Są zadania, których realizacja przychodzi nam w naturalny sposób, dlatego dziwi nas, kiedy na innych czynności te robią wrażenie. Odkąd pamiętam, w naszym domu piekło się ciasta, ciasteczka, torty, drożdżówki i pączki, kręciło się kogel-mogel czy ucierało domowy budyń. Słodyczy praktycznie nie kupowaliśmy, bo zwyczajnie nie było chętnych na nie. Za to na babcine papatacze oblane lukrem każdy zacierał ręce. Jednak częsta obecność słodkości miała swoje drugie dno, które widzę dopiero teraz, po latach. Będąc dzieckiem, często wielu spraw się nie docenia.
Babcia zawsze przygotowywała wypieki na rodzinne uroczystości i spotkania. Na dzień przed którymś z wydarzeń rodzinnych wpadałam do niej i z ogromną radością oblizywałam łyżki i miski. Takie uroczystości wcale nie musiały być wielkie, czasem po prostu jako najbliższa rodzina spotykaliśmy się wszyscy na obiedzie. Piękne były te przygotowania, ten czas poświęcony na to, by było nam miło, byśmy razem mogli posiedzieć przy kawie z ciastkiem. Te słodkości prócz niedzieli pojawiały się także na zakończenie szkoły, przy przyjęciu na studia, z okazji znalezienia nowej pracy. Zawsze wtedy, kiedy było co świętować. Każdy zapewne do dziś ma w swojej pamięci babcine smaki, na które czeka i których żadna cukiernia nigdy nie powtórzy. Zarówno dorośli – babcini rówieśnicy, jak i ich wnuki.
Pierwszy wypiek
W tym miejscu wypadałoby opisać swój pierwszy wypiek – czy się udał, czy nie.
Tyle tylko, że ja... go nie pamiętam.
Mam wrażenie, że od zawsze coś piekłam.
Poprzeczkę jednak zaczęłam sobie podnosić, kiedy zamieszkałam sama na studiach. Po ciężkich sesjach, kiedy już wszystko w końcu zaliczyłam, zamykałam się w kuchni, wybierałam najtrudniejszy przepis, jaki znalazłam, i po prostu piekłam. Bo choć może brzmi to banalnie, to prawda ta odnosi się niemal do każdej dziedziny życia – żeby zrobić coś, co wydaje się niemożliwe, trzeba po prostu zrobić pierwszy krok i spróbować to zrobić.
Nie trzeba od razu znać całej drogi czy też – jak w przypadku wypieków – przepisu na pamięć i wszystkich rodzajów ciast. Wystarczy skupić się na tym jednym, które robimy teraz. Ba! Na danym kroku, na następny przyjdzie pora. To mnie odstresowywało, pozwalało skupić się na czymś innym.
W internecie można znaleźć niemal wszystko. Kiedyś przepisy przekazywało się z pokolenia na pokolenie bądź przepisywało do zeszytu od sąsiadki. Niejednokrotnie chciałam spisać babcine przepisy, jednak chyba większość z nich należałoby zatytułować: „Robi się to, tak po prostu” – tam nie ma proporcji, no, chyba że „na oko” się liczy, tam nie ma nigdy mąki czy jajek, bo „to oczywiste”.
Dzisiaj już rozumiem, dlaczego babcia tak mówi, ale niejednokrotnie się denerwowałam, że te rogaliki, które pół nocy kleiłam, rozleciały się na blaszce. Obecnie sama mam swoje przepisy, które modyfikowałam przy kolejnych próbach ich wykonania i mimo ogromnych chęci ciężko mi je komuś przekazać, bo właśnie miara „na oko” okazała się tą niezawodną.
Zaczynałam jednak od realizacji przepisów dostępnych na stronach internetowych, na których było dużo komentarzy. Pozwalało uniknąć to wielu błędów, które ktoś już popełnił.
Nie tylko smak, ale wygląd także
Pierwszy tort miał być prezentem, więc nie tylko miał smakować, ale też wyglądać. Tydzień oglądałam zdjęcia w internecie, żeby znaleźć dekorację, jaką chciałabym wykonać. Obsypanie boków orzechami czy inną posypką nie wchodziło w grę. Miało być w pełni profesjonalnie.
