery większe sekcje wyznaczone liniami, jak kierunki kompasowej róży wiatrów, prowadzącej smoczą wyprawę ku nowej przygodzie, opatrzone zostały przepięknie stylizowanymi cyframi godzin: 3., 6., 9. i 12. Większość z nich jest swobodna, jednak 6. została już zajęta przez Wawelskiego Smoka spoglądającego ku zachodowi, skąd nadejść mogą zastępy podstępnych Deszczowców.
Sylwetka naszego bohatera naniesiona jest na tarczę ciemniejszym lakierem o odcieniu zbliżonym do tego, w jakim jest skórzany pasek, czyli British Racing Green. Z cyferblatem zegarka wiąże się również pewna tajemnica, o czym za chwilę.
Jako, że smoki są raczej długowieczne, nie przywiązują one zanadto wagi ani uwagi do dnia miesiąca, więc poza czasem „Smok Wawelski” nie pokazuje niczego innego. Tak jak inne Zodiaki, nie ma on okienka datownika, co jest rozwiązaniem dość wygodnym, jeśli zważyć, że mamy do czynienia z zegarkiem mechanicznym nakręcanym ręcznie, który, jeśli nie będzie używany na co dzień, niemal za każdym razem musi być ustawiany.
W odróżnieniu od „zwykłych” Zodiaków, Błonie Smok Wawelski ma nie tylko wskazówki wypełnione opalizującą na zielono masą fluorescencyjną, ale również cyfry na tarczy mają wypełnienie substancją luminescencyjną.
Po zmroku jest efekt WOW! Serio.
Kiedy to odkryłem, jak dziecko zapalałem i gasiłem na zmianę lampkę na biurku kilkakrotnie, żeby móc popatrzeć na ten efekt. Ideałem dla mnie byłaby jeszcze fosforyzująca sylwetka Wawelskiego Smoka.
Obie wskazówki – minutowa i godzinowa są bardzo smukłe i wydłużone, w dopasowanym do stylu zegarka kształcie „dauphine”. Duży plus dla marki Błonie za regulację, czyli zgranie wskazówek – godzinowa trafia perfekcyjnie w punkt, gdy minutowa jest na pozycji 12. Czasem bywa tak, że nawet w znacząco droższych zegarkach nie jest to idealnie skalibrowane.
Klasyka na nadgarstku
Charakterystyczna dla Zodiaka jest dwuczęściowa koperta z wyraźnie zaznaczoną, wąziutką lunetą, w której osadzono wypukłe szkło szafirowe. Takie rozwiązanie sprawia, ze ten zegarek wydaje się na pierwszy (i drugi również) rzut oka nieco większy, niż wynikające z przyłożenia linijki 40 mm średnicy.
Szkło nie zachowuje wszak jednakiej krzywizny na całym obszarze, skutkiem czego tarcza sprawia wrażenie lekko opadającej na brzegach. Również jej odcień wydaje się nieco ciemniejszy. Jest to jednak zaledwie wrażenie spowodowane zaobleniem brzegów szkła, które sprawia również, że końcówki wskazówek wydają się zakrzywione.
Krótkie ucha koperty typu „krab” wydłużają kopertę o zaledwie 3 milimetry w każdą stronę. Ich boczne i dolne powierzchnie są szczotkowane, jedynie górne płaszczyzny zostały wypolerowane. Zresztą są to jedyne polerowane elementy zegarka, cała koperta, dekiel, klamerka – wszystkie elementy, poza górą uch, są szczotkowane, przy czym kierunki obróbki nie są takie same dla wszystkich elementów.
Ucha są rozstawione na szerokość równych 2 cm, ale pasek dość szybko zwęża się do 18 mm i jest to idealna proporcja szerokości paska do średnicy koperty tego klasycznego zegarka. Milimetr mniej i byłoby za wąsko, milimetr więcej i pasek przytłoczyłby cyferblat, zwłaszcza, że jego kolor jest ciemniejszy niż barwa tarczy. Masa zegarka wraz z paskiem to 56 gramów, wodoszczelność 50 metrów.
Z tą klasyczną budową koperty współgra jeden z najmodniejszych obecnie kolorów w zegarkowym świecie, czyli zieleń – żywa na tarczy i elegancka paska. Obie nawiązują do odcieni zieleni postaci patrona tego czasomierza, powołanej do życia w tej formie przez Alfreda Ledwiga w 1969 roku.
