Niedawno miałem przyjemność prezentować świetny czasomierz na podstawie materiałów prasowych producenta. A dziś mogę to zrobić na podstawie własnych spostrzeżeń, bowiem redakcja portalu Zegarki i Pasja otrzymała do testu i recenzji model Marine Torpilleur - atrakcyjną nowość od znamienitego producenta Ulysse Nardin. O firmie pisaliśmy już kilkakrotnie - to wytwórca ceniony i uznany. Znany nie tylko miłośnikom zegarmistrzostwa – co zrozumiałe, ale także przez sporą część polskiego społeczeństwa dzięki byłemu ministrowi, który „wsławił” się nie ujawnieniem swojego zegarka Ulysse Nardin w oświadczeniu majątkowym. W Polsce odnotowało ten fakt wiele kolorowych magazynów, przez co znamienna manufaktura zyskała w kraju dodatkowy rozgłos. Mimo wszystko zegarki z logo Ulysse Nardin to nie produkt mainstreamowy, ale wyrafinowane zegarmistrzostwo i wzornictwo na najwyższym poziomie. Jest to nadal marka niesztampowa, zdecydowanie nietuzinkowa.
Nie tak łatwo spotkać modele Ulysse Nardin na innych nadgarstkach.
Ulysse Nardin - nazwa firmy pochodzi od imienia i nazwiska założyciela.
Powstała ona w miejscowości Le Locle, oczywiście w Szwajcarii, w 1846 roku. Początkowo przedsiębiorstwo głównie produkowało zegarki kieszonkowe, później stając się renomowanym producentem chronometrów morskich, które to są rdzeniem dzisiejszego wizerunku firmy tworząc jej DNA. Symbolizuje to znajdująca się do dziś w logo firmy stylizowana kotwica i oczywiście pokaźna grupa modeli odwołująca się do rzeczonej stylistyki. Firma radziła sobie doskonale, a jej osiągnięcia potwierdzają liczne zdobyte nagrody. W 1983 roku firmę przejął Rolf W. Schnyder. Kluczową postacią w rozwoju marki i zegarków oferowanych przez nią stał się od tego momentu Ludwig Oechslin. Człowiek wszechstronnie wykształcony, ze stopniem naukowym doktora, ale dla branży i firmy najważniejsze jest to, że okazał się wspaniałym zegarmistrzem.
Jego genialne w swojej prostocie pomysły prezentowaliśmy opisując autorskie i sygnowane jego własnym nazwiskiem projekty pod firmą Ochs und Junior. To jemu zawdzięczamy roczny kalendarz w zegarkach Ulysse Nardin, pracujący po dodaniu jedynie 3 dodatkowych kół oraz wiele innych "wspaniałości", jak modele „astronomiczne” Planetarium Copernicus, Astrolabium Galileo czy Tellurium Johannes Keppler.
Dziś Ulysse Nardin to marka na stałe związane z morzami, oceanami i mierzeniem czasu podczas morskich podróży oraz regat. To oczywiście nie tylko marketing, a wspomniane wyżej całe lata tworzenia wspaniałych chronometrów morskich. Elementy związane z chronometrami morskimi, nawiązywanie do nich, to domena wielu producentów, ale niewielu z tych, którzy to robią - odnoszą się tak naprawdę do własnej historii i własnych osiągnięć w tej dziedzinie.
A tak jest w przypadku Ulysse Nardin.
Dotychczas w ofercie firmy był model Ulysse Nardin Marine Chronometer. Model, który mamy przyjemność recenzować jest niejako wariacją na jego temat.
Wydaje się być odświeżeniem, ale i odmłodzeniem Marine Chronometer.
W przypadku samej nazwy Torpilleur – oznaczającej w języku francuskim „torpedowiec”, czyli niewielki, ale groźny, zwinny i szybki statek wojskowy – można odczytać sugestię, że model kierowany jest do aktywnych, dynamicznych i młodych użytkowników. Tarcza jest w dużym stopniu wzorowana na tej, którą możemy obserwować w chronometrach z początku XX wieku.
Podobna jest oczywiście w dzisiejszym Ulysse Nardin Chronometer, ale Torpilleur to coś więcej. Mimo oczywistych nawiązań i podobieństw, najnowszy model zyskał sporo na uniwersalności. Wydaje się być próbą - od razu napiszę, że według mnie udaną - kompilacji różnych cech. Trzech jakby nurtów.
