Z zegarkami Xicorr’a od zawsze mam pewien problem. Nie wiedzieć czemu, ich produkty będąc jeszcze w fazie projektowej, czy też na dostępnych, pierwszych wizualizacjach rzadko kiedy wywołują we mnie jakiekolwiek większe emocje. Sytuacja ta dotyczyła zarówno modelu Circle, M20, Garda czy też posiadanego przeze mnie F125 Akropolis.
Póki co, jedyny wyjątek od reguły stanowi projekt Junak, którego to nietypowe kształty i zastosowana kolorystyka wzbudziły moje większe zainteresowanie. Wszystko zmieniło się jednak diametralnie wraz z przeprowadzonym pierwszym testem modelu M20.
Spędzony razem okres przeszło dziesięciu dni spowodował, że nie dość, że mocno polubiłem tę markę to także dostrzegłem wiele smaczków testowanego zegarka, których to na dostępnych w sieci folderach nie widziałem. Sytuacja ta powtórzyła się i to ze zdwojoną siłą, kiedy to w moje ręce trafił model Akropolis. Efektem ubocznym tego testu był późniejszy jego zakup.
Tym razem za sprawą producenta nadarzyła mi się okazja przetestować jeszcze przed oficjalną premierą kolejny model z linii M20 o symbolu 200, który to kontynuuje tradycję marki związaną z tworzeniem zegarków inspirowanych polską motoryzacją.
Na tapetę została wzięta Warszawa 200 z roku 1957.
Jak to zazwyczaj w przypadku Xicorr’a bywa, także i w tym projekcie zaszył on kilka charakterystycznych elementów historycznej Warszawy, takich jak wyrazisty grill, strzała z maski samochodu oraz kształt cyfr niemal wyjęty z prędkościomierza.
Sam zegarek zaś, podobnie jak to ma miejsce w przypadku samochodowego protoplasty, stanowi rozwinięcie poprzedniej wersji modelu M20, z którym to także współdzieli kopertę.
Będąc już przy niej warto co nie co wspomnieć o jej jakości wykonania, bo ta stanowi mocny punkt obu projektów. Do jej produkcji użyto oczywiście stali nierdzewnej 316L, co w tej klasie produktu stanowi standard. Wszystkie powierzchnie poddane zostały procesowi szczotkowania, dzięki czemu zegarek zyskał typowy, praktyczny i użytkowy charakter.
Trzyczęściowa konstrukcja koperty, ze swojego wyglądu mnie osobiście przypomina walec.
Okazuje się jednak, że ten dość prosty kształt w połączeniu z bardzo charakterystycznymi, obłymi uszami sprawdza się wyjątkowo dobrze.
Nie bez znaczenia są tu oczywiście uniwersalne wymiary samej koperty wynoszące odpowiednio 42 mm średnicy, 12 mm wysokości oraz niespełna 50 mm od ucha do ucha, które to również pozytywnie wpływają na komfort użytkowania Xicorr’a.
Dwusetka, analogicznie do swojego starszego brata, bardzo dobrze przylega do nadgarstka i jej całodzienne noszenie nie sprawiało mi najmniejszych problemów.
Od spodu kopertę wieńczy zakręcany płaski dekielek, na którym możemy doszukać się pierwszego odwołania do swojego motoryzacyjnego protoplasty.
Na sporej powierzchni znalazł się bowiem ładny grawer Warszawy 200.
Dodatkowo producent umieścił tu też informację o zastosowanym szafirowym szkle oraz klasie wodoszczelności wynoszącej WR100.
Niestety, aby ją zagwarantować pokusił się on o zastosowanie zakręcanej koronki, która wymaga od nas odrobiny precyzji związanej z jej użytkowaniem.
Nie będę ukrywał, że w przypadku zegarków użytkowych nie jestem zwolennikiem tego rozwiązania.
Tu także warto zwrócić uwagę na jej dość nietypową lokalizację na godzinie 3:30, charakterystyczną dla polskiego producenta, oraz kształt, który mocno odbiega od tego znanego nam z modelu M20.
Kolejną nowością względem starszego brata jest zastosowany mechanizm grupy Seiko o symbolu TMI NH35. Fakt ten zapewne ucieszy wielu przeciwników chińskich werków produkcji Seagull’a, które to dotychczas były odpowiedzialne za napęd poprzedniej wersji M20.
Niestety, japońska konstrukcja, w przeciwieństwie do swojego poprzednika, nie może się poszczycić pracą balansu wynoszącą aż 28 800 wahnięć na godzinę, a jedynie 21 600, co w konsekwencji bezpośrednio przekłada się na płynność ruchu wskazówki sekundowej.
Poza tym oparty o 24 kamienie łożyskujące mechanizm posiada wszystkie inne niezbędne udogodnienia, takie jak możliwość ręcznego dokręcania sprężyny czy też funkcję stop sekundy.
