Większość producentów ma swojej ofercie modele przełomowe, które są z nim jednoznacznie utożsamiane, stanowiące niemal DNA danej marki. Nie inaczej jest w przypadku szwajcarskiej firmy DOXA, która przez przeszło 125 lat obecności na rynku dorobiła się w swojej historii kilku takich czasomierzy. W tym miejscu obowiązkowo należy wspomnieć chociażby o słynnym diverze wyprodukowanym pod koniec lat sześćdziesiątych, jakim niewątpliwe jest SUB300T.
Ilość innowacji jakie wprowadzono w tym zegarku mogła zawstydzić wiele bardziej znamienitych marek, a wystarczy wspomnieć o zastosowaniu w nim trytowych rurek, specjalnej skali na zewnętrznym, obrotowym pierścieniu czy wyposażenie zegarka w zawór helowy. Przede wszystkim, to zastosowany w nim pomarańczowy kolor tarczy zrewolucjonizował wówczas świat zegarków przeznaczonych do nurkowania i stał się od tamtego momentu znakiem rozpoznawczym tego szwajcarskiego producenta.
Również w swojej nowszej historii marka ma się czym poszczycić. W bogatej ofercie produktowej moim zdaniem jest nawet kilka linii, które w przyszłości mają szansę zyskać miano kultowych. Przede wszystkim należy tu jednak wspomnieć o limitowanych modelach Trofeo, które stanowią swego rodzaju manifest oraz pokaz możliwości tego producenta.
Zastosowanie najwyższej jakości materiałów, a także odważna, wyróżniająca się stylistyka to cechy charakterystyczne dla tej linii. Czy to jednak wystarczy, aby limitowane modele stały się ikoną na miarę wspomnianego na wstępie modelu Sub300T ?
O tym przyszło mi się przekonać osobiście, gdyż do naszej redakcji trafił właśnie na testy najnowszy zegarek z serii Trofeo, czyli TC Advance, który swoją premierę miał na tegorocznych targach w Bazylei.
Już na wstępie, czarne, lakierowane pudło wykonane z drewna zdradza nam, że mamy do czynienia z niestandardowym modelem marki. Producent wyraźnie dba o to, aby właścicel czuł się wyjątkowo kupując czasomierz pochodzący z limitowanej edycji.
Po uchyleniu górnej części pudełka cała imponująca otoczka przestaje mieć znaczenie, gdyż design testowanego modelu nie pozwala skupić się na niczym innym.
Zegarek robi ogromne wrażenie, i to nie tylko z powodu jego niemałych rozmiarów.
Zresztą koperta o średnicy = 46 mm mówi sama za siebie. Cały projekt łączy w sobie tak wiele „smaczków”, że ciężko początkowo skupić się na pojedynczych detalach. Po złapaniu chwili oddechu i dystansu przyszedł w końcu czas na bliższe oględziny.
Spore rozmiary koperty nie oznaczają jednak, że mamy do czynienia zegarkiem ciężkim i topornym - jest wręcz przeciwnie. Zastosowanie piaskowanego tytanu, poza niekwestionowanymi walorami estetycznymi, spowodowało również, że Trofeo jest po prostu niezwykle lekkie. Także, pomimo sporej średnicy, projektantom udało się zachować bardzo dobre proporcje samej koperty, a to za sprawą niewielkiej, bo 13 mm wysokości oraz rozsądnych wymiarów od ucha do ucha wynoszących 53 mm.
To wszystko jednak byłoby niczym bez odpowiedniego wyprofilowania masywnych uszu, pomiędzy którymi znalazł się genialny 22 mm gumowy pasek.
To właśnie te elementy powodują, że po założeniu Trofeo sprawia wrażenie niemal przyklejonego do nadgarstka, a jego całodzienne noszenie jest bardzo wygodne.
Projektanci dodatkowo urozmaicili ten model stosując wstawki z włókna węglowego, którego użyto do wypełnienia lunety oraz przyozdobienia gumowego paska wraz z wieńczącą go tytanową klamrą. Muszę przyznać, że wygląda to bardzo efektownie i pomimo, iż materiał ten jednoznacznie kojarzy mi się ze sportem, to w tym konkretnym przypadku idealnie sprawdza się w charakterze eleganckiej ozdoby.
Sporo szyku dodaje tu również zastosowanie powłoki PVD w kolorze różowego złota, którym pokryto sporą, zakręcaną koronkę sygnowaną nazwą prodcenta oraz wspomnianą już lunetę. O ile osobiście nie jestem fanem połączeń typu bi-color, to w przypadku tego projektu sprawdza się to wyśmienicie.
