Kto choć raz przeczytał „Pana Tadeusza”, z pewnością nie zapomni sceny powitania z rodzinnym domem młodzieńca, wracającego „ze świata” po dziesięcioletnim okresie edukacji. Pusty dworek stoi otworem, odsłaniając znajome kąty i prezentując nowości. Podniecenie i nostalgia są uczuciami budującymi nastrój tej sceny. Towarzyszą jej opisy sprzętów. Czy prawdziwe?
W kulturze europejskiej eksponowane miejsce zawsze zajmowały urządzenia do pomiaru czasu – artystycznie wykonane gnomony i różnego rodzaju zegary. W czterowierszu prezentującym takie urządzenie aż dwukrotnie powtórzone zostało słowo „stary” – jest nim „stojący zegar kurantowy” i wydzwaniany przez niego „Mazurek Dąbrowskiego”, pamiętane przez Tadeusza z lat dziecinnych. Ile czasu potrzeba, aby się rzecz w świadomości ludzi pozytywnie zestarzała? Pokolenie? Kilka pokoleń?
Nie staje się to samo. W przypadku antyków, a nie rupieci, skala zniszczeń musi być tak duża, że jednostkowo zachowanej rzeczy towarzyszy opinia unikatowości lub wykazany został związek z wybitną osobą, rodem, instytucją, regionem.
Akcja „Pana Tadeusza” rozpoczyna się w 1811 r., a więc Mickiewiczowskiego bohatera nie było w domu od 1801 r. Tymczasem pieśń powstała w prowincjonalnym włoskim miasteczku w 1797 r. Czy możliwe, aby tak szybko wzbudziła zainteresowanie zegarmistrza, który konstruując zegar dodał ten właśnie kurant do dzieła?
W opracowaniach, takich jak „Zegary gdańskie”, wzmiankuje się o zegarach z samodzielnym mechanizmem grającym. Wałek inaczej określany bywa pozytywką. Zegary pełniły więc w drugiej połowie XVIII i w XIX w. funkcję domowych urządzeń rozrywkowych, niemal taką, jak znacznie później – gramofony.
A wracając do mickiewiczowskiego zegara… Gdyby nawet zegarmistrz był znajomym Wybickiego i propagatorem jego twórczości, to czy możliwe, aby w ciągu czterech lat po napisaniu pieśni zegar (lub choćby wałek z kurantem do wariantowego zamontowania w zegarze) zakupiono do dworu na litewską prowincję? Popularność wszak pieśń zdobywała w czasie zwycięskiej kampanii napoleońskiej i w latach Księstwa Warszawskiego, dla Polaków tak pomyślnych. Tadeusz mógł więc dobrze znać melodię, ale to raczej nie „stary Dąbrowskiego” mazurek wygrywał mu zegar za pociągnięciem sznurka w dzieciństwie.
Natomiast fakt, że zegar mógł być starszy od modułu grającego, jest prawdopodobny. Na wystawie starych zegarów w pałacu hrabiów Pusłowskich w 1938 r. pokazano wśród wielu eksponatów „zegar szafkowy kurantowy”, w katalogu opisując go następująco: „(szafka z orzecha) z połowy XVIII w. Mechanizm muzyczny zegara typu rzadko spotykanego – dźwięki powstają przez uderzenie młoteczków w struny. Zegar wygrywa melodię zaczynającą się od hejnału Mariackiego i przechodzącą następnie w Mazurek Dąbrowskiego”.
Pierwszymi zegarkami osobistymi były pektoraliki, noszone przeważnie na szyi w formie wisiorka. Ze względu na kształt, rozmiary i miejsce, skąd najczęściej je sprowadzano, w nazewnictwie staropolskim utrwaliła się nazwa jaja (jajka) norymberskiego. Później dopiero skonstruowano zegarek kieszonkowy, który noszono na dewizce (ponadczasowo – był to łańcuszek z metalu, szczególnie z kruszców szlachetnych, w epoce romantyzmu – często wstążka, plecionka z włosów) i chowano w części garderoby, aby zapewnić mechanizmowi stabilność i w miarę stałą temperaturę, co gwarantowało większą dokładność wskazań. Na przełomie XVIII i XIX w. zaczęto pracować nad miniaturyzacją, stosunkowo szybko ją osiągając. Wojski jednak należy do starszej generacji bohaterów „Pana Tadeusza” i w scenie planowania łowów, używany przez niego zegarek kieszonkowy, podkreśla walory stroju i obyczajów – jest gruby, schowany w zanadrzu i umocowany na łańcuszku, wykonanym ze złota lub pozłacanym.
Każdy, kto używa zegarka, umie opowiedzieć o wyglądzie i w sposób mniej lub bardziej fachowy o jego podstawowych funkcjach. Mickiewicz nie wykazuje w swoim przedstawieniu jakiejś szczególnie dobrej znajomości zagadnienia, jednak subtelnie zwraca uwagę na zegarek jako rzecz związaną z postępową tradycją – nie jest on przecież jajkiem norymberskim, ale nie został też zawieszony na modnej włosiance lub kolorowej wstążce.
Warto w tym miejscu wspomnieć o osobistej znajomości poety z genewskimi wytwórcami zegarków (głównie kieszonkowych), którzy po powstaniu listopadowym wyemigrowali z Polski i są twórcami słynnej na świecie, działającej do dziś firmy Patek & Philippe. Tak napisała o tym Wiesława Siedlecka w książce „Polskie zegary”: „W krótkim czasie spółka znana była nie tylko jako placówka rzemieślniczo-handlowa, lecz także jako wysepka polskości.
