Od momentu powstania, marka Perrelet konsekwentnie wprowadza różne innowacje w dziedzinie zegarmistrzostwa, wykazując śmiałość działania mocno zakorzenioną w jej DNA i wartościach. Abraham-Louis Perrelet - wynalazca zegarka z automatycznym naciągiem sprężyny napędowej prawie 250 lat temu, wiernie pielęgnował swoje pionierskie, awangardowe podejście oraz imponujące mistrzostwo w rozwoju zegarków. Kluczowe wartości, takie jak rygorystyczne standardy techniczne, jak również ekstremalna precyzja, są wpisane w wizję działania marki. Współcześnie firma dba o utrwalanie dziedzictwa zegarmistrzowskiego legendarnego założyciela marki, Abrahama-Louisa Perreleta, jak również jego następców, takich jak Louis Frédéric Perrelet.
W nazwie firmy widnieje rok 1777. To moment wynalezienia mechanizmu automatycznego naciągu zegarka kieszonkowego (więcej na ten temat tu: 1777 - Automatyczny naciąg sprężyny napędowej).
Wprawdzie trudno mówić o ciągłości produkcji i istnienia aktualnej firmy od czasów pierwszych działań A-L Perreleta, ale niewątpliwie sięganie do dziedzictwa i szczycenie się nim jest uprawnione.
Dzisiejsza marka Perrelet wypłynęła na szersze wody i rozwija się dzięki temu, że w 2004 roku dołączyła do grupy Festina. Od tego momentu widać rozwój oraz powstało sporo całkiem imponujących modeli. Ale także kilka niemal ikonicznych wzorów, do których możemy zaliczyć wykorzystywany przez firmę system Double Rotor i Turbine.
W bieżącym roku obchodzimy 10-lecie technologii Turbine. Perrelet świętuje jej dziesięciolecie prezentując nowy projekt i mechanizm z certyfikatem COSC „Turbine Evo”.
Mnie osobiście współczesne zegarki Perrelet kojarzą się głównie z charakterystycznym wyglądem ich tarcz. To właśnie zasługa wspomnianych wyżej rozwiązań. „Double Rotor” to opatentowany w 1995 roku podwójny wirnik, który stał się cechą charakterystyczną marki niemal natychmiast. Druga technologia, która niejako wprawia tarczę zegarka w ruch, to zaprezentowany w 2009 roku Perrelet „Turbine”. Od tego momentu hipnotyczny spektakl odbywający się na tarczy nadal zadziwia we wszystkich jego licznych odsłonach.
Słynna kolekcja „Turbine” obchodzi 10-lecie istnienia w 2019 roku.
Dla upamiętnienia tego ważnego punktu w najnowszej historii firmy, marka Perrelet stworzyła model „TURBINE EVO”, z całkowicie zmienionym projektem od strony wizualnej i nowym, własnym mechanizmem oferującym podstawowy odczyt czasu.
Powiązanie ruchomego elementu z zegarkiem, w tym wypadku wirnika zastępującego tarczę, niemal na pewno oznacza w końcowym efekcie zegarek o sportowym charakterze.
W nowym modelu ten charakter został zachowany, ale jego wizerunek jest w moim odczuciu bardziej dopracowany, dodając odrobinę współczesnego wyrafinowania. Ogólnie estetyka większości zegarków oferowanych przez markę Perrelet to udane połączenie uniwersalności, niewymuszonej elegancji z takim „doprawieniem” mniej lub bardziej uwydatnioną nutą sportową.
To zwykle oznacza udane zegarki do codziennego używania.
Prezentowany model świetnie wpisuje się w ten opis, odwołując się do sportowej stylistyki zegarków wysokiej klasy jaka narodziła się w latach 70-tych XX wieku za sprawą firm takich jak Audemars Piquet, Vacheron Constantin, Piaget czy IWC.
Sama koncepcja jest oczywiście kojarzona z Geraldem Genta. W wypadku Turbine Evo takie skojarzenie może przywoływać specyficzna integracja paska lub bransolety z kopertą.
Nazwa „TURBINE EVO” doskonale oddaje ducha nowych zegarków. „EVO” pochodzi ze słowa „ewolucja” i odnosi się do ewolucji zegarka, poprawy jego parametrów technicznych, ale i wyglądu dostosowanego do nowoczesnego stylu życia. Modele z linii TURBINE EVO to nowa, sportowo-elegancka koperta z niezbyt szeroką, ale mimo to dość masywną lunetą. Do tego dochodzą precyzyjne wykończenia i połączenie powierzchni szczotkowanych z polerowanymi. Użebrowanie na bokach koperty dodaje ekstrawaganckiego uroku, choć cały zegarek mimo dużej wyrazistości jest w wystarczającym stopniu stonowany.
Po raz pierwszy w swojej dziesięcioletniej historii, wszystkie mechanizmy w które wyposażono modele z kolekcji Turbine wykonane zostały w takiej specyfikacji, że posiadają certyfikat COSC (Contrôle Officiel Suisse des Chronomètres), poświadczający wysoką precyzję pomiaru czasu po przejściu serii koniecznych testów.