Klasycznego wzoru Marine Chronometer, zegarka sportowego, ale i zegarka o charakterze eleganckim. Takie cechy pogodzić niełatwo, ale obserwowane dziś odchodzenie od klasycznych kanonów i wzorców sprawę nieco ułatwia. Tak samo jak trwające zwiększanie rozmiarów zegarków. Dziś nie dziwi typowy „elegant” o średnicy koperty przekraczającej 40 mm, która była wcześniej czymś w rodzaju granicy klasycznego kanonu. Prezentowany dziś Marine Torpilleur ma tę średnicę na poziomie 42 mm. To uniwersalny rozmiar dla uniwersalnego czasomierza.
Ma ona standardowo okrągły kształt, tak jak wspominany starszy model, ale zrezygnowano z charakterystycznego mocowania paska, które moim zdaniem jest atrakcyjne i ciekawe, ale przez wypełnienie przestrzeni między uszami dając wrażenie monobloku, powoduje poczucie ciężkości, masywności całego projektu.
W nowym modelu mamy klasyczne uszy. Uszy krótkie, zagięte ku dołowi o ciekawym kształcie i ze świetnie szczotkowaną górną powierzchnią. Uszy są wypuszczone z koperty z wyraźnym odcięciem. Nie są w stylu przywodzącym na myśl koperty zegarków garniturowych, ale z racji zachowania niewielkich wymiarów i atrakcyjnego kształtu, nie są też zbyt rzucające się w oczy, jak w wielu czasomierzach sportowych.
Parząc na zegarek z boku widzimy linię znaną z wersji bez wydzielonych uszu, więc zachowano styl ceniony przez miłośników marki.
Lekkości dodaje delikatnie ścięty ku dołowi kształt boków koperty, na kształt spodka, także znany z innych modeli, oraz wieńcząca ją bardzo wąska od góry luneta, której boczną krawędź ponacinano tworząc perforacje przypominające te na rantach monet.
Dzięki takiemu projektowi i zastosowanym zabiegom stylistycznym koperta stała się pierwszym elementem łączącym cechy kilku stylów otwierając drogę do naprawdę uniwersalnego pomysłu na codzienny zegarek.
Boki koperty i uszu są polerowane na wysoki połysk. Krawędź na przejściu między rodzajami obróbki na uszach jest bardzo wyraźna i precyzyjna. Na lewym boku umieszczono szczotkowaną tabliczkę z numerem seryjnym, wygrawerowanym stylizowaną czcionką.
Na prawym, tradycyjnie umieszczono „centrum dowodzenia” zegarkiem, czyli koronkę. Jest ona doskonale dobrana pod względem wielkości i stylu do całości, jednocześnie wygodna w użytkowaniu, choć akurat ta cecha nie powinna być kluczowa.
Spora rezerwa chodu i wyjątkowa precyzja pomiaru czasu potwierdzona certyfikatem COSC sprawiają, że manipulowanie koronką nie jest konieczne zbyt często.
Mimo tego, zadbano o ergonomię. Także wykonanie jest na najwyższym poziomie. Choć postawiono na utarty wzorzec – czyli okrągła koronka z prostymi nacięciami na krawędzi – to doskonale widać, szczególnie w powiększeniu, bardzo dobra jakość i precyzję obróbki. Na górnej powierzchni, polerowanej i lekko wypukłej, umieszczono logo firmy. Kotwicę z literkami U oraz N.
Kończąc wątek atrakcyjnej koperty warto spojrzeć na zegarek od strony, którą zazwyczaj ma okazję podziwiać jedynie jego właściciel.
Dekiel Ulysse Nardin Torpilleur jest przykręcany 6 śrubkami i jest bardzo obficie przeszklony. Na tworzącym go stalowym i polerowanym pierścieniu umieszczono za pomocą grawerowania tylko podstawowe informacje.
Nazwę firmy, poziom wodoodporności do 50 m, oraz nr referencyjny.
Nic więcej – bo na pierwszy plan powinien wysunąć się widok pod szafirowym przeszkleniem. Tak między nami, niezależnie od tego, jakby wyglądał i co by umieszczono na stalowej części dekla - i tak nie byłoby to w stanie przyćmić widoku pod szkłem. A widzimy pod nim oczywiście mechanizm.
Mechanizm wykończony bardzo atrakcyjnie. To widok, którego oczekujemy od zegarków na tym poziomie.