Smok Wawelski z kreskówki obchodzi więc w tym roku pięćdziesiąte piąte urodziny (mowa o postaci rysunkowej, ponieważ powieść jest z roku 1965). Wszystkiego Najlepszego!
Smocze smaczki
Po prawej stronie, najbardziej tradycyjnie jak tylko się da, umieszczona jest koronka, będąca także jednym z wyróżników tego limitowanego modelu Błonie. Jest ona w kształcie kaszkietu Smoka Wawelskiego, z grawerowaną, elegancką, arystokratyczną kratą oraz guzem na czubku. Tu właśnie widać dbałość o szczegóły oraz wysmakowanie detali zegarka. Drugim takim akcentem jest misternie stylizowana klamra paska opatrzona najbardziej rozpoznawalnym okrzykiem Wawelskiego Smoka, bawiącym jego przyjaciół i trwożącym jego adwersarzy: BUAHAHA! w komiksowej chmurce.
Mniam!
Spód zegarka to bardziej „mroczna” strona, opanowana przez wysłanników Wielkiego Deszczowca. Na pasku oprócz tłoczonego, stylizowanego napisu Błonie dojrzymy sylwetkę tajemniczego Don Pedro, który czai się również u dołu mostka, bacznie obserwując Wawelskiego Smoka, pilnującego prawidłowego chodu koła balansu. Na lewo od tej znakomitej figury znajdziemy też logo Błonie, a na prawo informacje o pochodzeniu mechanizmu (Swiss Made) i liczbie zastosowanych w nim łożysk z syntetycznych rubinów – 18.
Pasek w eleganckim, ciemnozielonym kolorze nie jest niestety ze skóry smoka, ale musicie zrozumieć, że byłoby to zadanie niezwykle karkołomne i prowadzące w prostej drodze do zatargu ze Smokiem Wawelskim, a tego raczej nikt przy zdrowych zmysłach by nie chciał.
Niewątpliwie jest on wykonany z skóry naturalnej. A dla wygody użytkowania, gdybyście chcieli go zmienić na inny lub wymienić, gdy będzie już nieco sfatygowany, został on wyposażony w system szybkiej zmiany bez konieczności użycia jakichkolwiek narzędzi.
Nić, którą przeszyto pasek, została zabarwiona już po szyciu, ponieważ na spodniej stronie jest biała a na wierzchu paska zielona. Podobnie jak wiele pasków stosowanych w zegarkach z tego przedziału cenowego, także ten jest niestety na początku sztywny jak kręgosłup moralny Wawelskiego Smoka i nie przylega do nadgarstka jak powinien, ale „lewituje” wokół niego.
Z czasem oczywiście się ułoży, jednak fakt sztywności paska jest bezsporny.
Tik – tak – tik - tak
Od spodu zaoblona koperta przechodzi płynnie w okrągły dekiel, mocowany czterema wkrętami, na którego obwodzie wygrawerowane zostały kolejno zaczynając od góry i idąc w lewo (czyli w kierunku ruchu wskazówek, bo musimy pamiętać, że patrzymy od spodniej strony zegarka): BŁONIE, MECHANICZNY, SMOK WAWELSKI, No.X, gdzie X ∈<0;200>
Przez szkło w deklu widać szwajcarski mechanizm z ręcznym naciągiem, to Sellita SW210. Konstrukcja z 18 kamieniami łożyskującymi, z systemem antywstrząsowym Incabloc i sprężyną Nivaflex o średnicy 11 i ½ linii paryskiej (25,6 mm). Balans pracuje z częstotliwością 28 800 wahnięć na godzinę (4Hz), a sprężyna główna zapewnia maksymalnie 42 godziny nieprzerwanego chodu po nakręceniu do oporu.
Zastosowanie najbardziej klasycznego mechanizmu z manualnym naciągiem skutkuje również dużą swobodą w jego zdobieniu, ponieważ brak obracającego się wahnika sprawia, że nic nie zasłania ani zdobień ani płyty głównej mechanizmu. To również nie lada gratka dla zwolenników tradycyjnego zegarmistrzostwa i nawiązanie do czasów dawnego „Błonia”.
Jestem zagorzałym fanem mechanizmów o większej rezerwie chodu, jednak w przypadku zegarka nakręcanego ręcznie, gdzie w grę wchodzi codzienny rytuał naciągania sprężyny, wartość 42 godzin jest idealna, bo zwykle nakręcam zegarek raz na dobę, a nawet jeśli o tym zapomnę, to mam jeszcze sporo zapasu zanim mechanizm zegarka się zatrzyma.