Znalazłam kwiaty z czekolady. Kiedy oglądałam instruktaże w internecie, jak je wykonać, lekko nie dowierzałam, ale postanowiłam spróbować. Spokojnie i po kolei. Mąż cierpliwie chadzał do sklepu po kolejną nową czekoladę trzy razy, a potem dyskretnie uciekał z kuchni, by nie wchodzić w pole rażenia. Po wielu godzinach udało się.
Swoje pierwsze „profesjonalne” dzieło skończyłam lepić około trzeciej w nocy.
Dziś już wiem, ile temu tortowi brakowało, jednak przyznam, że wtedy byłam dumna jak paw.
Z każdym kolejnym przygotowanym tortem próbowałam czegoś innego, zawsze wyszukując rozwiązania i przepisy według tego, co mi się podoba, nigdy nie idąc na skróty – według tego, co już potrafię. Tym samym z każdym wypiekiem poprzeczka szła w górę. Mąż jednak długo jeszcze musiał chadzać nocami po nowe składniki. Choć dzisiaj wpadki zdarzają mi się naprawdę rzadko, to zwyczaj kupowania o jedną tabliczkę czekolady więcej pozostał.
Dziś torty piekę już na wszystkie okazje, są zawsze bardzo spersonalizowane.
Zanim zacznę pracę, długo zastanawiam się, jakie dana osoba lubi smaki. Następnie obmyślam projekt dekoracji. Czasem dekoracja nawiązuje do tego, co osoba, dla której jest tort, lubi, a czasem po prostu tort musi być piękny. Celem jest, by obdarowany czuł się wyjątkowo, by wiedział, że prócz kilograma cukru i miliona kalorii jednak najwięcej w jego wypieku jest serca i dobrych intencji.
Tworzenie tortów stało się dla mnie aktywnością i zajęciem, które pozwoliło mi spełniać swoje zapędy artystyczne. Lubię wszelkie malunki, rękodzieła, jednak są one dla mnie mało praktyczne – ile obrazów można powiesić w mieszkaniu?
Co robić z kolejną szkatułką hand-made?
Natomiast przyznam, że nie spotkałam się z tym, aby ktoś zastanawiał się, cóż począć z tortem.
„Czary-mary”
Internet okazał się dla mnie kopalnią wiedzy.
Znalazłam tam przepisy i instruktaże, a także dużo fantastycznych osób, które też się uczyły. Rozmowa z innymi pasjonatami jest bardzo motywująca. Dobrze jest wiedzieć, że są osoby, które dzielą się swoimi umiejętnościami za dobre słowo. Miło jest też móc po jakimś czasie pomóc innym.
Jakiś czas temu założyłam na Facebooku stronę, gdzie postanowiłam wrzucać moje cukiernicze poczynania. Najdłużej myślałam nad nazwą. Wtedy pierwszy raz zastanowiłam się, dlaczego tak to lubię. Stronę nazwałam „Marzenia z cukrem” – moje marzenia o tym, dokąd chcę dążyć, co jeszcze chcę stworzyć i marzenia tych, dla których piekę. Jeden powie „to tylko tort”, a drugi zaniemówi.
Chciałabym, aby mimo wszystko obie osoby uśmiechnęły się na widok mojego wypieku.
Obecnie interesuję się już nie tylko tortami, ale także szeroko pojętym słodkim stołem, czyli tym, co może być równie piękne, a często mieści się na jednej łyżce.
Trudno mi powiedzieć, z czego jestem najbardziej dumna, ponieważ sama zawsze widzę, co jeszcze mogłam zrobić lepiej, i nadal czekam na ten ideał. Za to jestem ogromnie dumna z niektórych reakcji. Kiedy dla siostrzeńca mojego męża zrobiłam lizaki bezowe w kształcie pociągów, okrzyknął mnie mianem „ciotka czarodziejka”, a kiedy na urodziny wjechał na stół pociąg pospieszny, aż podskakiwał z radości. To magiczne porównanie podchwycił mój czteroletni synek, który na pytania, co robi jego mama, odpowiada: „czary-mary”. Najlepiej czuję się, przygotowując torty typowo artystyczne – dekoracje w postaci kremowych kwiatów, malunków, zwykle z nowoczesnymi dodatkami. Jednak czasem pokuszę się również o torty z typową masą cukrową, z którą pracuje się podobnie jak z plasteliną, tym samym można ulepić z niej prawie wszystko. Każdemu według marzeń.
Nie mam złotej rady dla tych, którzy chcieliby spróbować.