Kto mógł, kupował zegarek polski lub choćby zajrzał do Patka i Czapka. Zegarki kupowała znakomita klientela – arystokraci, artyści, pisarze, muzycy, poeci. Znał ich m.in. Adam Mickiewicz, wykładający w pobliskiej Lozannie w 1838 r. Podobno zegarmistrzowie pomogli mu jakąś pożyczką, gdy poeta w następnym roku z całym domem, żoną i dziećmi przenosił się do Paryża. Mickiewicz wspominał o tym w liście do jednego z byłych wspólników firmy kończąc list słowami: «pozdrów Patka i Czapka»”.
W Księdze V, której akcja toczy się w zamku, dawnej siedzibie prastarego rodu Horeszków, przedstawiony został ładny epizod z dwoma ustawionymi w jednej sieni dużymi, podłogowymi zegarami (jeden z nich – jak wynika z opisu – ma uszkodzony kurant). Czy przodkowie hrabiego tworzyli w zamku kolekcję zegarów? A może Mickiewicz sugeruje, że powstała tu graciarnia? Nie!
Wyjaśnienie można znaleźć np. w katalogu wydanym z okazji 200-lecia Muzeum Wilanowskiego. Anna Kwiatkowska przy charakterystyce zegarów typu angielskiego podaje taką ciekawostkę: „W końcu XVII w. w komnatach pałacowych pojawiły się zegary podłogowe z długimi wahadłami, wykazujące się większą precyzją pomiaru czasu. Jednak sukcesy osiągano tylko w wypadku zastosowania odpowiedniej długości wahadeł. […] Dla precyzyjniejszego odczytu godzin stawiano zazwyczaj w jednym pomieszczeniu pary zegarów wzajemnie się korygujących”.
Mickiewiczowski eksponat ma skomplikowany naciąg, bo z reguły w zegarach „na klucz” dodatkowo nie rusza się wag – i na odwrót. Tutaj mechanizm chodu podtrzymywany jest sprężyną, która musi być naciągana kluczem, zaś mechanizm grający (kurantowy) działa samodzielnie, uruchamiany ręcznym podciągnięciem wagi. Chyba nie jest to pozytywka?
Poeta, niestety, przesadził pisząc, że mechanizm był rdzewiejący (wówczas żadne nakręcanie nie byłoby skuteczne, zegar po prostu by stał), ale wykazał się wiedzą o konstrukcji, bo tryby zegarowe są kołami z wieńcem zębatym, które wprawione w ruch zahaczają o zębniki i wydają charakterystyczny dźwięk.
„Dziwaki stare, dawno ze słońcem w niezgodzie,
Południe wskazywały często o zachodzie”.
Tak regularnie (codziennie o stałej porze) nakręcane przez gospodarza zegary południe wskazywały o zachodzie słońca? Ile więc musiały spieszyć? A może opóźniać? Sześć godzin czy więcej? Niby nie ma to znaczenia dla rozwoju akcji, ale zagadnienie jest ciekawe z kulturoznawczego punktu widzenia. Czy na pewno mickiewiczowskie określenie wskazuje na niepunktualność liczoną w minutach i godzinach? Użyte słowo „często” skłania do takiego sądu, ale wykluczyć nie można, że dla podkreślenia wyjątkowości przedstawianych zegarów mógł autor archaizować także wskazanie.
W minionych wiekach dobę liczono od zachodu słońca, a zegary miały jedną wskazówkę i tarcze 24-godzinne. Później dopiero opracowano system 12-godzinny, określając urządzenia mierzące czas dobowo – całym zegarem, zaś z cyferblatem 12 godzinnym – półzegarzem i przyjmując zasadę równych godzin, czasu strefowego (zamiast miejscowego, korygowanego zegarem słonecznym) oraz ustalając godziny zerowe na północ (wcześniej był to zachód słońca) i południe (wcześniej środek doby – wschód słońca). Taka interpretacja sugerowałaby niemożność skorygowania przez Gerwazego starego systemu liczenia godzin (południe według tego wypadałoby nie o zachodzie – jak napisano – lecz o wschodzie słońca), a z tonu („dziwaki stare”) domyśleć się można, że narrator jest w tym zakresie dobrze poinformowany. Przeliczenia godzin, które znajdowano w dawnych zapiskach, do zasad obowiązujących współcześnie, zajmowały przecież XIX-wiecznych uczonych. Interesująco pisał o tym m.in. Maurycy Dzieduszycki w popularnym opracowaniu o czasie i zegarach, wydanym we Lwowie w 1874 r.
Adam Mickiewicz napisał „Pana Tadeusza” 180 lat temu. Przeliczając, mogło to być w europejskim kręgu kulturowym 7 do maksymalnie 9 pokoleń. Czy to tak dawno? Powyżej omówione, trzy zaledwie przykłady, wybrane z jednego dzieła, wskazują na potrzebę odczytywania literackich zapisów z kluczem interpretacyjnym. Tym bardziej, że nie są to niuanse łatwe do rozróżnienia lecz subtelności. Taki klucz (ale nie gotowe podpowiedzi) do prawidłowego rozumienia wskazań i konstrukcji zegarowych można wciąż znajdować w materiałach źródłowych, przechowywanych w archiwach, w pracach matematyczno-fizycznych z epoki, ale sporo łatwiejsze w lekturze są późniejsze opracowania fachowe i zagadnieniowe. Do takich zalicza się m.in. popularyzatorskie prace o pomiarach czasu i urządzeniach do tego służących.
Joanna Nowak
Jest to skrót jednego z wątków referatu wygłoszonego przeze autorkę, na Międzynarodowej Konferencji Naukowej z cyklu Kategorie Kultury I – „Czas jako paradygmat kultury i natury” (Kielce, 23–24.10.2013).
Pani Joanna Nowak jest pracownikiem naukowym Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach.
Jako ilustracje wykorzystano także plansze autorki opracowania.