Glycine – to bardzo mały aminokwas. Najmniejszy z 20 występujących w białkach. Wyizolowany po raz pierwszy w 1820 roku…o żeszszsz…to nie to ;)
Jeszcze raz:
Glycine – firma zegarmistrzowska założona w 1914 roku przez Eugene Meylana w szwajcarskim Bienne. Oczywiście, jak to w historycznych opisach każdej z funkcjonujących marek – rozpoczęła się długa i godna podziwu droga usłana wieloma sukcesami oraz chwalebnymi osiągnięciami.
Aż do roku 1953, który to stał się dla mnie początkiem prawdziwego sukcesu firmy Glycine. Wtedy to pojawił się pierwszy Airman. Dla mnie to DNA marki, clou jej produkcji i rdzeń całej otoczki, jaka buduje wokół siebie. Linia która jest najbardziej interesująca, charakterystyczna i wyróżniająca na tle wielu innych producentów oferujących zegarki podobnej klasy czy w podobnej cenie.
Koncepcja Airmana zrodziła się podobno na pokładzie samolotu DC4, lecącego z Bangkoku w Tajlandii do Kalkuty w Indiach. Zegarek udało się zaprojektować – zapewne jego podstawową koncepcję i zarys – podczas wspomnianego lotu. W projektowaniu brali udział piloci tego samolotu – czyli grupa docelowa zegarka i lecący nimi Dyrektor firmy Glycine. Kluczowe elementy zegarka miał stanowić automatyczny mechanizm, 24-godzinne wskazanie czasu, druga strefa czasowa oraz indeksy z substancji świecącej w ciemnościach. Airman spotkał się z entuzjastycznym odbiorem klientów i w latach 50tych oraz 60tych XX wieku Airmany masowo zasiliły armię amerykańską także podczas wojny w Wietnamie.
Ciekawostką było umożliwienie oprócz odczytu czasu lokalnego, odczyt czasu światowego, co było związane z coraz większą popularnością podróży lotniczych. Miarą sukcesu AIRMANA jest stała obecność, od 1953 r. modeli z tej linii w ofercie Glycine. Niezmiennie do dziś – szczególnie , że wariacji modelu, wielkości i oferowanych funkcji jest tyle, że każdy, kto przekona się do ogólnego designu i koncepcji zegarka – na pewno znajdzie coś dla siebie.
Airman jako linia, to dla mnie wyjątkowo wyróżniająca się grupa produktów na tle oferty firmy. Mało tego – to zegarki niepowtarzalne i charakterystyczne dla całej dzisiejszej produkcji zegarkowej.
To zegarki dla pilotów jedyne w swoim rodzaju – nie powielające powszechnie stosowanych rozwiązań pośród zegarków kierowanych do pilotów. Linia, która powstała ponad pół wieku temu, zachowała swoją wyjątkowość nie podążając utartymi ścieżkami.
To wszystko było dla mnie podstawowym impulsem do zakupu.
Airman 17 to zegarek, który za rozsądną cenę pozwala się cieszyć produktem nie masowej marki, o bardzo wysokiej jakości – ale bardzo charakterystycznym i jedynym w swoim, rodzaju.
To tak ważne w czasie, w którym w zasadzie wszystko już wymyślono, a wiele utartych wzorów jest w różny sposób – od finezyjnego do niemal ordynarnego – powielane, kopiowane.
Glycine oferuje coś innego.
Coś, co nie kojarzy się z jakimkolwiek innym zegarkiem.
Dane techniczne:
- Mechanizm : naciąg automatyczny Cal. No GL 293 (czyli znana i ceniona ETA 2893) dekorowany, wahnik z grawerem samolotu i pasami genewskimi,
-Rezerwa chodu: 42h,
- Ilość kamieni łożyskujących: 21, oscylacja balansu = 28 800 wahnięć na godzinę,
- Zegarek pokazuje 3 strefy czasowe równocześnie,
- Funkcje: 3 strefy czasowe, data,
- Dekiel: transparentny, szkło mineralne,
- Koperta: ze stali szlachetnej 316L, z obrotowym pierścieniem dodatkowej strefy czasowej blokowanym dodatkową koronką.
