Turbina to ostatnio całkiem popularne słowo. Głownie dlatego, że aktualnie oferowane samochody ze względu na dziwne ekotrendy są wyposażone w to urządzenie poprawiające parametry silników, które są coraz to pomniejszane do absurdalnie małych rozmiarów i pojemności skokowej. Silniki z zapłonem samoczynnym, tzw. Diesle, od dawna występują tylko z takim wyposażeniem. Jeśli dodamy turbiny wiatrowe, o których także było głośno swego czasu, to okazuje się, że słowo to całkiem mocno zagnieździło się w życiu codziennym. Także w zegarmistrzostwie pojawia się takie określenie. Najpierw w zegarkach marki Perrelet. Wzorem marki Perrelet poszła niedawno Invicta.
Invicta to marka, która od pewnego czasu jest oficjalnie reprezentowana na naszym rynku. To duża firma, ale do niedawna na naszym rynku pojawiały się zegarki z tzw. prywatnego importu. Jej oferta jest skierowana do szerokiego grona nabywców, dzięki atrakcyjnym cenom. Korzenie marki sięgają 1837 roku, kiedy została ona założona w Szwajcarii przez Raphaela Picarda. Podczas „rewolucji kwarcowej” spotkał ją los podobny do wielu innych firm, które nie przetrwały tamtego okresu.
Jednak w 1991 roku markę zakupiła amerykańska grupa inwestycyjna. W skład Invicta Watch Group wchodzi dziś jeszcze marka Techno Marine oraz od 2016 roku szwajcarskie przedsiębiorstwo Glycine. Pod marką Invicta znajdziemy zegarki zarówno kwarcowe, jak i wyposażone w mechanizmy mechaniczne. Używane są mechanizmy japońskie i szwajcarskie, łącznie z modelami produkowanymi w Szwajcarii, które noszą oznaczenie Swiss Made.
Zegarki Invicta są bardzo charakterystyczne. Zazwyczaj duże, rzucające się w oczy, choć oczywiście są w ofercie modele zdecydowanie klasyczne i stonowane.
Nasz dzisiejszy bohater jest jednak przedstawicielem tej pierwszej grupy.
Invicta Speedway Turbine Automatic to zdecydowanie mało dyskretny, duży zegarek.
Zacznę od wagi: 295 gram to wynik, można powiedzieć, imponujący. To czuć na ręce i musi minąć chwila potrzebna na przyzwyczajenie dla takiego obciążenia. Do tego 49 mm średnicy i 18 mm grubości oraz aż 60 mm od ucha do ucha. Nie da się nie zauważyć takiej ozdoby na nadgarstku. Ale przecież dla wielu miłośników dużych zegarków właśnie o to chodzi.
W wypadku takich wymiarów ważna jest wygoda. Na szczęście spód koperty i profil uszu są tak dobrane, że po dopasowaniu bransolety zegarek jest wygodny w użytkowaniu. Mimo gabarytów nic nie uwiera, nic nie uciska, ale oczywiście takiej wielkości nie da się zamaskować, a w wypadku zegarka o którym piszę, absolutnie nie chodzi o jakikolwiek maskowanie. Ma być widoczny.
Pomaga w tym także pięciorzędowa bransoleta w kolorze koperty, o szerokości aż 26 mm przy uszach. Niestety, zapięcie nieco odstaje od ogólnego dobrego wizerunku całości. Jest nieco „blaszkowate” i mechanizm nie pracuje z oczekiwaną precyzją. Trzyma pewnie, i nie ma problemu z wygodą, lecz warto byłoby je dopracować.
Opalizująco antracytowy kolor koperty i bransolety atrakcyjnie wygląda i przyciąga oko. Kolor osiągnięto za pomocą powłoki PVD. Dodatkowo obłe powierzchnie koperty są polerowane na wysoki połysk, co daje taki właśnie opalizujący blask. W materiałach producenta barwę określono jako „gun metal” – ja niespecjalnie się z tym zgadzam. Kilka sztuk broni posiadam i czerń elementów metalowych jest zupełnie innego rodzaju. Koperta i zestawiona z nią bransoleta zostały zbudowane jako całość w taki sposób, że poza elementami lunety widzimy tylko uspokajająco łagodne, obłe kształty, co biorąc pod uwagę rozmiar zegarka korzystnie wpływa na proporcje i wygodę.
Ale najwięcej efektu „wow”, jeśli można tak powiedzieć, wywołuje wirujący element znajdujący się nad tarczą a pod wskazówkami, z kształtem wzorowanym na wirniku silnika odrzutowego – czyli będąca częścią nazwy modelu turbina.
Po niektórych, gwałtowniejszych ruchach ręką wiruje z bardzo dużą prędkością, co wygląda bardzo atrakcyjnie. To, można być rzec, „żyjąca” tarcza zegarka, będąca ciągle w ruchu, bo poza sekundnikiem rzeczona turbina praktycznie nigdy nie jest nieruchoma kiedy zegarek jest na ręku. Poza główną powierzchnią tarczy, która jest zajęta wirującym gadżetem, ciekawie zaprojektowano indeksy.
Są one elementami pierścienia zawieszonego nad wirnikiem. Każdy indeks to prostokącik wystający za obrys pierścienia, przy czym co drugi jest prezentowany jako cyfry rzymskie.
