Zawsze lubiłem zegarki typu diver, po trosze z racji mojego hobby – żeglarstwa, ale pewnie głównie dlatego, że wydawały mi się takimi „męskimi” gadżetami. W młodości miałem kilka takich zegarków, głównie były to modele marek Festina, Certina czy Tissot, ale z biegiem czasu zacząłem się rozglądać za bardziej prestiżowym zegarkiem.
Moje wymagania były proste: ma być z automatycznym naciągiem, z kopertą o niezbyt dużej średnicy (ponieważ nie mam potężnego nadgarstka), wodoszczelność na poziomie 100 m, i najlepiej na bransolecie lub kauczukowym pasku. Idealnie, gdyby miał jeszcze manufakturowy mechanizm.
Poszperałem w Internecie, poczytałem i zamówiłem
Na ekrany kin właśnie wszedł Spectre z Danielem Craig’iem, a wraz z nim pojawił się zegarek Omega Seamaster 300 Master Co-Axial Chronometer, który miał kopertę o średnicy 41 mm, czyli spełniał większość moich wymagań. Niestety, nie mogłem przekonać się do sekundnika z „kółkiem” na końcu, jakoś mi to po prostu nie pasowało.
Pozostawały oczywiście „zwykłe” 42-milimetrowe Seamastery (w tym również Edycja 007), ale tam z kolei bardzo przeszkadzał mi zawór helowy, który - w mojej opinii – psuł wygląd tego zegarka.
Był jeszcze pierwowzór – legenda, czyli Rolex Submariner, ale stylistyka Rolexa nigdy nie była mi szczególnie bliska, dlatego nawet nie rozważałem takiej opcji. I wtedy w jednym z warszawskich salonów W. Kruk zobaczyłem Tudora Black Bay’a. To był strzał w dziesiątkę.
Zegarek miał kopertę o średnicy 41 mm, natomiast mimo podobieństw do Rolexa - podyktowanych pewnym powinowactwem marek - był znacznie bardziej „stonowany”. Nie miał datownika, podobnie jak „bondowskie” omegi, co jest pewną zaletą, jeśli nie nosi się zegarka regularnie – po prostu jest mniej koniecznych do wykonania czynności i ustawiania, kiedy się zatrzyma. Do tego dochodził mechanizm „in-house”, oraz znakomita cena, znacznie atrakcyjniejsza od konkurencji.
Poszperałem trochę w Internecie, poczytałem i zamówiłem mojego Black Bay’a.
Ponad 5 lat użytkowania, a cieszy tak samo
Kiedy odbierałem mojego Tudora Black Bay Heritage okazało się, że w pudełku poza zegarkiem na bransolecie jest też tekstylny pasek typu NATO, co tym bardziej mnie ucieszyło. Nota bene ten pasek nadal leży w pudełku – nigdy go nie założyłem.
Po ponad 5 latach Black Bay cieszy mnie tak samo, jak pierwszego dnia, kiedy do mnie trafił. Aktualnie jest chyba moim najbardziej ulubionym zegarkiem, co nie znaczy, że najczęściej używanym.
Tudora Black Bay Heritage ma stalową, beczułkowatą kopertę o dość pokaźnej grubości, bo aż 14,8 mm do czego przyczynia się niewątpliwie dość znacząca wysokość mechanizmu MT5602, wynosząca aż 6,5 mm, oraz wypukłe szkło szafirowe.
Koperta, jak już wspominałem, ma 41 mm średnicy i 50 mm od ucha do ucha, a więc są to raczej przeciętne wymiary jak na „nurka”, jednak z uwagi na swoją grubość trudno jest ukryć ten zegarek pod mankietem koszuli, co raczej ogranicza jego zastosowanie do mniej formalnych strojów. Boczne powierzchnie koperty są wypolerowane na lustrzany połysk, zaś górna powierzchnia jest szczotkowana pod kątem, w odróżnieniu do bransolety, na której linie szczotkowania są ułożone wzdłuż bransolety.