Po pierwszym spojrzeniu możemy odczuwać, że pod względem widocznych części mechanizmu zaoferowano niewiele, bo górne płyty, mostek – niemal zakrywają całość, ale po chwili skupiamy się na doskonałym wykończeniu tego co widać.
Po pierwsze, wspomniane elementy mają naniesiony pięknie i precyzyjnie szlif dookoła na wzór pasów genewskich. Kilka niewielkich wycięć oraz otwory na śrubki mają fazowane polerowane krawędzie. Tak samo potraktowano krawędzie płyt i mostka.
Widoczne niżej płyty mają powierzchnie wykończone poprzez perełkowanie. Śrubki są barwione na niebiesko. Taki sam kolor wypełnia precyzyjne grawery informujące o ilości kamieni czy tworzące pieczęć Ulysse Nardin, o której nieco później. To wszystko, to już uczta dla miłośnika zegarmistrzostwa – a przed nami jeszcze wisienka na torcie, a nawet cała kiść wisienek!
Przepiękny, misternie wykonany wahnik.
Opisywany mechanizm ma naciąg automatyczny i producent wykorzystał rotor do demonstracji kunsztu w zakresie jakości wykonania i zdobienia.
Cały element ukształtowano na wzór kotwicy, czyli symbolu marki.
Począwszy od elementu okalającego kulkowe łożysko poprzez większość powierzchni naniesiono misterne zdobienia, grawerowane oczywiście. Od tego elementu po zewnętrzne krawędzie tworzące przeciwwagę rotoru poprowadzono z dwóch stron wzmocnienia w postaci dwóch pięknie ukształtowanych kotwic mających polerowane powierzchnie. Czwarty raz motyw kotwicy wykorzystano w umieszczonym na środku głównego ramienia medalionie. Przedstawia on na okrągłym planie oczywiście - kotwicę Ulysse Nardin z literkami U i N po bokach.
Wypełnienie wykonano za pomocą ciemnoniebieskiej emalii. Pod medalionem wygrawerowano, i także wypełniono na niebiesko, nazwę firmy. Jako całość, to bardzo efektowny mechanizm pod względem wizualnym. Atrakcyjnie zaprojektowany oraz perfekcyjnie wykończony, a wahnik jest jednym z piękniejszych jakie miałem przyjemność oglądać. Bardzo dobrze, że wzór ten stosowany jest w innych mechanizmach z naciągiem automatycznym Ulysse Nardin.
Zegarkowe „serce” oznaczone jako UN 118, to oczywiście nie tylko wygląd. Po pierwsze to mechanizm In-house Ulysse Nardin. To bardzo ważne dla wielu osób i niewątpliwie świadczące o pozycji producenta. Wiemy, że własne mechanizmy nawet w tym przedziale cenowym nie są normą.
UN 118 pracuje z częstotliwością oscylacji balansu wynoszącą 28 800 wahnięć na godzinę. Łożyskowany jest na aż 50 kamieniach. Włos balansu jest krzemowy, a układ wychwytowy wykonano w technologii DIAMonSIL. To technologia firmy Sigatec (joint venture Ulysse Nardin z firmą Mimotec).
Koło wychwytowe i kotwica wykonane są z materiału krzemowego pokrytego warstwą syntetycznego diamentu. Poprawia to trwałość, ale i umożliwia pracę bez smarowania.
Koło balansowe zostało umieszczone pod pełnym mostkiem, a regulacja bezwładności jego wychyleń odbywa się za pomocą 4 śrubek. Zastosowane materiały poza zapewnieniem trwałości, dokładności i równego chodu, w długim okresie zapewniają także minimalizację wpływu na pracę całości pól magnetycznych. Kolejnym atrybutem jest bardzo przyzwoity poziom rezerwy chodu sięgający 60 godzin.
Do nas trafił egzemplarz doskonale wyregulowany. 3 dni obserwacji nie wykazały odchyłki. A przynajmniej nie była ona widoczna i w sumie nie przekroczyła 1 sekundy. To doskonały wynik spełniający z nawiązką oczekiwania wynikające ze wspomnianego certyfikatu COSC. Jednak czasomierz testowany jest bardziej rygorystycznie niż wymogi Contrôle Officiel Suisse des Chronomètres, czyli niezależnej szwajcarskiej instytucji zajmującej się precyzją pracy mechanizmów zegarków i certyfikująca te, które przechodzą pozytywnie założone testy i wymagania.