Mogę za to zapewnić, że wszystko jest na wyciągnięcie ręki – ważna jest odwaga i pasja. Mimo że w kuchni spędziłam dużo czasu, nadal czasem staję przed jakimś tematem i zastanawiam się – mówiąc po kucharsku – jak to ugryźć. Do tej pory sposób „po prostu zacząć” nigdy mnie nie zawiódł.
To co, może wspólnie przyrządzimy coś słodkiego?
Przepis na CAKE-POPSY ŚWIĄTECZNE
Każdy szanujący się łakomczuch dostrzegł pewnie nieraz w cukierni albo na jakimś słodkim stole na przyjęciu lizaki w czekoladzie. Długo myślałam, że jest to jakaś sekretna technika niemal na poziomie kuchni molekularnej. Tak było do czasu, aż nie spróbowałam wykonać ich samodzielnie. Są to małe kulki z ciasta na patyku zatopione w czekoladzie. Mogą być fantazyjnie przystrojone w zależności od okazji. Będą piękną ozdobą stołu albo prezentem dla gości.
Potrzebować będziemy ciasto bazowe – takie, z którego zrobimy kulki. Nadają się tutaj wszelkie ciasta typu „babka”. Spokojnie można wykorzystać dowolny z „babkopodobnych” wypieków – nie przeszkodzi nawet lekki zakalec. Zaopatrzyć musimy się jeszcze w patyczki lub łatwiej dostępne w każdym dużym markecie papierowe słomki oraz czekoladę (pamiętajcie o zasadzie „jedna na zapas”).
Z okazji zbliżających się świąt proponuję Wam cake-popsy z piernika, aby przemycić trochę tradycji w nowoczesnym wydaniu, czyli coś dla dziadków i dzieciaków w jednym.
CIASTO PIERNIKOWE:
Składniki mokre:
2 jajka
1 szklanka jogurtu naturalnego
100 ml oleju
Składniki suche:
250 g mąki pszennej
100 g cukru
3 łyżeczki przyprawy do piernika
2,5 łyżeczki sody
2 kopiaste łyżki kakao
Wszystkie składniki powinny być odstane – tak by miały temperaturę pokojową. W jednej misce rózgą kuchenną mieszamy wszystkie składniki mokre. Natomiast do drugiej miski przesiewamy przez sitko wszystkie składniki suche. Należy wsypać suche składniki do mokrych i wymieszać, aż utworzy się gładka masa. Masę wlewamy do prostokątnej formy o wymiarach 24x11 cm wyłożonej papierem do pieczenia lub wysmarowanej masłem i wysypanej mąką.
Ciasto wkładamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy w temperaturze 175 stopni przez godzinę. Na koniec wbijamy patyczek i sprawdzamy, czy po wyciągnięciu nie ma na nim mokrego ciasta – jeśli nie, ciasto można wyciągnąć i wystudzić.
Cake-popsy piernikowe:
250 g ciasta piernikowego
70 g mascarpone
70 g deserowej czekolady + 300 g deserowej czekolady do zanurzenia cake-popsów
Czekoladę (60 g) roztapiamy w metalowej misce umieszczonej nad garnkiem z wodą, mieszając co chwilkę, lub w mikrofali na niskiej mocy. Ciasto kruszymy bardzo drobno, a następnie dodajemy do niego mascarpone i roztopioną, przestudzoną czekoladę. Zagniatamy ciasto, aby powstała jednolita masa, którą da się obrabiać.
Formujemy z powstałego ciasta kuleczki i w każdą wbijamy patyk. Tak przygotowane „lizaki” wkładamy do zamrażalnika na około 20 minut. W tym czasie roztapiamy pozostałą czekoladę (300 g). Wygodnie będzie czekoladowy roztwór umieścić w kubku, aby dobrze maczało się nasze słodycze.
Wyciągamy lekko zmrożone cake-popsy i zanurzamy główkę w roztopionej czekoladzie.
Trzymamy chwilkę nad kubkiem, aby spłynął nadmiar czekolady.
Tak przygotowany lizak można ułożyć na tacce albo wbić patyczek przykładowo w styropian.
Trzeba poczekać do zastygnięcia, by później powkładać tak powstałe cake-popsy do kubków na stole.
Przed zastygnięciem masy można je jeszcze dodatkowo dowolnie udekorować – posypkami, polewami, cukierkami i czym nam się tylko zamarzy.
Smacznego!
Artykuł ukazał się w ramach cyklu publikacji o pasji w drukowanym piśmie – magazyn Zegarki i Pasja NR 14
Ania Faranka
10:24 22.12.2021Ciekawostki
Pasja: wyjątkowe słodkości przygotowane z wypiekami… na twarzy
Powrót do kategorii