Tradycyjnie umieszczona na godzinie 3. koronka jest dość duża i wygodna w użytkowaniu, z wygrawerowaną na czole różą Tudorów z czarnym wypełnieniem. Koronka jest zakręcana, zaś odciąganie i wciskanie jej odbywa się z przyjemnym, wyraźnie odczuwalnym oporem.
Ząbkowany, jednokierunkowo obracany pierścień wykonany jest ze stali, zaś jego czarny wkład jest aluminiowy i pomalowany na czarno, z naniesioną podziałką minutową od 0 do 15 co minutę, a dalej co 5 minut. Okrągły znacznik wypełniony masą luminescencyjną umieszczony na godzinie 12. nałożony został na czerwony, odwrócony trójkąt, co mi osobiście bardzo się podoba – jest to taki ciekawy kolorystycznie akcent na dość stonowanym jednak zegarku.
Niestety, mechanizm zegarka możemy zobaczyć tylko na zdjęciach producenta albo podczas przeglądu, ponieważ Tudor zastosował w tym modelu pełny, zakręcany dekiel wykonany ze stali.
Jakość wykonania na najwyższym poziomie
Rozstaw uszu koperty zegarka jest dość duży i wynosi 22 milimetry, co sprawia, że bransoleta jest masywna i dość ciężka, jednak jest bardzo ładna i nietypowo wykonana.
Pierwsze, co rzuca się w oczy gdy na nią patrzymy, to nitowanie – po bokach każdego ogniwa zastosowano ozdobne płytki spięte z ogniwami nitami, które mocują też ogniwa bransolety do siebie. W miarę oddalania się od koperty ogniwa są coraz węższe, by przy zapięciu osiągnąć 18 mm. Najwęższe ogniwa bransolety pozwalają na regulację, a producent zastosował w nich dość nietypowe rozwiązanie – jeden z nitów zastąpił wkrętem, dzięki czemu regulacja jest łatwa i można dokonać jej samemu. Zapięcie bransolety jest szczotkowane i polerowane.
Jakość wykonania jest na absolutnie najwyższym poziomie, śmiało mogę powiedzieć, że jest to poziom Rolex’a, a ja nigdy wcześniej nie miałem tak dobrze wykonanego zegarka.
Albo się kocha albo nienawidzi
Tarcza zegarka jest prosta i bez zbędnych bajerów – matowa, czarna z nakładanymi indeksami godzinowymi. Same indeksy wypełnione są substancją luminescencyjną, oraz mają obwódki w kolorze różowego złota, co sprawia wrażenie „trójwymiarowości”, jakiego nie ma np. w Pelagosach, gdzie indeksy nie mają obwódek w innym kolorze. Wokół tarczy naniesiona jest podziałka minutowa w takim samym kolorze jak obwódki indeksów, zaś na cyferblacie znalazło się też namalowane logo Tudora, oraz informacja o klasie wodoszczelności i certyfikacie chronometru.
Wskazówki to „znak firmowy” Tudora – godzinowa i sekundowa mają zdobienie „snowflake”, czyli charakterystyczny dla Tudora romb, który albo się kocha albo nienawidzi.
Mi odpowiada bardziej niż rolexowski „mercedes”. Luminowa, którą wypełnione są wskazówki, jest tak samo znakomita jak ta używa w indeksach i sprawia, że zegarek jest bardzo czytelny, również po zmroku. Tarczę chroni wypukłe szkło szafirowe z podwójnym antyrefleksem.
Kombinacja kolorów na tarczy sprawia „ciepłe” wrażenie w kontraście do zimnej stalowej koperty i bransolety. Mi taka kolorystyka bardzo odpowiada, przemawia do mnie znacznie bardziej niż np. niebiesko-biały design Tudora Pelagos.
Pod „maską” Black Bay’a Heritage
Tyle o wrażeniach wizualnych.
