Przyznam, że sporo wody upłynęło w Wiśle od czasu, kiedy ostatni raz byłem na prywatce, więc z wielkim entuzjazmem zareagowałem na zaproszenie na prywatkę od marki Błonie. W czwartkowy wieczór, 16 listopada 2023 roku wybrałem się zatem na wspomnianą prywatkę na Prymasa Tysiąclecia 48a w Warszawie.
Marka Błonie przygotowała spotkanie po hasłem „prywatka” i zaprosiła na ten wyjątkowy wieczór swoich klientów i fanów marki, a także współpracowników. Dlaczego prywatka?
Ponieważ spotkanie miało charakter prywatny, dlatego musicie mi wybaczyć, że nie o wszystkim co tam usłyszałem i zobaczyłem będę mógł się więc z Wami podzielić. Ale uchylę nieco rąbka tajemnicy.
Prywatka odbywała się w siedzibie współczesnej marki Błonie, w miejscu gdzie powstają projekty wszystkich zegarków tego polskiego producenta, który - podobnie jak Błonie - ma ciekawą historię.
Błonie stare i nowe
Dla tych, którzy nie są „za pan brat” z marką Błonie przypomnę, że jest to jedyna polska marka zegarków, której korzenie sięgają 64 lata wstecz.
W 1959 roku z Zakładów Mechaniczno-Precyzyjnych w Błoniu wyjechała pierwsza partia zegarków z komponentów pochodzących z moskiewskiej fabryki zegarków im. Kirowa, 2 lata później wyprodukowano partię tysiąca zegarków, których wszystkie elementy, łącznie z mechanizmem zostały wyprodukowane w Polsce.
Niestety - dla Błonia – pochwalono się Rosjanom sukcesem w zakresie implementacji produkcji licencyjnej (w ZSRR nie sądzono, że Polakom uda się to zrobić) i Wielki Brat zabronił nam produkcji zegarków w obawie przed konkurencją i zezwolił jedynie na montaż z dostarczanych ze Związku Radzieckiego części. Całą historię marki Błonie, zdecydowanie wartą poznania, możecie przeczytać na naszym portalu tu: 60 lat temu... kup zegarek marki Błonie.
Obecnie Błonie wytwarza zegarki w trzech głównych liniach: Błonie Klasyczne - inspirowane stylem pierwszych zegarków marki z lat 60-tych, Błonie Limitowane - o współczesnym wzornictwie i z charakterystycznym czerwonym wahnikiem, oraz Błonie Rzemieślnicze – krótkoseryjne o awangardowym designie oraz ręcznie wykonywanych elementach.
Wracajmy jednak na prywatkę
Zanim zabiorę Was do pracowni Błonie w Warszawie, gdzie firma jest od mniej więcej roku, powiem Wam kilka słów o samym miejscu.
Budynek znajdujący się pod adresem Prymasa Tysiąclecia 48A na warszawskiej Woli wcześniej był przypisany administracyjnie do ulicy Bema i miał nadany numer policyjny 65.
Do roku 1944 mieściły się tam biura największych zakładów przemysłowych międzywojennej Warszawy Lilpop, Rau i Loewenstein. Wycofujący się z Warszawy Niemcy w październiku 1944 wysadzili zakłady, ocalały jedynie budynki biurowe. Firmy po wojnie nie reaktywowano, a w budynkach miały siedzibę różne przedsiębiorstwa i instytucje aż do 1952 roku, kiedy w budynku zagościło Warszawskie Przedsiębiorstwo Informatyki Przemysłu Budowlanego „Etob” i było tam nieprzerwanie aż do roku 1992.
Wspomniana wcześniej firma Lilpop, Rau i Lowenstein należały w części do rodziny Lilpopów – przedsiębiorców, handlowców, zegarmistrzów i artystów związanych z Warszawą.
