Pod koniec października 2020 na moją redakcyjną skrzynkę mailową otrzymałem wiadomość zatytułowaną: „propozycja artykułu”, a całą treść tej wiadomości stanowiło wyłącznie stwierdzenie: „w załączniku”, oraz dane personalne nadawcy. Regularnie od lat otrzymujemy wiadomości od Czytelników na naszą skrzynkę redakcyjną, podobnie jak stale otrzymuję różne zapytania i maile na moją skrzynkę osobistą, jednak tak enigmatycznej wiadomości dotychczas nie mieliśmy.
Wrodzona ciekawość oczywiście spowodowała, iż momentalnie zapisałem załącznik i otworzyłem go, by przekonać się, co oznacza ów tajemnicza „propozycja artykułu”.
Historia, którą poznałem, okazała się nie tylko ciekawa i wciągająca, ale także bardzo inspirująca. To historia, która powinna trafić pod strzechy, by stanowić „drogowskaz” dla innych!
Teraz – zgodnie z prośbą Autora – mamy przyjemność zaprezentować ją na łamach Zegarki i Pasja.
Panu Sławkowi serdecznie dziękuję, że zechciał się z nami podzielić swoją zegarkową historią.
Miłej lektury.
Maciej Kopyto
Marzenie o własnej pasówce.
Czytając artykuł z czasopisma „Zegarki i Pasja” nr 12, wydanie ze stycznia 2020 roku, pomyślałem, że spróbuję i napiszę do Państwa, by przekazać swoje zwierzenia. Wspominany artykuł był poświęcony osobie oraz pracy Mistrza wykonującego koperty do zegarków.
Do zegarka dorosłem wiele lat temu.
W młodości nie potrzebowałem zegarka na rękę i nie przywiązywałem do tego większej uwagi. Z czasem, pracując przy nagłaśnianiu różnych spotkań i imprez, wynikła potrzeba kontrolowania czasu, a były to czasy, kiedy telefon komórkowy stanowił większy i niedoskonały przedmiot i niczym nie przypominał dzisiejszych smartfonów, nie mówiąc o smartwatch-ach. A też nie zawsze telefon można było posiadać przy sobie, i nie był on tak łatwy jak dzisiaj w kontrolowaniu.
Dorosłem. Odwiedziłem salon jubilerski, jedną z „sieciówek”, wybrałem zegarek i poprosiłem do przymiarki. Podobał mi się, ale wtedy jeszcze nie interesowałem się aż tak zegarkami - okazało się, że złoty Breitling za sześćdziesiąt pięć tysięcy złotych był akurat dla mnie poza zasięgiem.
Zacząłem kupować i zmieniać zegarki - od prostych, tanich chronografów na baterię przez Gerlacha, aż po „naprawdę trochę lepsze”. Na święta pod choinkę zaplanowałem w prezencie dla Syna zakupić zegarek pamiątkowy od ojca. Wylicytowałem Omegę pasówkę z werkiem z 1914 roku. Klasyczna pasówka, obecnie robiona przez znanego polskiego wytwórcę pasówek.
Wymarzyłem sobie, że wykonam też sam dla siebie pasówkę.
Polowania na odpowiedni werk spowodowały, że mam już w swoich zasobach kilka niewykorzystanych mechanizmów kieszonek. Aż przyszedł ten właściwy moment i udało mi się zakupić właściwy werk kieszonki - Longinesa z 1904 roku. Mechanizm wykonany dla amerykańskiego domu jubilerskiego S.A. Asquith & Bro, Waterloo Iowa, mechanizm kalibru 18.68 na 17 kamieniach, adjustowany, kompletny.
No i zacząłem przygodę.
Na materiał koperty wybrałem brąz, do wykończenia którego zaplanowałem platerowanie srebrną pastą. Mam nadzieję, że do starego zegarka platerowany cienką warstwą srebra brąz będzie się przecierał i postarzał, dając ciekawy efekt.
Czy miałem rację i czy będzie ładnie? Czas pokaże.
Pierścień centralny koperty rozplanowałem z uchwytami do mocowania paska z jednego elementu. Cała operacja wytaczania wszelkich stopni i półek pod dekle i mechanizm, a także zewnętrzny obrys, musiałem toczyć z dwóch stron. Zwarzywszy, że dysponuje tylko dwoma tokarkami „marketowymi”, utrzymanie całości w osi, po obróceniu w maszynie było nie lada wyzwaniem.
Zabawa dopiero zaczęła się przy wytaczaniu dekli, zważywszy na dość skąpe wymiary ścianek.
Szkła szafirowe sprowadziłem z Chin, czy na pewno są szafirowa czy szafirowane - nie wiem, ale sprzedawca zapewniał że „są szafirowe”.
Dobre wytoczenie dekli pod szkła na „chińskiej” tokarce to już była naprawdę „zabawa” – udało się.
Boki pierścienia centralnego wyszlifowałem i dorobiłem uchwyty paska także z brązu.
Zegarek jest dość toporny, ale chciałem uzyskać efekt wizualny w postaci starego, dużego męskiego zegarka. Trochę pracy kosztowało dorobienie wałka naciągu. Werk wypycha cały czas sprężyną wałek do ustawiania godziny, a do nakręcania trzeba go wcisnąć. W związku z tym, po konsultacjach z zegarmistrzem „Kropidłowskim” z Polic, zaplanowałem wałek spięty klamrą zewnętrzną, która utrzyma wałek wciśnięty, a do regulacji czasu wystarczy odpiąć klamrę.
Ponadto, klamra ma wykonane gniazdo na lekko wystający z koronki wałek naciągu, co ma stanowić dodatkowy punkt podparcia wałka przy nakręcaniu. Zabawa z toczeniem na tokarce o rozstawie kłów 55 cm, osi wałka o całkowitej długości 5,6 mm i gwincie pod koronkę 1,7 mm okazało się o dziwo łatwe – niech mi ktoś powie, że nie da rady.
Pozostały końcowe szlify, platerowanie i oczywiście coś, co wolę powierzyć fachowcom, to czyszczenie regulacja werku u wspomnianego już zegarmistrza.
Polecam wszystkim wspieranie naszych rzemieślników, mistrzów, i zakupywanie zegarków z duszą, starych kieszonek obdartych ze złotych kopert i wskrzeszonych na nowo.
Polecam także, aby odważni Czytający moją historię przebyli sami podobną przygodę - spróbowali sobie zrobić we własnym zakresie unikatową pasówkę. Może moja nie jest idealna, ale jest taka jaką sobie wymarzyłem. Najważniejsze dla mnie, by zegarki były mechaniczne.
Sławomir Tomanek
Realizator dźwięku w Miejskim Ośrodku Kultury w Policach; dodatkowe wykształcenie mechanik oraz rusznikarz.
…
Bardzo cieszymy się, że magazyn i portal Zegarki i Pasja, oraz przygotowywane przez nas treści, nie tylko zachęcają dziesiątki tysięcy osób do poszerzania wiedzy i odkrywania świata zegarków, ale także stanowią inspirację do działania i realizowania swoich marzeń!
Serdecznie dziękujemy Panu Sławkowi za chęć przedstawienia nam swojej historii, i zarazem zapraszamy i zachęcamy naszych Czytelników do dzielenia się z nami swoimi ciekawymi zegarkowymi doświadczeniami.
Redakcja Zegarki i Pasja