- Średnica koperty: 46mm,
- Grubość koperty: 10,75mm,
- Klasa wodoszczelności: WR 20ATM,
- Indeksy: wypełnione superluminową
- Szkło: szafirowe z wewnętrznym antyrefleksem,
- Kolor tarczy: czarna,
- Data: w trapezowym okienku na godzinie 3
- Rozmiar paska: 24 mm, Pasek skórzany, czarny przeszywany białą nicią
- Zapięcie: sygnowane klamrowe
No i …. rozpakowałem
Opisywany zegarek to Glycine Airman 17 o numerze referencyjnym 3917.2
Przyjechał do mnie w maju ubiegłego roku, standardowo zapakowany w kartonowym i drewnianym opakowaniu. Miałem dość duże obawy, bo nie mierzyłem go wcześniej – a średnica jego koperty wynosząca 46 mm i długie, charakterystyczne uszy to nie lada wyzwanie dla nadgarstka, szczególnie, że mój 19 centymetrowy do olbrzymich nie należy.
No i …. rozpakowałem – założyłem i w tym samym momencie wiedziałem, ze to jest to.
Doskonały wybór i świetnie prezentujący się zegarek.
Nie często bywam aż tak zadowolony zakupu.
Tarcza jest czarna matowa. Nie jest to czerń jak przysłowiowa smoła, raczej lekko „zszarzała” – ale to doskonale pasuje do wizerunku zegarka i reszty jego cech.
Jej średnica to 37 mm. Indeksy to bardzo precyzyjny nadruk. Naniesiona jest podziałka minutowa. Indeksy godzin w systemie dwunastogodzinnym są pokryte dodatkowo Superluminową. Zaznaczenie podziału dwudziestocztero godzinnego to tylko oznaczenia cyfrowe bez indeksów – ale nie utrudnia to zbytnio odczytu wskazań.
Poza podziałkami na tarczy mamy logo i nazwę Glycine, wskazany rodzaj naciągu, klasę wodoodporności i kontrastowo w czerwonym kolorze napis World Timer.
Cechą charakterystyczną „siedemnastki” jest datownik.
Okienko jest trapezowe, umieszczone na godzinie 3 i dość duże.
Wyraźnie wskazuje dzień miesiąca.
Jest to modyfikacja mechanizmu, ponieważ ETA 2893 to werk niewielki – i standardowe wskazanie daty znajdowało by się zdecydowanie bliżej, nieproporcjonalnie wręcz – środka tarczy.
Wskazówki są metalowe, płaskie.
Godzinowa z charakterystycznym dla Airmanów zakończeniem w postaci trójkątnego grota. Wszystkie trzy wskazówki – godzinowa, minutowa i sekundowa mają białe zakończenia. Dodatkowa czwarta wskazówka 2 strefy jest czerwona, co mocno urozmaica i ożywia wygląd zegarka.
Pracuje ona w trybie 24 godzinnym.
Czas odczytujemy na liczbowej, wcześniej wspomnianej skali na tarczy i na także 24 godzinnej skali naniesionej na obrotowym pierścieniu pozwalającym na uzyskanie wskazania 3 strefy czasowej.
Warto w tym miejscu nadmienić o innej możliwej do wyboru wersji wskazań – w modelu PURIST – gdzie nie mamy dodatkowego wskazania 24 godzinnego, a wskazanie główne jest realizowane w tym trybie czyli wskazówka godzinowa wykonuje pełen obrót w czasie całej doby.
Wspomniany pierścień jest obrotowy. Ma 60 „klików”.
Porusza się z wyczuwalnym oporem, bardzo precyzyjnie ustawiając się co minutę. Jednak dla dodatkowej pewności wybranego ustawienia, tak by przypadkiem go nie zmienić jest on blokowany mechanizmem dociskanym przez drugą koronkę - co razem stanowi jeden z najbardziej charakterystycznych elementów zegarka i praktycznie uniemożliwia obrót pierścienia nawet przy użyciu dużej siły.
Bezel jest stalowy, na krawędzi są nacięcia umożliwiające pewny chwyt. Wkładka jest również stalowa, szczotkowana. Indeksy są głęboko grawerowane i wypełnione czarnym lakierem.
Szerokość pierścienia to 45 mm.
Grawer jest bardzo precyzyjny, tak samo wypełnienie lakierem.
Szkło jest zupełnie płaskie, szafirowe. Ma wewnętrznie naniesioną powłokę antyrefleksyjną. Uważam, że jest to jedna z najwydajniejszych wewnętrznych powłok z jakimi miałem do czynienia. Nie są to „osiągi” zewnętrznej warstwy AR - ale da się osiągnąć w odpowiednich warunkach wyraźny i miły dla oka efekt braku szkła, czy lubiana przez wielu fioletową poświatę.
