IWC – Big Pilot’s Watch
Klasyka klasyki, choć w najbardziej luksusowym wydaniu.
Punkt odniesienia.
Surowy, bardzo utylitarny design jaki cechuje lotniczy zegarek firmy IWC stał się niemal kanonem dla zegarków dla pilotów. Zegarki tego typu produkowało pięć firm: IWC, Laco, Stowa, Wempe i A. Lange & Sonne. Produkowały je dla… Luftwaffe. Dziś nikomu już to nie przeszkadza, zresztą umówmy się, technika wojskowa niemieckiej armii była co najmniej skuteczna, a niekiedy przełomowa…
Zegarek jest duży, czarna matowa tarcza, wyraźne indeksy świecące w ciemnościach.
Duża koronka w kształcie „diamentu”, z której można było korzystać w grubych rękawicach. Oryginalnie także bardzo długi pasek, umożliwiający założenie zegarka NA rękaw lotniczej kurtki. I raczej brak dodatkowych funkcji, które ograniczałyby jego czytelność (choć oczywiście współczesne wersje rozwojowe są wyposażone w stoper, kalendarze itp.). Zegarek przede wszystkim użytkowy, przeznaczony do używania w konkretnych sytuacjach i warunkach.
Sam zegarek jest duży ( „Big Pilot” - zobowiązuje), ma średnicę koperty wynoszącą 46 mm i grubość 16 mm (istnieją również wersja mniejsze, zaczynające się od średnicy 36 mm). Trzeba jednak pamiętać, że oryginalne wojskowe zegarki typu B-Uhr miały nawet 55 mm średnicy (taki nieco ekstremalny zegarek też jest w ofercie IWC).
Zegarek wyposażono w manufakturowy mechanizm IWC z automatycznym naciągiem, na uwagę zasługuje ponadto siedmiodniowa rezerwa chodu.
Niestety, cena Big Pilota to ok 60 tys. złotych, co jak na dość „prosty” zegarek (ok, marka!) jest kwotą znaczącą. Istnieje jednak wiele innych firm produkujących zbliżone wzorniczo zegarki na niemal każdej półce cenowej.
Breitling – Navitimer
Marka Breitling jest chyba najbardziej kojarzona z lotnictwem.
Nie z szybkością, przełomem, odkryciami, ale właśnie lotnictwem.
Każda firma próbuje wypracować swój własny wizerunek, im bardziej wyrazisty tym lepiej. Breitlingowi na pewno się to udało, o czym świadczą rzesze klientów.
Jeśli można mówić o przeciwieństwach, to jeśli na jednym biegunie byłby surowy IWC Big Pilot, na drugim znalazłby się Breitling Navitimer. Niemal kwintesencja zegarka sportowego, wyposażony w stoper, datownik i suwak logarytmiczny lub skalę tachometru (istnieją też wersje pokazujące dni tygodnia, drugą strefę czasową i fazy księżyca).
Bogaty, wręcz przeładowany, niemal barokowy z mnóstwem przycisków, tarcz, indeksów, podziałek…
To się podoba lub nie.
Ja osobiście (niech mi będzie wybaczone), patrząc na większość Breitlingów mam czasem wrażenie, że projektanci tej marki biorą udział w konkursie „jak najwięcej uda się zmieścić na tarczy” i ten, kto wygrywa może się cieszyć swoim projektem powstającym w praktyce.
Należy jednak uczciwie przyznać, że Navitimer naprawdę umożliwia przeprowadzenie obliczeń matematycznych i może pomóc w koordynacji czasu i nawigacji, powstawał również w czasach (1952) kiedy nie było kalkulatorów w każdej komórce.
Wydaje się to nierealne, ale w ogóle nie było wtedy komórek…
Breitling, o czym nie wszyscy wiedzą, przez wiele lat korzystał praktycznie wyłącznie ze standardowych (choć modyfikowanych) mechanizmów firmy Eta, również w Navitimerach.
Dopiero niedawno, w 2009 roku, Breitling dorobił się własnego mechanizmu (oryginalnie nazwanego Breitling 01), który zastosowano oczywiście we „flagowym” Navitimerze.
Navitimer, zgodnie z obecną modą „rośnie”.
Najnowsza wersja ma już 48 mm średnicy, zegarki zaczynają się od 42 mm. Ok, dzięki temu może coś jeszcze się tam zmieści… Ok, koniec z ironią - w końcu przecież chodzi o to, żeby ten zegarek nam się podobał. Żebyśmy w trakcie nudnego spotkania dyskretnie na niego spoglądali, (a w czasie bardzo nudnego - również niedyskretnie), ciesząc się, że go mamy.
Co więcej, cena za ten bardzo rozpoznawalny model zaczyna się od ok. 24 tysięcy złotych, co plasuje go w zasięgu wielu klientów i jest jedną z przyczyn jego popularności.
Zenith – Pilot Montre D'Aéronef Type 20
Kolejna, nieco oldskulowa klasyka.
Odmienna interpretacja tych samych funkcji, które do perfekcji doprowadził IWC Big Pilot.
Zegarek kojarzy się swoim stylem z latami trzydziestymi, kiedy podróż lotnicza była znaczącym wydarzeniem, niekoniecznie najbezpieczniejszym. Z drugiej strony były to czasy romantyczne, kiedy lotnicy byli bohaterami masowej wyobraźni, a lotnictwo było (skądinąd słusznie) uważane za dziedzinę przyszłości.