To „bardziej”, to pieczęć Ulysse Nardin – wygrawerowana na opisywanym wyżej mechanizmie.
Certyfikat wprowadzony w 2012 roku, Ulysse Nardin Performance Certyficate został wykorzystany do badania własnych mechanizmów – w tym użytego w naszym „Torpedowcu”, czyli kaliber UN-118. Proces obejmuje siedem dni w zakresie oceny na poziomie estetycznym, jakości wykończenia oraz test odporności na wodę, test odporności na ciśnienie (testy symulujące ciśnienie od -0,6 barów i +2,5 bara). Głównym składnikiem certyfikacji jest jednak test pięciu dni, oceniający dokładność chodu. Każdy zegarek bada się na sześciu stanowiskach (zatrzymujących się co 20 godzin) i w trzech temperaturach (23, 38 i 8 ºC). Zakres odchylenia pracy i precyzji jest węższy niż COSC i jest ustalony na poziomie od minus 2 sekund do plus 6 na dobę i +- 0,5 sekundy odchylenia na dobę na 1 stopień Celsjusza różnicy temperatur.
Nasz egzemplarz także ten certyfikat wypełnia z zapasem.
Czy jest to potrzebne? – trudno ocenić.
Wielu zegarkomaniaków doceni każdy certyfikat, każdą dodatkową cechę na plus. Mnie od dawna na wzorowej dokładności nie zależy – choć ją doceniam. Na pewno nie do przecenienia jest to, że certyfikacje minimalizują ryzyko trafienia do sprzedaży i w efekcie do finalnego odbiorcy wadliwego egzemplarza, jako swoista końcowa kontrola jakości – a to samo w sobie jest przecież pożądane.
Został nam więc ostatni element zegarka. To oczywiście tarcza.
Tarcza, która obok koperty jest w mojej ocenie tym drugim elementem, który spina ze sobą cechy zegarka – przypomnę kompilację chronometru morskiego, zegarka sportowego i eleganckiego. Zadanie wydawać by się mogło karkołomne i ryzykowne co najmniej. Jednak nie niemożliwe – co właśnie udowodniono. Pisałem w artykule o tym czasomierzu, że tarcza jest niemal skopiowana z chronometrów Ulysse Nardin z początku XX wieku. Tak właśnie jest.
Czytelną, dużą tarczę i jej cechy przeniesiono na grunt czasomierza naręcznego zachowując charakterystyczne cechy i proporcje. Na żywo mogę potwierdzić, że osiągnięto efekt w postaci czasomierza o sportowym zacięciu, obdarzonego niewymuszoną elegancją oraz klasycznym stylem, a już na pierwszy rzut oka wiemy, że inspirowanego stylem Marine Chronometr. Co nie mniej ważne – od razu wiemy też, że to Ulysse Nardin.
Charakterystyczne DNA marki wynikające ze stylistyki i odpowiednio dobranych szczegółów oraz właśnie odwzorowania tarczy dawnych chronometrów morskich mamy tu nadal jak na dłoni.
A przy tym wszystkim mamy też dużo świeżości, lekkości i nowoczesności, co może przypaść do gustu młodym użytkownikom do których ten model jest kierowany. No i co najważniejsze, w pełni potwierdzam, że to projekt wyjątkowo udany. Na zdjęciach czy renderach było świetnie. Naprawdę, na żywo jest jeszcze lepiej.
Do naszej redakcji trafił model z białą tarczą. To wersja najbardziej oddająca ducha chronometrów morskich. Dominują na niej charakterystyczne, nadrukowane na czarno indeksy godzinowe w postaci wydłużonych cyfr rzymskich. Są one podkreśleniem stylu, ale i są doskonale widoczne na białej tarczy. Wiadomo, że nieodłączną cechą chronometrów morskich powinna być wzorowa czytelność, a w zegarkach Ulysse Nardin to nie takie oczywiste...
Na tarczach tej linii zawsze „dzieje się” wiele, więc ważne jest by nie „przedobrzyć”. Poza indeksami mamy jeszcze kilka innych absorbujących elementów.
Pierwszym z nich jest tarcza małego sekundnika. Jest ona spora. Jej górna krawędź sięga osi wskazówek a dolna ”pożera” połowę indeksu godziny 6-tej. Jej granice wyznacza zagłębienie i skala sekundowa nadrukowana na wzór torowiska. Nieubłaganie mijający czas wskazuje subtelna, barwiona na niebiesko wskazówka.