Niezależnie od rodzaju, każdy indeks jest wypełniony masą luminescencyjną w kolorze niebieskim. Ponad nimi, na skośnym elemencie już przy samej krawędzi tarczy pod szkłem nadrukowano indeksy minutowe w postaci wąskich białych kresek. Pod godziną 12-tą zamiast indeksu umieszczono logo i nazwę firmy. Czas odczytujemy za pomocą czarnych, ażurowanych wskazówek, których odcinek ok. 1/3 długości jest wypełniony masą luminescencyjną w białym kolorze. Do zestawu dobrano niebieski sekundnik z białą luminescencyjną końcówką. Tarcze okrywa szkło, które stosuje Invicta powstające w procesie „flame fusion”.
Charakteryzuje się ono odpornością na zarysowania nieznacznie słabszą niż szafir, a zdecydowanie bardziej odporne jest na stłuczenie. Wokół szkła zastosowano obrotową lunetę, która wizualnie zbliża projekt tego zegarka do stylu nurkowego.
Luneta jest niemal typowo diverowa Obraca się z przyjemnym oporem, ma 6 ozdobnych wkrętów imbusowych na miejscu indeksów. Pozostałe 6 jest w postaci oznaczeń minutowych liczbami arabskimi. 12-ta to trójkącik z luminescencyjnym punktem. Ale również wszystkie oznaczenia liczbowe i zaznaczone także dodatkowymi kreskami pierwsze 20 minut – to elementy wygrawerowane wypełnione masa luminescencyjną. Wraz z tym co nam „świeci” na tarczy, mamy w ciemności po naświetleniu całkiem ciekawe przedstawienie w różnych kolorach.
Wracając do lunety – w moim odczuciu jawi się ona jako jeden z najmocniejszych punktów tego zegarka. Jest bardzo dobrze wykonania. Przyłożono się do każdego detalu, jak i do mechanizmu odpowiadającego za jej obrót. Szczotkowanie dookoła jest precyzyjne, ozdoby na wysokim poziomie jeśli chodzi o jakość, a jej średnica nieco mniejsza niż koperta harmonizuje ogólne wrażenie.
Po prawej stronie umieszczono standardowo koronkę chronioną z dwóch stron wypustkami koperty. Koronka jest duża i wygodna. Ma ciekawy kształt a jej zewnętrzna cześć została zabarwiona zgodnie z pozostałymi akcentami, czyli na niebiesko.
Zewnętrzne płaszczyzny wypustek przy koronce zaopatrzono w ozdobne śruby.
Kolejnym elementem jest wkręcany dekiel. Ma on dużą powierzchnię z racji rozmiaru koperty, a zaprojektowano go tak, że krawędziami sięga niemal do samych brzegów obudowy. Z drugiej strony, standardowy w rozmiarach mechanizm wydaje się być mały, i zastosowane przeszklenie do jego obserwacji także nie jest duże – uzyskano sporą powierzchnię z litego metalu. Stali szlachetnej oczywiście.
Dekiel nie ma dodatkowych powłok. To polerowane powierzchnie, które wykorzystano do zamieszczenia wielu informacji. Spoglądając przez szkło uwagę przyciąga wahnik. Wprawdzie mechanizm to ceniony, lubiany ale niespecjalnie kunsztownie wykończony Seiko SII NH35A, ale pomalowanie rotora na charakterystyczny dla Invicty, wyrazisty, żółty kolor powoduje, że to on gra pierwsze skrzypce, co całemu widokowi wychodzi bardzo na plus.
Podsumowując – cóż to za zegarek, jaka to kategoria i dla kogo.
W mojej ocenie to swego rodzaju mix. Ze względu na wymiary koperty, kolor, oraz dość spektakularną turbinę – można zaliczyć ten zegarek do grupy „fashion”. Ma cechy nurkowe, ale trzeba uznać, że obrotowa luneta ma dodawać właśnie stylu.
Nurkowe wykorzystanie ogranicza poręczność i wodoodporność, która jest do 100 metrów, ale to nietypowo diverowe osiągi.
Myślę, że grupą docelową są osoby poszukujące wyrazistego, dużego i wręcz rzucającego się w oczy zegarka. Osoby, które lubią czuć, że coś na nadgarstku mają, ale jednocześnie nie są zainteresowane podobnymi, jeśli chodzi o styl zegarkami marek typowo „dizajnerskich”, gdzie jakość wykonania i strona zegarmistrzowska są na niższym poziomie ważności.
Model Speedway Automatic 25848 oferowany przez markę Invicta jest wyraźne próbą wyjścia takim oczekiwaniom na przeciw, bo styl jest sprawą gustu, a od strony - nazwijmy to - zegarkowej, mamy do czynienia z dobrą jakością wykonania, właściwą dbałością o szczegóły i dobrym mechanizmem z kategorii tzw. „wołów roboczych”.
Do tego cenę skalkulowano na takim poziomie (1 385 złotych), że nie odstaje ona wiele od wspomnianych produktów „designerskich”, ale bijąc je na głowę cechami stricte zegarkowymi.
Plusy (+) | Minusy (-) |
+ dobra jakość wykonania | - rozmiar (zegarek nie jest dla lubiących stonowane i małe modele) |
+ ciekawy pomysł z wirującą turbiną pod wskazówkami | - waga (może być problemem w dłuższej perspektywie) |
+ mechanizm Seiko NH35A | - zapięcie bransolety (warte dopracowania) |
+ atrakcyjny kolor | |
+ atrakcyjny wygląd w ciemności | |
+ cena (wydaje się być właściwie skalkulowana) |
Adrian Szewczyk
0 Komentarzy
Średnia 0.00