Zegarek, pomimo swoich imponujących rozmiarów (prezentowany model na 48 mm średnicy i 15,8 mm grubości) o dziwo dobrze układa się na nawet szczupłym nadgarstku. Jest to zasługą charakterystycznych krótkich uszu, trzymających mięsisty pasek.
Wszystko jest duże – rzucające się w oczy białe cyfry jak i nieprzeciętnie duża, cebulowa koronka.
Jedna rzecz budzi we mnie ambiwalentne odczucia – pełny dekiel (transparentne występują jedynie w niektórych edycjach limitowanych). Przyznam, że w zegarkach tej klasy, kiedy producentem jest manufakturą znana z urody swoich mechanizmów, ich ukrywanie uważam za świętokradztwo.
Z drugiej strony, otrzymujemy bardzo piękny grawer z wizerunkiem samolotu Bleriot XI, więc ocena nie jest łatwa.
Za podstawową wersję Pilota zapłacimy ok. 23 tys. złotych, prezentowany model jest ok. 10 tys. złotych droższy.
Graham - Chronofighter
Pilot trochę nietypowy, ale moim zdaniem wciąż pilot.
Graham ma w sobie coś brutalnego, niemal dzikiego.
Gigantyczna osłona koronki, umieszczona prowokacyjnie po drugiej stronie zegarka czyni go niepowtarzalnym. Solidne rozmiary, 47 mm średnicy nie pozwalają go przeoczyć na nadgarstku. Zegarek z funkcją stopera, ale nietypowo, asymetrycznie rozmieszczone liczniki wyglądają bardzo oryginalnie.
IWC czy Zenith, gdybym miał puścić wodze fantazji, ze swoją czystą formą kojarzą mi się raczej z pilotami myśliwców przechwytujących, na dużej wysokości czekających cierpliwie na swoją ofiarę.
Graham jest raczej dla pilota szturmowca, latającego nisko, bliskiego żołnierzom walczącym na ziemi, obwieszonego bronią i czekającego żeby zasypać ziemię lawiną ognia.
Klimat?
Raczej przepocona koszulka khaki niż galowy mundur lotniczy…
Raczej bójka w barze niż szermierka na pięści… Kryptonim „Łotr 1”?
Niemniej, budzi respekt i zainteresowanie.
Bell&Ross –BR01-92
To nie jest zegarek inspirowany przyrządami lotniczymi.
Wygląda po prostu jak jeden z przyrządów z kokpitu samolotu - po prostu przeniesiony na nadgarstek. Nikt się przed tą firmą ta to nie odważył, a potem dla innych było już za późno.
Godna podziwu odwaga, z pewnością bez gwarancji powodzenia, a jednak – sukces!
Z drugiej strony typowy „pilot” – duży, prosty, czytelny. Żadnych luksusów, duża koperta o boku 46mm (istnieją również mniejsze odmiany) i kauczukowy pasek. Charakterystyczny.
Prowokujący surową prostotą i industrialnym designem. Bardzo spójny, nawet pełny dekiel zegarka ukrywający mechanizm ( tym razem wybaczam!) wygląda jak tabliczka znamionowa umieszczona na jakimś sprzęcie.
I element humorystyczny – napis „nie otwierać”…
Firma w ciągu kolejnych lat poszerzyła ofertę w kierunku okrągłych zegarków, dodała wiele komplikacji i trochę wygładziła „kanciasty” design, to jednak ten model i jego pochodne wniosły moim zdaniem najwięcej do zegarkowego wzornictwa.
Longines – The Linbergh Hour Angle
Charles Lindbergh - człowiek, który jako pierwszy przeleciał samolotem w 1927 roku bez międzylądowania pomiędzy Nowym Jorkiem i Paryżem miał urozmaicony życiorys i wyraziste, często kontrowersyjne poglądy. Wszedł również do historii zegarmistrzostwa, współtworząc zegarek marki Longines. Po swoim historycznym locie Lindbergh zaprojektował zegarek, który mógł być pomocny w nawigacji, tzw. zegarek kątowo-godzinowy (ang. hour angle).
Co więcej, faktycznie był wykorzystywany przez pilotów w latach trzydziestych, zwłaszcza wykonujących loty dystansowe.
Zegarek, powstały oryginalnie w 1931 roku doczekał się kilku reedycji, z których ostatnia pochodzi z 2007 roku. Powrócono wtedy do koperty o średnicy 47,5 mm (duży rozmiar gwarantował czytelność wskazań).
Pilot nietypowy, bo wyposażony w jasną tarczę, co dodaje mu elegancji.
Ma również pewne rozwiązanie, rzadko dziś stosowane, choć kiedyś często spotykane w zegarkach kieszonkowych. Mechanizm jest osłonięty szafirowym szkłem, przez które widać mechanizm, a które z kolei jest przykryte otwierającą się stalową klapką.
Daje to wystarczająco dużo miejsca na grawery, a jednocześnie pozwala na podziwianie mechanizmu (gdybym miał narzekać, mógłby być nieco bardziej zdobiony).
Cena tego modelu w Polsce to ok. 18 000 złotych.
Autor: Marcin Lewandowski