Na tej tarczy umieszczono jeszcze, w jej dolnej części, datownik wskazujący dni miesiąca. Pod osią wskazówki nadrukowano napis „chronometer” oraz nad osią, jako kontrastowy akcent, czerwoną farbą nadrukowano rok powstania firmy.
Po przeciwnej stronie pod godziną 12-tą znalazła się mniejsza tarcza. Również nieco zagłębiona i służąca do wskazania aktualnej rezerwy chodu. Jak wspominałem wynosi ona 60 godzin. To dobry, wystarczający na co dzień wynik, pozwalający na weekendowy odpoczynek, bez potrzeby korygowania w poniedziałek. Tarcza ma skalę w postaci niedokończonego okręgu z nadrukowanymi indeksami co 12 godzin.
Brak rezerwy, a po drugiej stronie pełny naciąg, oznaczono czerwonym kolorem. Wskazówka jest barwiona na niebiesko i dostosowana stylistycznie do głównych wskazówek. Kolejny element tarczy to nadruki umieszczone po prawej i lewej stronie osi wskazówek. To nazwa firmy oraz miasto i kraj siedziby. To dość sporo różnych informacji, które mają wpływ na czytelność. Wspominałem, że nie jest to sprawa oczywista w czasomierzach Ulysse Nardin.
Jednak ten zegarek, jako z resztą kolejny, potwierdza, że da się pogodzić wiele wskazań i czytelność, tak jak różne style w jednym zegarku. Tu kapitalne znaczenie mają wskazówki.
Ulysse Nardin Torpileur ma je dobrane doskonale, pięknie wyglądające oraz tak samo wykończone. Są oczywiście zabarwione termicznie na niebisko. Zależnie od kąta padania światła są opalizująco błękitne aż do niemal czarnego koloru. W każdym ze „stanów”, ich kształt, jak również długość – pozwalają na bardzo łatwy odczyt aktualnego czasu, mimo „bogactwa” na tarczy.
Wskazówka minutowa sięga do samej krawędzi skali minutowej. Jest na tyle gruba, by być doskonale widoczna, a zarazem na tyle smukła, by nie dewaluować elegancji. Podobnie godzinowa z zakończeniem w stylu „poire”.
Świetnie dopasowana i widoczna.
Podsumowując należy przyznać, co już robiłem – że firmie udało się stworzyć zegarek o bardzo uniwersalnym charakterze. Nie jest to zlepek form, a bardzo dobrze zaprojektowany, przemyślany czasomierz mający za zadanie spełnić wiele oczekiwań, raczej konkretnego odbiorcy. Młodego, dynamicznego i oczywiście dość zamożnego klienta, który nie ma czasu lub ochoty, by za każdym razem przejmować się tym, czy zegarek, który dobrał do stroju i sytuacji jest odpowiedni.
Ulysse Nardin Torpileur oczywiście nie jest typowo eleganckim modelem, ale jego widok przy mankiecie wizytowej koszuli w żaden sposób nie zdziwi, bo jest na tyle subtelnie i lekko zbudowany, że będzie komponował się wystarczając dobrze. Ułatwia to świetny pasek ze skóry aligatora na którym jest oferowany ze stalowym, logowanym zapięciem motylkowym wysokiej jakości.
Cena za model wyposażony w pasek wynosi 30 600 złotych.
Z drugiej strony dodatkowe wskazania, jak również rozmiar powodują, że swobodny i sportowy strój także skomponuje się z tym czasomierzem bardzo dobrze.
No i codzienność. Codzienność to pewnie żywioł tego zegarka.
To wszystko dzięki wyważeniu kształtu, wymiarów, możliwości i stylu Marine Chronometer, jednocześnie zachowując w pełni marynistyczne DNA marki Ulysse Nardin, jej charakterystyczne cechy, ale i powiew świeżości i nowoczesności.
Atutem jest to, co podziwiałbym pewnie często mając taki zegarek – bardzo atrakcyjny widok ze strony dekla. Ten zegarek to doskonała propozycja dla osób szukających czegoś bardziej nietuzinkowego, firmy znanej, ale niesztampowej, dla których klasyczny Marine Chronometer był przyciężkawy i mniej uniwersalny. Nie do przecenienia jest manufakturowy przepiękny mechanizm o doskonałych parametrach.
Autor: Adrian Szewczyk
16:51 11.09.2017Recenzje i testy
Recenzja: ULYSSE NARDIN - Marine Torpilleur