Nowoczesny styl zegarków podkreślają bardzo wyraziste i dość ekstrawaganckie wskazówki. Pracują one ponad wirującą turbiną, a wskazują czas, który odczytujemy dzięki trójwymiarowym indeksom w mieszanym układzie. Znaczniki są w postaci prostokącików i cyfr arabskich, które umieszczone są na pierścieniu okalającym turbinę.
Koperta wykonana ze stali nierdzewnej jest oferowana w naturalnej wersji kolorystycznej, ale także dostępna jest z czarną powłoką PVD lub powłoką PVD z różowego złota 4N.
Perrelet Turbine Evo to spory zegarek – jego obudowa ma średnicę 44 mm i grubość 13,82 mm. Jednak zintegrowane uszy dają szansę dobrego wyglądu oraz dopasowania także do szczuplejszych nadgarstków. Koronka nowego modelu nie jest teraz zagłębiona w kopercie, a jej rozszerzający się kształt pozwala na bardzo wygodna obsługę.
W najnowszej serii znajdziemy więcej stylistycznych smaczków.
Patrząc uważnie na tylną część obudowy, pierścień przeszklonego dekla otaczający szafirowe szkło zgrywa się niejako swoimi nacięciami z ozdobnymi rowkami wspomnianego wyżej użebrowania na bokach koperty. Dwunastoskrzydłowy wirnik widoczny od strony tarczy to element charakterystyczny wszystkich modeli Perrelet Turbine. Ten element ożywiający tarczę wraz z jej pozostałymi składnikami jest chroniony szkłem wykonanym z szafiru. Turbina, czy też śmigło – jak czasem określany jest ten element, wykonane jest z anodowanego aluminium z pięcioma wolframowymi przeciwwagami.
Element ten obraca się w wyniku ruchów nadgarstka.
Opisywany efekt można zobaczyć na wideo na przykładzie innego modelu Turbine:
W nowych modelach Turbine Evo, gdy ostrza wirują, zaczyna być widoczna cześć pod nim, która niejako ujawnia się w żywych odcieniach czerwieni, elektrycznego błękitu lub złota, w zależności od wersji. Wszystkie znaczniki godzin oraz wskazówki godzinowa i minutowa są wypełnione masą luminescencyjną, co optymalizuje odczyt nawet w złych warunkach.
Jak wspomniałem, nowy model „TURBINE EVO” wyposażono w nowy mechanizm z automatycznym naciągiem, Perrelet kaliber P-331-MH COSC z 42-godzinną rezerwą chodu. Przeszklenie dekla zapewnia możliwość oglądania tego całkiem przyjemnie wykończonego zegarkowego serca.
Połączenie technicznego, precyzyjnego i śmiałego designu ze sportowym charakterem daje nam zegarek doskonały do codziennego użytku.
Perrelet Turbine Evo dane techniczne:
Mechanizm:
Perrelet kaliber P-331-MH z automatycznym naciągiem i certyfikatem COSC
28 800 wahnięć balansu na godzinę (4 Hz)
Kamienie łożyskujące: 25
Rezerwa chodu: 42 godziny
Funkcje: Godziny, minuty i sekundy
Koperta:
Okrągła, stal nierdzewna, stal nierdzewna z czarną lub złotą powłoką PVD
Średnica: 44 mm
Grubość: 13, 82 mm
Szkło szafirowe z podwójną powłoką antyrefleksyjną
Dekiel wkręcany, z szafirowym szkłem
Wodoodporny do 5 ATM
Miłośników bransolet ucieszy informacja, że wreszcie także modele z kolekcji Turbine występują w takiej opcji. Dokładnie posiadają nową, pięciorzędową, nowoczesną i zintegrowaną bransoletą wykonaną ze stali.
Bransoleta jest dostępna z naprzemiennie polerowanymi i satynowanymi ogniwami ze stali z czarną powłoką PVD oraz ze stali z powłoką różowego złota 4N. Dzięki nowym uchwytom metalowa bransoleta jest doskonale zintegrowana z obudową i staje się z zegarkiem jednością. Bransoleta jest wyposażona w składane zapięcie ozdobione logo Perrelet.
„TURBINE EVO” jest również dostępny z paskiem wykonanym z poliuretanu i skóry cielęcej ze wzorem aligatora dla bardziej wyrazistego wyglądu. Modele w wersji z kopertami wykonanymi ze stali szlachetnej oraz pokryte powłoką PVD są wyposażone w pasek w kolorze czarnym. Podczas gdy wersja z kopertą pokrytą powłoką PVD w kolorze różowego złota ma pasek w kolorze brązowym.
Wszystkie wersje są wyposażone w elegancką klamrę i grawerowane logo.
Wszelkie nowości, recenzje zegarków oraz informacje dotyczące marki Perrelet znajdują się zawsze na indywidualnej podstronie marki tu – PERRELET.
Adrian Szewczyk