Niniejszy artykuł będzie próbą, siłą rzeczy subiektywnej, syntezy niezależnego zegarmistrzostwa na świecie oraz odniesienia jej do realiów panujących w Polsce.
Posiłkując się słownikową definicją PWN, niezależność wykazuje ten, kto jest „(…) niepodporządkowany komuś lub czemuś”, „decyduje o sobie” oraz „nie kieruje się interesem żadnej grupy społecznej”.
W świecie zegarków nie sposób jest sprostać wszystkim tym wymaganiom. Jak można mówić o niekierowaniu się interesem żadnej grupy społecznej, gdy od lat w Polsce mówi się o tajemniczej grupie „zegarkowego środowiska”, która (rzekomo) kontroluje wszystko, co związane jest z zegarmistrzostwem po obu stronach Wisły? Jeżeli środowisko to w rzeczywistości byłoby tak wpływowe jak np. wolnomularze w USA, to czyż nie cieszylibyśmy się już od lat prawdziwie polskim zegarkiem naręcznym z polskim mechanizmem „in-house”?
Powszechnym wytłumaczeniem jego braku jest fakt, że niezbędne są lata tradycji i wielomilionowe nakłady. Nie wierząc zbyt łatwo w niesprawdzone mity, nie bójmy się wyjrzeć poza granice Polski, aby zweryfikować tę teorię.
Analizę rynku należy zacząć od ważnej, intrygującej grupy niezależnych zegarmistrzów, prawdziwych mistrzów rzemiosła, którzy często w skromnych warunkach i przy użyciu prostych maszyn tworzą ręcznie niesamowite arcydzieła mikromechaniki. To współcześni ludzie renesansu, których pasja, upór i chęć rozwoju motywują do przełamywania barier i dokonywania niemożliwego. Spośród wielu pozwolę sobie przytoczyć historie dwóch osób.
Pierwszą jest Stefan Kudoke, który zaczął studiować sztukę zegarmistrzostwa od podstaw, a rozumieć i kochać mechaniczny proces mierzenia i pokazywania upływu czasu nauczyło go dwóch wykwalifikowanych mistrzów rzemiosła. Mimo braku długich tradycji rodzinnych w zawodzie zegarmistrza czy bliższego z nim kontaktu, ukończył studia z wyróżnieniem. Już jako 22-letni mistrz zegarmistrzostwa dalej rozwijał się w wielu dziedzinach, a udane studia ekonomiczne otworzyły jego umysł na podążanie za pasją projektowania i tworzenia własnych zegarków. Zegarków, których złożoność oraz kunszt docenione zostały w postaci zgłoszenia go jako kandydata do członków AHCI (Académie Horlogère des Créateurs Indépendants).
Kolejnym jest Cédric Johner, który w 1982 roku, w wieku 15 lat, zaczął szkolenie jako jubiler w słynnej pracowni w Genewie. Obserwacja form wyrazu, równowaga i spójność stylistyczna wspaniałych dzieł zaowocowały odkryciem nieskończonej kreatywności obserwującej te wyroby osoby.
Szkolenie zegarmistrzowskie przyniosło natomiast technikę, precyzję, rygor i cierpliwość.
Stałe badania i rozwój, tworzenie prototypów i unikalnych elementów są przez niego postrzegane jako osobiste wzbogacenie się i owocują niesamowitymi zegarkami. Te dzieła łączą w sobie kunszt zegarmistrzowski z artystycznym pięknem wyrafinowanej technologicznie biżuterii użytkowej. Co ciekawe, Cédric Johner tworzy maksymalnie około sześciu zegarków rocznie, z których każdy jest unikalny – nie sposób znaleźć drugi taki sam na świecie.
Warto dodać, że mistrzowie ci korzystają często z poddostawców, którzy na zlecenie wykonują dla nich elementy. Te ostatnie, traktowane jako półprodukty, są później starannie obrabiane, zdobione oraz wykańczane według pomysłu twórcy.
Niezależność na rynku polskim niestety błędnie ogranicza się do postrzegania jej tylko przez pryzmat mikromarek. Postrzeganie to ma często zabarwienie negatywne. Rodzimi niezależni producenci spotykają się z falą nienawiści i fanatycznym wręcz oporem, a internetowi „znawcy” tematu z prędkością karabinu maszynowego krytykują i z miejsca negują jakąkolwiek zegarmistrzowską inicjatywę.
„Polski zegarek będzie, gdy powstanie pierwszy polski mechanizm”, „made in Poland to kłamstwo” – grzmią inni. „Sam bym zrobił”. „Dlaczego tyle to kosztuje?”. Te i podobne im opinie cechuje jeden wspólny mianownik – niewiele mają wspólnego z konstruktywną krytyką.