Szczególnie interesujący z naszej perspektywy jest protoplasta rodu Lilpopów w Polsce - Antoni Augustyn Lilpop, który przyjechał z Graz w Austrii i osiedlił się w Warszawie, a w 1789 roku założył zakład produkujący zegarki. Firma zegarmistrzowska Lilpopów istniała do 1939 roku, kiedy to ostatni zakład zegarmistrzowski Lilpopów przy ul. Wierzbowej w Warszawie zniszczyły niemieckie bomby.
Lokalizacja ta jest więc dla firmy produkującej zegarki wręcz idealna.
Budynek jest klasycznym przykładem architektury fabrycznej końca XIX wieku, największym powszechnie znanym obiektem wybudowanym w tym stylu jest łódzka Manufaktura.
Wchodzimy
Na miejsce docieram kilka minut przed czasem. W gronie kilku osób zmierzających na tę samą imprezę, szerokimi schodami wchodzę na pierwsze piętro i w prawo do końca, do pracowni Błonie.
Wchodząc do mieszkania w stylu loftu… chciałem powiedzieć do pracowni, ale wnętrze jest tak bardzo „domowe”, że trudno na pierwszy rzut oka dostrzec stanowiska do pracy, które na potrzeby prywatki zostały zsunięte w jeden kąt.
Naprawdę mam wrażenie, ze przyszedłem na jakąś „domówkę”. W salonie ludzie dyskutują w grupkach pijąc oranżadę lub piwo (bezalkoholowe oczywiście), jest tak jakoś przytulnie, nie firmowo.
Gospodarze witają gości, proponują coś do picia lub przekąski, przechadzają się od stolika do stolika, z każdym zamienią kilka słów, z niektórymi rozmawiają dłużej. Po lewej stronie w gablotach wystawione są historyczne modele zegarków Błonie z prywatnych kolekcji, a nieco dalej obecna kolekcja współczesnych zegarków oraz tarcze zegarów ściennych, które – być może – pojawią się w ofercie.
Za przepierzeniem Jakub reguluje bransoletę nietypowego modelu Błonie Cyberpunk, zupełnie jakby sąsiad wpadł do niego po pomoc w jakiejś warsztatowej sprawie.
Dom otwarty.
Przede wszystkim jednak ludzie są otwarci, dzielą się swoją wiedzą, spostrzeżeniami, opowiadają historie, nie tylko zegarkowe.
Całość imprezy okraszona jest smaczkami w klimacie PRL, co jest nawiązaniem do korzeni marki. W części kulinarnej króluje bigos, tradycyjne polskie dania można popić białą lub czerwoną oranżadą.
Pysznie.
Powrót do przyszłości
Z prezentacją gospodarze czekają aż wszyscy goście dotrą, bo Prymasa Tysiąclecia o tej godzinie jest zawsze bardzo zakorkowane i trzeba było założyć duży zapas czasu, żeby dotrzeć punktualnie. Nikt jednak się nie niecierpliwi, nie ma pośpiechu. Przecież to impreza, a nie kick-off meeting.
W gronie przyjaciół można opowiedzieć o niepowodzeniach i pochwalić się planami, co właśnie stało się naszym udziałem na prywatce. Dowiedzieliśmy się co było najbardziej czasochłonne w procesie projektowym, jakie wyzwania stały przez zespołem przy tworzeniu nowych modeli, co było najtrudniejsze do pokonania i dlaczego na niektóre zegarkowe premiery musimy jeszcze poczekać.
W swoim gronie umówiliśmy się, że nie mówimy o premierach i nowościach Błonie 2024 przed czasem, zostawiamy to kolegom z Błonia, bo opowiedzą o tym jako pierwsi najlepiej i najpełniej.
Zresztą pewnie nikt z Was nie chciałby, aby ktoś skradł Wam show, prawda?
Co możemy Wam już powiedzieć?
Po pierwsze - będzie się działo w 2024!
Będzie kilka nowych modeli polskiego producenta, które Was urzekną, jestem w 100% przekonany, że to jest to na co czekacie. Skąd ta pewność? Ponieważ wiem z pierwszej ręki, że Błonie wysłuchało pochwał i narzekań, próśb i życzeń swoich klientów.