Również i tarcza, schowana pod szafirowym szkłem wyposażonym w bardzo mocną wewnętrzną warstwę antyrefleksyjną, pod względem ilości detali nie ustępuje ani na krok zastosowanej kopercie.
Począwszy od nadrukowanych od wewnętrznej strony szkła, wyróżnionych indeksów z godziny szóstej i dwunastej, poprzez polerowane złote indeksy wypełnione masą luminescencyjną, a skończywszy na pół ażurowanych wskazówkach – tu nic nie zostało pozostawione przypadkowi, a każdy element został dopracowany w najmniejszych szczegółach.
Najlepszym tego przykładem są indeksy, wykonane za pomocą małych kryształków, znajdujące się na godzine trzeciej i dziewiątej, które mienią się w słoneczne dni wywołując piękne refleksy świetlne. Projektantom udała się tu jeszcze jedna, wyjątkowo trudna sztuka jaką jest połączenie praktyczności i czytelności wskazań z panującą ostatnio modą na widoczny od strony tarczy mechanizm.
Dyskretne ażurowania, przez które w tle widać pracujący balans, delikatnie zwodzą nasze zmysły zachęcając przy tym do bliższego zapoznania się z pracującym mechanizmem.
W moim odczuciu, w zaproponowanym rozwiązaniu nie ma na szczęście nic nachalnego, jak niestety coraz częściej bywa w innych zegarkach z widocznym mechanizmem od strony tarczy. Doxa pokazuje, jak powinno się wykonywać tego typu zdobienia, idealnie balansując na granicy ekstrawagancji i dobrego smaku.
Napis chronometr na tarczy u większości miłośników zegarków z duszą powinien powodować szybsze bicie serca. Niestety, z informacji prasowych producent nie zdradza wprost skąd pochodzi zastosowany w Trofeo mechanizm.
Analizując jedna dotychczasową współprace należy przypuszczać, że jest to produkt Sellity o symbolu SW-221, w najwyższej z możliwych wersji wykończenia wraz z certyfikatem COSC.
Bazą dla tej konstrukcji jest nadal mechanizm ETA kaliber 2824-2, przez co wszystkie parametry pracy obu są tożsame. Dotyczy to zarówno częstotliwości pracy balansu wynoszącej 28 800 wahnięć na godzinę, jak i 38 godzinnej rezerwy chodu.
W obu konstrukcjach mamy także możliwość ręcznego nakręcenie sprężyny i oczywiście funkcję stop sekundy. Dodatkowo w przypadku testowej Doxy mechanizm został ładnie przyozdobiony ażurowanym rotorem w kolorze czarny, który powielono również na płytach mechanizmu.
Efekty tych zabiegów możemy podziwiać przez spore szklane okienko, które zgodnie z panującą modą znalazło się zakręcanym tytanowym deklu.
Przyznać muszę, że Trofeo jest bardzo interesującym zegarkiem, którego nie da się jednoznacznie zakwalifikować. Jego świetne wykonanie, najwyższej klasy materiały i genialny mechanizm zostały zestawione tu z bardzo ciekawą, odważną i wyrazistą stylistyką.
Niestety, tak mocno wyróżniający się styl na pewno nie każdemu przypadnie do gustu, tylko czy zamiarem producenta w tym przypadku było stworzenie zegarka dla każdego?
Najlepszą odpowiedzią na to pytanie jest bardzo niska limitacja modelu Trofeo TC Advance wynosząca zaledwie 300 sztuk, która dość dosadnie pokazuje, że ma to być zegarek wyjątkowy.
Osoby, które chciałby stać się szczęśliwym posiadaczem testowanego modelu muszą liczyć się z wydatkiem oscylującą w granicach 10 tysięcy złotych. Z jednej strony nie jest to mało, z drugiej zaś na rynku ciężko jest znaleźć dla testowanej Doxy sensowną konkurencję. Tego typu zegarek kupuje się przede wszystkim oczami, a przeszło tygodniowe testy udowodniły mi najlepiej jak mocno zwraca on na siebie uwagę i że na prawdę może się podobać.
Czy Trofeo TC Advance stanie się ikoną marki na miarę modelu SUB300T – to dopiero pokaże czas!
Autor: Jacek Słanina
0 Komentarzy
Średnia 0.00