Przy pełnym naciągu sprężyny rezerwa chodu powinna oscylować w granicach 41 godzin.
Będąc już przy mechanizmie warto jeszcze wspomnieć o niemal niesłyszalnej pracy rotora, co w przypadku produktów Seagulla nie było cechą tak oczywistą.
Paski we wszystkich Xicorr’ach to nuda.
Ich współpraca z polską firmą Pattini sprawia po prostu, że nawet chcąc się do czegoś w tym aspekcie doczepić, nie specjalnie jest do czego.
W testowanym egzemplarzu, w 22 milimetrowych uszkach znalazła się dość długa, klasyczna, czarna skóra przeszyta białą nitką, która dobrze wpisuje się w retro klimat dwusetki.
Pomimo jej lekkiej początkowej sztywności, nie ma najmniejszego problemu z prawidłowym dopasowaniem paska do naszego nadgarstka, a jego ewentualny nadmiar skutecznie możemy ułożyć za pomocą obecnych dwóch szlufek. Zwieńczenie stanowi zaś szczotkowana klamerka, na której to oczywiście znalazło się również logo producenta.
W zestawie otrzymujemy również drugi, gumowy, sygnowany pasek, który może stanowić dobrą, wakacyjną alternatywę dla skórzanej wersji, choć ta w moim odczuciu dużo lepiej pasuje do charakteru dwusetki.
Tak jak już wspomniałem na wstępie, tarcza testowanego Xicorr’a nie wywarła na mnie specjalnego wrażenia do momentu, aż nie ujrzałem jej na żywo.
Całe wrażenie lekkiej plastikowości projektu widocznego na wizualizacjach znika wraz z pierwszym kontaktem. Czytelność kanapkowych indeksów oraz charakterystycznego, umieszczonego w centralnej części tarczy grilla diametralnie różni się od tego czego oczekiwałem – oczywiście na plus.
Także pozytywny wpływ na wizualną stronę projektu ma zastosowany, wewnętrzny pierścień ze skalą minutową, który dodaje sporej przestrzeni.
Fakt ten nie jest bez znaczenia, bo znam kilka osób, które narzekały na płaskość tarczy w modelu M20.
W retro klimacie zostały również wykonane proste, polerowane wskazówki, które dobrze kontrastują z wyrazistą czernią tarczy ułatwiając odczyt wskazań. Oczywiście nie mogło zabraknąć na nich masy luminescencyjnej w kolorze analogicznym do tego, który został użyty w kanapkowych indeksach, a efekt świecenia miło zaskakuje.
Całość dopełnia czerwona, smukła wskazówka sekundowa z nawiązującą do samochodowego protoplasty strzelistą przeciwwagą. Takich rozczarowań jak z tą tarczą życzę sobie stanowczo częściej.
Nie wspominałem jeszcze, o pudełku Xicorr’a, które zawsze wywołuje u mnie szczery uśmiech.
Charakterystycznych, czarnych, blaszanych skrzyneczek nie da się po prostu pomylić z żadnym innym producentem. W środku poza zegarkiem i wspomnianym wcześniej gratisowym paskiem znaleźć możemy jeszcze przyrząd do jego zmiany oraz kartę gwarancyjną.
Całość sprawia bardzo pozytywne wrażenie i w moim odczuciu idealnie nadaje się na ciekawy prezent z polskim akcentem.
Za taki zestaw przyjdzie nam zapłacić niespełna 1 400 PLN, co jest według mnie dość dobrze wyważoną kwotą. Nietuzinkowa stylistyka, japoński mechanizm, szafirowe szkło i dwa paski w zestawie to mocne argumenty przemawiające za tym produktem.
Podobnie jak w przypadku ostatnio testowanego modelu G. Gelrach, tu także polskie korzenie i odwołanie do historycznego modelu Warszawy stanowią wartość dodaną.
Minusy?
Pewnie jakieś są, chociaż mnie, poza faktem zastosowania zakręcanej koronki przy klasie wodoszczelności wynoszącej WR100, ciężko do czegoś sensownego się przyczepić.
Podsumowując już moją przeszło tygodniową przygodę z nowym modelem Xicorr’a, muszę stwierdzić, że marka ta wie jak robić zegarki ciekawe.
Wszystkie ich produkty z jakimi miałem do tej pory przyjemność obcować miały w sobie to coś, co powoduje, że nie da się przejść obok nich obojętnie.
Dwusetce cechy tej również nie zabrakło.
Co ważne, dzięki rozsądnym wymiarom oraz stonowanej kolorystyce okazała się ona również zegarkiem wyjątkowo uniwersalnym i co ważne, pozbawionym nudy.
A właśnie takich zegarków przede wszystkim sobie i Wam życzę.
Autor: Jacek Słanina