Po drugie – przygotujcie się na zmiany. Ponieważ mimo, że marka Błonie nie odchodzi od swojego DNA, to jednak widać, że powiększająca się rodzina zegarków z Błonia będzie miała trochę nowych cech.
Po trzecie - Błonie zdecydowanie zamierza wznieść się na wyższy pułap i bardziej otworzyć się na świat, poeksperymentować z nowymi… ok, wystarczy.
Uchylę jeszcze rąbka tajemnicy i powiem tylko, że w losowaniu Błoniolotka na przyszły rok padły liczby 8 i 16, reszty nie zapamiętałem.
Porozmawiałem nie tylko z kolegami z Błonia, ale też z klientami i dealerami - powiem Wam, że ta polska marka dopiero się rozkręca. Nie ma kompleksów, ma stabilne finansowanie i świetne pomysły. Pisaliśmy z resztą kilka miesięcy temu, że firma Błonie weszła w struktury Grupy Kapitałowej IMMOBILE.
Poważnie, widzę ich przyszłość naprawdę kolorowo i wierzę, że wielu nieprzekonanych do tych zegarków w przyszłości uzna, że to jednak ich bajka. A skoro o bajkach mowa…
Pionierzy product placementu
Na długo przed tym, zanim rozpoczęło się lokowanie produktów w filmach i serialach, Stanisław Pagaczewski umieścił zegarek Błonie w swojej książce dla dzieci „Porwanie Baltazara Gąbki”. W pierwszym rozdziale na pierwszej stronie, gdy książę Krak przychodzi po pomoc do Wawelskiego Smoka, czytamy: „Krak spojrzał na zegarek marki “błonie", w którego bransoletę wetknięta była pąsowa róża”.
Tym samym byłby to chyba jeden z pierwszych epizodów product placement’u na świecie, niezależnie od tego czy autor zrobił to świadomie, chcąc „pomóc” marce, czy też po prostu była to jedyna marka jaka przyszła mu do głowy.
Dalej, w rozdziale 23, czytamy:
„- Poznaję — krzyknął Smok — to zegarek marki “błonie”, robiony w Grodzie Kraka. To zegarek profesora! Gdzie jest profesor Gąbka?”
Tutaj już niestety autor minął się z prawdą, ponieważ zegarków Błonie nie wytwarzano w Krakowie, jednak pozostaje faktem, że aż dwukrotnie marka pojawiła się w książce. Tej ciekawostki dowiedziałem się na prywatce i mimo, że książkę czytałem, ten fakt wcześniej jakoś umknął mojej uwadze.
Przyjemnie i pożytecznie
Prywatka z „Błoniakami” to był naprawdę miło i pożytecznie spędzony wieczór. Poznałem sporo świetnych ludzi, otwartych, z pasją, z ciekawymi historiami oraz poglądami.
Panowie z Błonia to prawdziwi pasjonaci, ludzie z wiedzą i sercem do tego co robią.
Jasne, że pracuje się również dla pieniędzy, a każda firma chce na końcu wypracować zysk, ale po tych chłopakach (mam nadzieję, że się nie obrażą) widać, że to, co ich napędza, to nie są arkusze excela, ale pasja do tworzenia czegoś wyjątkowego i własnego. Czegoś z czego mogą być dumni.
A tę dumę z Błonia słychać w ich słowach i widać w ich „mowie ciała”.
Jak mówi przysłowie – „rób to co kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia”.
Marce Błonie serdecznie dziękujemy za zaproszenie na prywatkę. A naszych czytelników i czytelniczki pragniemy poinformować, że zegarkowe nowości Błonie 2024, które mieliśmy okazję już przedpremierowo widzieć, oczywiście opiszemy i zaprezentujemy także w portalu Zegarki i Pasja.
Szukasz informacji o nowościach marki Błonie i recenzji zegarków?
Sprawdź nasze pozostałe publikacje - zegarki Błonie.