REKLAMA

„Historia mojego zegarka Atlantic” - prezentacja zwycięskich prac. Część 3 (ostatnia).
Zapraszamy do zapoznania się z ostatnimi czterema pracami, które znalazły się pośród 10 zwycięskich historii wyłonionych w konkursie organizowanym przez Atlantic Polska, ...

Warto chronić swój zegarek. Wodoszczelność - kontrola szczelności zegarków
Kontrola wodoszczelności to proces, który powinni doskonale znać zegarmistrzowie, ale są nim także żywo zainteresowani tak sprzedawcy, jak i użytkownicy zegarków. W zakła ...

Patek i Czapek w Rapperswilu
W centrum położonego nad brzegiem jeziora Zurychskiego, szwajcarskiego miasteczka Rapperswil, w salach średniowiecznego, usytuowanego na wzniesieniu zamku mieści się Muze ...

Zegarki i Pasja 2021 – podsumowanie roku i najchętniej czytane publikacje
Początek stycznia to zawsze dobry czas na podsumowanie i refleksje nad minionym rokiem. Za nami 2021 – już drugi z rzędu rok, w którym nasze życie prywatne i zawodowe w d ...

Davosa Ternos Professional GMT TT – uniwersalny zegarek z praktyczną funkcją
Seria modeli Ternos szwajcarskiej marki Davosa, oparta na utartym wzorcu stylistycznym zegarków do nurkowania, to kolekcja, która od lat cieszy się niesłabnącym powodzeni ...

Certina odnawia partnerską współpracę z Visma Ski Classics
W tym roku marka Certina wraca na trasę jako partner i chronometrażysta męskich i żeńskich biegów przełajowych w ramach Visma Ski Classics Pro Tour. Szwajcarski producent ...

Miliard ostryg i wyjątkowy zegarek. Oris Aquis New York Harbor Limited Edition
Określenie „kultowy” bywa w ostatnim czasie nadużywane w stosunku do wielu przedmiotów, ale użycie go w odniesieniu do jednego z modeli zegarków typu diver marki Oris wyd ...

Wzrost eksportu szwajcarskich zegarków! Koniec pandemii dla branży?
Szwajcarska branża zegarkowa może niemal oficjalnie ogłosić koniec pandemii Covid-19. Wartość eksportu szwajcarskich zegarków we wrześniu, jak i w okresie pierwszych trze ...

Bulova Computron D-Cave. Zegarek przyszłości i cyfrowego świata
Kiedy w latach 70. i 80. XX wieku popularność zegarków elektronicznych i kwarcowych zaczęła rosnąć, marka Bulova odpowiedziała na to rosnące zapotrzebowanie oferując lini ...

Nowość 2022: Certina DS Chronograph Automatic 1968
Po bardzo udanej premierze modelu DS-2 Powermatic 80, który dumnie zdobi okładkę ostatniego wydania naszego magazynu Zegarki i Pasja NR 18, marka Certina postanowiła “wsk ...

2021 - Monokrystaliczny oscylator 40 Hz
Marka Frederique Constant wprowadza do konstrukcji mechanizmu oscylator wykonany z monokryształu krzemu. Element ten drga z częstotliwością 40 Hz (288 000 wahnięć na godz ...

Czas w motoryzacyjnym świecie przyszłości. QLOCKTWO dla BMW iX
Dopóki słynna „nerka” BMW nie przybrała rozmiarów wrót przeciętnej stodoły, ta samochodowa marka była moją ulubioną. Przetrwałem nawet Chrisa Bangle. Dziś po prostu cenię ...