REKLAMA

Zawód Zegarmistrz – rzemiosło dla osób potrafiących panować nad swoim ciałem i umysłem
Zawsze, myśląc o zawodzie zegarmistrza, miałem przed oczyma starszego pana otoczonego przez niezliczone zegarki i zegary, siedzącego w nieco zgarbionej pozycji z lupą prz ...

Doxa - historia marki od 1889 roku
1889 - początki marki DOXA Powstanie przedsiębiorstwa DOXA datowane jest na rok 1889, kiedy to 21-letni Georges Ducommun otworzył zakład zegarmistrzowski w szwajcarskim k ...

Warto chronić swój zegarek. Wodoszczelność - kontrola szczelności zegarków
Kontrola wodoszczelności to proces, który powinni doskonale znać zegarmistrzowie, ale są nim także żywo zainteresowani tak sprzedawcy, jak i użytkownicy zegarków. W zakła ...

Certina DS-7 Chrono Padel Edition by Marta Ortega. Wejdź do świata padla
Jeśli nie wiesz co to jest padel, nie jesteś w tym osamotniony. Ja do niedawna również nie wiedziałem, że taki sport istnieje, a słowo „padel” kojarzyło mi się wyłącznie ...

Forma i funkcja. Herbelin Newport Heritage Chronographe Bi-compax
Gdy na przełomie lat 60. i 70. ubiegłego wieku pojawiały się pierwsze mechaniczne zegarki ze stoperem, czyli chronografy, rzeczywiście służyły one użytkownikom do pomiaru ...

Dlaczego w wielu zegarkach indeks IV prezentowany jest jako IIII?
Spójrzcie na zdjęcia poniżej. Co jest – mówiąc kolokwialnie - „nie tak” z tym zegarkiem? Zgadza się. Chodzi o sposób pisania rzymskiej czwórki. Rzeczywiście większość fir ...

„Olimpijskie Marzenie” – sportowy świat Omegi. Relacja ze spotkania w PKOl
Firma Omega to producent, który zaliczany jest bez wątpienia do najbardziej rozpoznawalnych firm zegarmistrzowskich na rynku, a nawet więcej - markę Omega kojarzą nie tyl ...

(Kolejny) Heuer Monaco Steve’a McQueen’a wystawiony na aukcję
Zapewne, mimo upływu lat, nadal wiele osób kojarzy niegdysiejszą gwiazdę Hollywood, jaką niewątpliwie był Steve McQueen. Można go było zobaczyć w filmach takich jak: “Wie ...

Jak świętować, to po swojemu! Christopher Ward The Twelve Snake na Rok Węża
W świecie zegarków celebracja Chińskiego Nowego Roku stała się niemalże coroczną tradycją. Każdy rok jest powiązany z jednym z 12 zwierząt chińskiego zodiaku. Rok 2025 to ...

Roamer C-Line. Zegarki damskie i męskie z elementami z ceramiki
Roamer ma całkiem spore doświadczenie w wykorzystywaniu elementów ceramicznych do budowy zegarków. Bardzo dobrze jest to widoczne w zaprezentowanej ostatnio serii C-Line, ...

Anielski zegarek. Frederique Constant Watch Angels Worldtimer Manufacture Limited Edition
W 2004 roku firma Frederique Constant dołączyła do elitarnego grona tych producentów zegarków, którzy mogą pochwalić się mechanizmami produkowanymi we własnym zakresie. K ...

Critics Choice Awards 2025. Zwycięskie filmy i seriale oraz zegarki Omega
Opóźniona z powodu pożarów, które przetoczyły się przez Los Angeles w zeszłym miesiącu, ceremonia wręczenia nagród Critics Choice Awards finalnie odbyła się w piątek, sió ...