Należę do tych osób, dla których zegarek, czy zegar to nie tylko piękna obudowa, tarcza, wskazówki, pasek, miejsce w piramidzie prestiżu ale jeszcze coś, co jest w środku, coś, co jest często pomijane przy opisie zegarka. To owoc wysiłku konstruktorów, technologów, mechaników i techniki najwyższej, wręcz niewyobrażalnej precyzji - mechanizm stanowiący duszę zegarka. By pokazać czego potrzeba by zegar mógł być zegarem nie posiadając mechanizmu, przygotowałem na tegoroczne spotkanie klubu, żart z fabułą opartą na świecie Harry’ego Pottera.
Otóż:
Krótko po zeszłorocznym, X spotkaniu klubowym, przebywając w Londynie udałem się na dworzec Kings Cross by sprawdzić czy jest tam tajemniczy peron 9 i ¾-te. Jeszcze przed wejściem na dworzec zaczepił mnie starszy mężczyzna z siwymi, zmierzwionymi włosami. Spytał się czy ja to ja, potwierdziłem. Przedstawił się, że nazywa się Olliwander i jest sprzedawcą magicznych różdżek. Mrocznymi zakamarkami zaprowadził mnie na ulicę Pokątną gdzie mieścił się jego sklep. Na jednej z szyb tworzących witrynę znajdowała się tarcza zegarowa lecz bez wskazówek. Środek tarczy stanowił otwór wokół którego istniała brzydka, niezmywalna plama. W tym otworze rezydował kiedyś stworek który imitacją różdżek pokazywał godzinę z dokładnością około 10 minut. Stworek nie miał urządzeń do pomiaru czasu więc na wyczucie ustawiał wskazówki nasłuchując kwadransów wybijanych przez Big Ben’a. W czasie wielkiej awantury z Voldemortem i Harrym Potterem w tle, gdy śmierciożercy przyszli po Olliwandera stworek uciekł lub nawet zginął, pozostała po nim tylko ta plama.
W związku z tym, jak stwierdził pan Olliwander chciałby u mnie zamówić porządny mugolski (czyli niemagiczny) zegar. Zamówienie przyjąłem ustalając jednocześnie że w pierwszej części zamówienia wykonam wskazówki z mahoniowego drewna, w postaci stylizowanej na różdżki zakrywające w/w plamę. Dostałem zaliczkę w wysokości 20% umówionej sumy (co wystarczyło na pokrycie kosztów podróży) a resztę miałem otrzymać po zamontowaniu mechanizmu i jego uruchomieniu.
W niedługim czasie wskazówki wykonałem i zamontowałem na tarczy. Przed zamontowaniem kazano mi dobrze natrzeć wskazówki strzępkiem skarpetki Zgredka, jakoby po to, by na wskazówkach nie huśtały się glątwy i ich nie przestawiały.
Wróciwszy do domu zabrałem się za realizację mechanizmu wg zamówienia. Mniej więcej w połowie roboty, wieczorem, jakieś nocne ptaszysko zastukało w szybę i zostawiło mi list na parapecie. W liście Pan Olliwander rezygnuje z zamówionego mechanizmu i dziękuje za zaangażowanie.
Podejrzewałem działanie konkurencji. Przy najbliższym pobycie w Londynie zawędrowałem na ulicę Pokątną i stwierdziłem, że na tarczy nadal są moje wskazówki i pokazują aktualną godzinę. Podejrzewałem że stworek wrócił i kręci tymi wskazówkami. Przyszła mi do głowy myśl, że może na zegarach się trochę znam ale biznesowo dałem plamę, bo mogłem zawrzeć w umowie klauzulę że całość wypłaty nastąpi gdy zegar zacznie wskazywać bieżący czas.
Kończąc opowiadanie przed zebraną na sali uczestnikami Dorocznego Spotkania Klubowego 2015, odtworzyłem w skrócie przebieg zdarzeń demonstrując model tarczy i kopie wskazówek. Natarłem je zgredkową skarpetką i okazało się że te egzemplarze wskazówek także same się poruszają i do tego pokazują właściwy czas. Stworka tutaj nie ma więc musi to być wpływ magii zgredkowej skarpetki. Zrozumiałem że wskazówek mogę się pozbyć ale strzępka zgredkowej skarpetki nikomu nie oddam.
Wynika z tego, że by zegar składający się tylko z zewnętrznych utensylii był pełnowartościowym zegarem potrzeba magii. Bez mechanizmu lub cudu będzie tylko atrapą, gadżetem lub biżuterią.
Zegar wykonał, prelekcję przeprowadził i niniejszy tekst przygotował Karol Roman
Rozwiązanie zagadki znajdą Państwo tutaj:
{loadposition social}
{loadposition promowane_modele}
0 Komentarzy
Średnia 0.00