Ale zegarek mechaniczny to przecież nie tylko design, ale również – a może przede wszystkim – mechanizm. Pod „maską” Black Bay’a Heritage pracuje manufakturowy MT5602 łożyskowany na 25 kamieniach i tykający z częstotliwością 28 800 wahnięć na godzinę, czyli 4Hz. Mechanizm ma krzemową sprężynę balansu, certyfikat COSC i zapewnia 70-godzinną rezerwę chodu, co dla mnie jest bardzo dużą zaletą, ponieważ nie noszę tego zegarka codziennie, zaś zostawiony na przykład na weekend w poniedziałek rano nie będzie wymagał ponownego ustawiania. Jedyną wadą tego mechanizmu jest jego wysokość: 6,5 mm to dużo, jak na mechanizm pozbawiony jakichkolwiek komplikacji konstrukcji.
Na ręku zegarek jest bardzo wygodny, nie zawadza, nie jest przesadnie ciężki ani duży, pod warunkiem, że nie próbujemy „upchnąć” go pod mankietem koszuli typu slim. Idealnie nadaje się do strojów typu business casual lub sportowego outfitu (co nie znaczy, że do uprawiania każdego sportu).
Dokładność chodu nie pozostawia nic do życzenia – dobowa odchyłka mojego egzemplarza nie przekracza 2s, podczas ustawiania wskazówek mechanizm obraca się z przyjemnym oporem, bez luzu jaki obserwowałem w wielu innych zegarkach.
Dotychczas zegarek noszę wyłącznie na bransolecie, pasek spokojnie leży w pudełku i nie wiem, czy kiedykolwiek zostanie użyty, ponieważ obecna konfiguracja jest bardzo wygodna.
Tudor Black Bay Heritage - podsumowanie
Ilekroć mam go na ręku, z prawdziwą przyjemnością spoglądam na niego, i to nie tylko w celu sprawdzenia czasu, jest po prostu jednym z przedmiotów w moim życiu, które sprawiają mi radość. Konserwatyści mawiają, że jedyna biżuteria jaką powinien nosić mężczyzna to obrączka i zegarek, ja zaś sądzę, że jeśli chodzi o taki zegarek, jak Black Bay – jest w tym sporo prawdy.
Black Bay Heritage nie jest typowym nurkiem, jest to raczej zegarek sportowy lub - jak to ładnie określa się w języku Anglosasów – tool watch. Masywna koperta i szeroka, nitowana bransoleta powodują, że Black Bay sprawia wrażenie niezniszczalnego, choć przyznam, że nie testowałem go w bardzo ekstremalnych sytuacjach.
Jeśli komuś – tak ja mi – nie przeszkadza brak datownika, zegarek jest świetnym rozwiązaniem do użytku na co dzień. Sądzę, że gdybym musiał dziś wybrać jeden zegarek, który miałbym sobie zostawić – byłby to właśnie Tudor Black Bay Heritage.
…
Jeśli Ty również podzielasz z nami pasję do zegarków, masz w swojej kolekcji ciekawe egzemplarze, czasomierze, które lubisz oraz użytkujesz na co dzień, zegarki, które wzbudzają w Tobie pozytywne emocje – zapraszamy Cię do podzielenia się swoimi wrażeniami na łamach portalu z naszymi Czytelnikami i Czytelniczkami!
Napisz do nas na adres redakcji: redakcja (@) zegarkiipasja.pl
W ramach tej serii artykułów polecamy także:
Zegarki czytelników: Timex Automatic, jako wstęp do nowej pasji
Zegarki czytelników: Grand Seiko Sport 9F Quartz GMT SBGN005
Zegarki czytelników: Rolex Oyster Perpetual - drogi towarzysz
Zegarki czytelników: Stowa Flieger Classic - mniej znany współtwórca historii
Maciej Kopyto
Redaktor naczelny Zegarki i Pasja
0 Komentarzy
Średnia 0.00