Zegarek nakręcamy jest jedyną w swoim rodzaju koronką, jednak ma ona pewien feler – jest za mała jak dla faceta o dużych dłoniach, co odrobinę psuje frajdę, jaką powinno się czerpać z tej czynności.
Błonie Zodiak Smok Wawelski – podsumowanie, ocena i cena
Przyznam, że Błonie Zodiak Smok Wawelski to jeden z niewielu zegarków jakie przyszło mi dotychczas recenzować, który mocno osadzony jest w mojej „pamięci emocjonalnej” z uwagi na dziecięcą fascynację kultową polską kreskówką. Abstrahując jednak od mojej sympatii sprzed niemal półwiecza, przyznam, że zegarek zrobił na mnie nie tyle dobre, co znakomite wrażenie.
Klasyczny Zodiak od Błonia to nie mój styl i nie mój ulubiony typ zegarka, jednak Zodiak Smok Wawelski to jak najbardziej moja – nomen omen – bajka.
Zegarek jest przemyślany i zaprojektowany ze smakiem, im dłużej go mam, tym bardziej mi się podoba. Projekt ma mnóstwo ciekawych akcentów – smok na tarczy i na mostku mechanizmu oraz na pudełku, Don Pedro w opozycji do naszego bohatera, „smoczy” pasek, nietuzinkowa klamra, „kaszkietoronka” i zielona luma – wszystko to „gra” ze sobą. Widać, że nie jest to zbieranina przypadkowych elementów i akcentów, ale naprawdę dopracowana kompozycja. Klasyczna koperta i żywe, modne kolory.
Do tego atrakcyjne dodatki - „rysunkowa” instrukcja, okolicznościowy certyfikat. To przecież także projekt osadzony w historii polskiej animacji ze Studia Filmów Rysunkowych z Bielska-Białej, a to wszystko sprawia, że zegarek jest w mojej opinii strzałem w dziesiątkę.
Polski design, począwszy od motywu graficznego postaci będących inspiracją do finalnego projektu zegarka, również nawiązującego do polskich zegarków z czasów PRL-U, szwajcarska jakość mechanizmu, dopracowane detale. Czy można chcieć więcej? Tak, ale tylko odrobinę.
Niech inni mają Myszkę Miki czy Snoopy’ego. Nas stać na coś większego – Smoka Wawelskiego!
Co lubimy w „Smoku Wawelskim”, a co można by zrobić inaczej?
Plusy (+) | Minusy (-) |
+ oryginalny projekt i limitacja | - koronka nieco za mała, zwłaszcza jak na zegarek o manualnym naciągu |
+ odważna, modna kolorystyka | - pasek mógłby być bardziej miękki |
+ spójność projektu | - chętnie widzielibyśmy sylwetkę smoka na cyferblacie namalowaną farbą luminescencyjną |
+ klasyczne zapięcie na sprzączkę | |
+ mechanizm z naciągiem manualnym (retro pełną gębą) | |
+ entourage: pudełko, instrukcja, koperta, certyfikat | |
+ wypukłe szkło szafirowe |
To ile za tego smoka, panie?
Zegarek Błonie Zodiak Smok Wawelski w premierowej cenie można było kupić na stronie „Błonia” oraz u autoryzowanych sprzedawców marki za 3 499 złotych. Teraz, po okresie premierowym, cena wzrosła o 500 złotych.
Ponieważ na naszym fanpage’u Zegarki i Pasja na FB pojawiły się pytania o to, czy „Smok Wawelski” będzie jedynym zegarkiem związanym z serią przygód Baltazara Gąbki, zacytujemy jeszcze na koniec Pana Michała Dunina – „Smok Wawelski rozpoczyna całą serię zegarków dedykowanych poszczególnym bohaterom Przygód Baltazara Gąbki. Uzyskaliśmy licencję na wykorzystanie postaci od spadkobierców twórcy postaci z serialu animowanego o tym samym tytule. Zamierzamy opowiedzieć całą tę niezwykłą historię jeszcze raz. Nasze zegarki zostały utrwalone w literaturze, a teraz my zapraszamy jej bohaterów do nas.”
Szukasz informacji o nowościach marki Błonie? Sprawdź nasze pozostałe publikacje - zegarki Błonie.