Ciężko jest wskazać bogate dziedzictwo i wieloletnie tradycje zegarmistrzostwa w Polsce – jak byśmy się nie starali, po prostu ich nie mamy (co nie stanowi problemu).
Ważny jest fakt, że pomimo braku zegarmistrzowskich korzeni, istniejące firmy podejmują próby tworzenia coraz większej liczby elementów w Polsce. Firma G. Gerlach modyfikowała już mechanizmy w swoich zegarkach, a marka Xicorr tworzy w kraju pierścienie dystansowe, dekle, lunety, koronki, nakładki na przyciski chronografu czy też wykonuje grawery mechanizmów i kopert. Wiele firm z branży zleca też w Polsce tworzenie pasków skórzanych, opakowań, kart gwarancyjnych czy instrukcji.
Przy bliskiej współpracy wielu polskich marek i zewnętrznym finansowaniu możemy zacząć realniej patrzeć na perspektywę stworzenia polskiego mechanizmu. Nie należy jednak popadać w hurraoptymizm. Prawdą jest, że do opracowania i przede wszystkim wdrożenia seryjnej produkcji mechanizmów potrzebny jest bardzo drogi park maszynowy.
Jedno- lub kilkuosobowe firmy projektujące, tworzące lub składające zegarki z gotowych komponentów w kraju rejestracji, gdzie te produkty z łatwością znajdują nabywców i lojalnych fanów, rzadko mogą poszczycić się własnymi mechanizmami. Przykładem firmy posiadającej własne mechanizmy jest choćby szwajcarska marka Schwarz Etienne. Trzeba jednak zauważyć, że istnieje ona na rynku od 1902 roku.
Cóż w takim razie zrobić, gdy brak tradycji i milionów na koncie?
Nie szukając daleko, spójrzmy na małe niemieckie miasteczko Kalbe. Tam w 1999 roku ojciec Dieter dostał od syna Dirka wykonany własnoręcznie zegarek kieszonkowy. Prezent ten sprawił, że ojciec wyjawił synowi historię swoich dawno zapomnianych planów stworzenia własnego mechanizmu do zegarka. Tamtego wieczoru odręczny projekt ich rozwiązania powstał na papierowej serwetce, a niedługo później wizja ojca z 1959 r. powróciła do życia. Mechanizmy D. Dornblüth & Sohn dowodzą, że pomysły w sztuce zegarmistrzowskiej nie wymagają zaawansowanej techniki CNC.
Nawet dziś pasjonaci i oddani zegarmistrzowie mogą tworzyć własnoręcznie wykonane precyzyjne zegarki przy użyciu tradycyjnych narzędzi i maszyn. Oczywiście wymaga to jednak ograniczenia wielkości produkcji, a liczba produkowanych wyrobów w takich manufakturach nie przekracza zwykle kilku sztuk miesięcznie. Mały nakład jest rekompensowany wybitnymi cechami mechanizmów oraz ręcznie wykonywanymi elementami, które można dobierać do indywidualnych preferencji.
Polska może także poszczycić się osobami, które wnoszą wiele w świat niezależnego zegarmistrzostwa.
Na XV rocznym spotkaniu KMZiZ Karol Roman przedstawił własną konstrukcję zegara z tourbillonem trójosiowym, wyposażonego we własnej konstrukcji mechaniczny akumulator energii, mechanizm półgodzinnego bicia, wskazanie faz Księżyca, wieczny kalendarz i wskazanie rezerwy chodu.
Słuchanie takich pasjonatów, dla których jedynym problemem w konstrukcji mechanizmów zegarków naręcznych jest miniaturyzacja, napawa wszystkich pozytywnymi myślami.
Wierzę, że jesteśmy w stanie stworzyć polski mechanizm.
Nie będzie to raczej seryjny produkt eksportowy, a prędzej wytwór manufaktury. Być może żyje już między nami ktoś, kto odnajdzie w sobie siłę i odwagę, aby podążać za pasją i tego dokonać.
Być może pasję tę trzeba dopiero w kimś obudzić.
Paweł Zalewski
* autor jest współtwórcą festiwalu AuroChronos
…
Artykuł ukazał się w drukowanym kwartalniku – Magazyn Zegarki i Pasja NR 10
O wyjątkowym zegarze Karola Romana piszemy więcej tu: Jedyny taki zegar na świecie. Zegar gabinetowy Karola Romana
Redakcja Zegarki i Pasja
0 Komentarzy
Średnia 0.00