Koperta jest stalowa, standardowo z gatunku 316L.
Poza pierścieniem i górnymi płaszczyznami uszu jest polerowana. Wymienione krawędzie są szczotkowane. Bardzo precyzyjnie i dokładnie – ale nie jest to poziom jaki opisywałem wcześniej przy okazji recenzji Eterny Kontiki.
Jest różnica i to wyraźna – nie psuje to jednak odbioru zegarka i jakości wykonania koperty. Sama koperta jest wyprofilowana na kształt dysku z zaznaczoną środkową krawędzią i podcięciami w kierunku dekla i bezela – równej wielkości.
Krawędź wyznaczająca środek jest jednocześnie wyznacznikiem najszerszej części zegarka.
Pierścień jest schowany o 0,5 mm.
Uszy – to kolejny charakterystyczny element Airmana.
Są wąskie, rozstawione dość szeroko i dość długie – kiedy patrzymy na nie z góry. Bardzo lekko rozszerzają się w kierunku koperty, ale tak niewiele, że wydają się równej szerokości na całej długości. Patrząc z boku widzimy jednak, ze są dość mocno nachylone ku dołowi – co sprzyja wygodnemu ułożeniu na nadgarstku.
Otwory mocowania paska są blisko koperty.
Pasek swobodnie zwisający lub podwinięty ukazuje sporą cześć ucha za teleskopem w kierunku zewnętrznej krawędzi. Nie wygląda to dobrze na pierwszy rzut oka. Jednak absolutnie nie widać tego na ręku, lub gdy zegarek leży na płasko z rozłożonym paskiem.
Dodatkowo można zamaskować tę przypadłość stosując pasek możliwie najgrubszy przy początku – czyli przy teleskopach.
Dekiel jest zakręcany.
Wygrawerowane są podstawowe informacje, referencja i nic więcej. Przez szkiełko widać mechanizm. Bez szaleństwa. Eta 2892 z wahnikiem ozdobionym pasami genewskimi i grawerem samolotu oraz nazwą marki i modelu.
Niby nic – ale ta ETA jest całkiem ładna i bardzo precyzyjnie wykończona.
Naprawdę miły dla oka widok.
Dodatkowo ta linia znana jest z dużej precyzji.
Mój egzemplarz na dziś spóźnia się ok. 4 sekundy na dobę. To bardzo dobry wynik – nie potrzebuje i nie oczekuje lepszego.
Plusem jest wspomniana wcześniej modyfikacja daty.
Koronki są dwie. Duże i wygodne.
Doskonale układające się proporcjami do całego zegarka. Blokująca bezel ma logo Glycine, a główna ma nacięty wzór siatki. Podobno pozwala to na odróżnienie jej w ciemności. Konstrukcja zegarka pozwoliła na osiągnięcie dużej wodoodporności.
Możemy „zanurzyć” się aż na 200m.
To nietypowe dla zegarków „lotniczych” ale spotykane – podobne parametry oferuje Fortis.
Podsumowanie
To jeden z moich ulubionych zegarków.
Jestem bardzo zadowolony z decyzji o zakupie. Cenię jakość wykonania, precyzję chodu, ale lwia cześć „fun faktora” czyli wskaźnika radości z posiadania jaki jest przy obcowaniu z tym zegarkiem – to wzornictwo, design.
Jego wyjątkowość, niepowtarzalność. Jego cechy charakterystyczne, które pozwalają na cieszenie się zegarkiem innym niże wszystkie. Model mający swoją genezę, legendę. Dodatkowo nie jest zbyt wysoko wywindowana jego cena – około 7 700 złotych.
W tym przedziale możemy znaleźć bardzo dużo, wręcz całą masę doskonale wykonanych, dokładnych i mających historię zegarków. Ale będą one oparte na utartych koncepcjach, rozwiązaniach.
Będą się różniły kolorami, kształtami, indeksami etc.
Glycine Airman jest charakterystyczny i niepowtarzalny – to jego najważniejsza i najcenniejsza wartość dodana do porządnie wykonanego zegarka.
Może nie jest bardzo uniwersalny. Mimo prób dostosowania, udanych prób – do przeciętnych nadgarstków – to jednak bezapelacyjnie duży zegarek.
Dlatego sporym nagięciem rzeczywistości byłoby noszenie go do garnituru, koszuli. Jednak poza tym to świetny zegarek casualowy, sportowy. Oczywiście świetny zegarek dla pilotów.
A i zanurkować z nim można, po zmianie skórzanego paska na coś właściwszego.